SIERPIEN 80...

Tutaj kierujcie pytania do mnie, na które postaram się odpowiedzieć w miarę możliwości.

SIERPIEN 80...

Postprzez justyna z Wroclawia So, 20.08.2005 00:54

w Twoim dzienniku cos o sierpniu 80 wiec z tego co mam wybralam cos i to "cos" Ci przepisalam...


Nadeszlo lato 1980- strajki w Ursusie, nastepnie w Lublinie strajk generalny. W 1980 r ze Stoczni zwolniono bardzo wielu ludzi. Mnie juz po raz trzeci przeniesiono na inny wdzial bez prawa odwolania, mialam wyjsc po za Stocznie. 21 stycznia 1980 byl w tej sprawie trzygodzinny strajk, w ktorym bralo udzial okolo 80 osob.ludzie buntowali sie w bardzo niewielkim zakresie wiec dolaczenie do Ursusa czy Lublina nie bylo mozlwie. Rozmawialam nawet z nasza grupa o tym ,ze strajk w Stoczni nie bedzie mozliwy ze wzgledu na strach ludzi.Po tym styczniowym trzygodzinnym strajku sytuacja jeszcze sie pogorszyla: ludzie byli zastraszeni bo kierownik "darowal im" te trzy godziny z ostrzezeniem, ze "jezeli sytuacja sie powtorzy, wszyscy zostana dyscyplinarnie zwolnieni". Latem 1980 represje skupily sie na mnie: przenoszenie, "branie na dywanik"- po 30 latach nienagannej wielokrotnie wyroznianej pracy. Przetrzymywano mnie w strazy przemyslowej a nastepnie pisano ,ze sie spoznilam. Represjonowanie mnie bylo lekcja dla innych, zeby nikt na nic podobnego sie nie wazyl.Bylam u kresu sil, samotna wobec tych wszystkich represji, bo przeciez wszyscy - poczynajac od strazy przemyslowej, poprzez brygadziste, mistrza i kierownika, az po dyrektora naczelnego- byli przeciwko mnie.Cala organizacja stoczni przeciwko jednej osobie.Wygralam sprawe sadowa o powrot do pracy, lecz nikt nie chcial honorowac wyroku. Po kazdym dniu bylam u kresu sil: to nie praca mnie meczyla ale atmosfera. Dzieki Wolnym Zwiazkom Zawodowym nie rezygnowalam tak jak inni ktorzy w koncu machali reka. Kazdego dnia Borusewicz i Gwiazdowie podtrzymywali mnie na duchu. Andrzej Gwiazda z usmiechem powtarzal - Pani Aniu, nie zwolnia pani, Wiedza ,ze stocznia moze zastrajkowac, i wiedza,ze sa strajki w Lublinie. Dyrekcji Stoczni napewno nie zalezy na tym by byl strajk...
Jednak 7 sierpnia stalo sie, zostalam zwolniona. Mimo prawomocnego wyroku sadowego w kieszeni zostalam wyrzucona z pracy. Nie przypuszczalam wtedy,ze Stocznia stanie, nikt o tym nie myslal. Ludzie z WZZ rozwiesili plakaty o moim zwolnieniu oraz z zadaniem tysiaczlotowej podwyzki plac. Poniewaz dyrekcja nie honorowala werdyktu sadu , pozostalo odwolanie sie do opinii zalogi. Bylo to 14 sierpnia przed pierwsza zmiana, Liczylismy,ze w ciagu kilku godzin, najwyzej jednego dnia, dyrektor cofnie wymowienie i wszystko wroci do normy.
Pod plakatami gromadzili sie ludzie, czytali rozdawane ulotki. Nie bylo tam powiedziane,ze rozpoczyna sie strajk. Roslo oburzenie na dyrekcje, w swiadomosci ludzi rodzila sie potrzeba wspolnego zamanifestowania, lecz wciaz jeszcze przewazal strach. Dyrektor Wojcik oznajmil, ze "Anna Walentynowicz jest zwolniona dyscyplinarnie". Przypominano mu,ze mam za soba 30 lat pracy, brak mi 5 miesiecy do emerytury, ze otrzymalam kolejno Brazowy, Srebrny i Zloty Krzyz Zaslugi. Pod brama minuta ciszy uczczono pamiec zamordowanych w grudniu 1970 odspiewano Hymn Narodowy. I tak sie to zaczelo...
Zmuszono dyrektora aby wyslal po mnie samochod. Kolo godziny 10 przez plot dostal sie na teren stoczni Walesa i stanal na czele strajku, na czele Komitetu Strajkowego. Haslo do strajku zucil Jurek Borowczak z Wydzialu K5, bardzo aktywny uczestnik naszych zebran. Powiedzial " Musimy stanac w obronie Walentynowiecz, bo jezeli zwalniaja takich ludzi jak ona, to co zrobia z nami? Co my mamy do stracenia?" i z mala grupa przeszedl do duzego wydzialu kadlubowegho K3. Mazurkiweicz , sekretarz POP PZPR tego wydzialu, chcial odebrac transparent z napisem " Przywrocic Anne Walentynowiecz do pracy. 1000 zlotych dodatku drozyznianego". To pierwsze haslo porwalo ludzi, uznali,ze trzeba stanac w mojej obronie.
O rozpoczeciu strajku dowiedzialam sie o godzinie 7.00 w przychodni od Alinki Pienkowskiej. Chccialam zadzwonic do Warszawy do Jacka Kuronia, ale w Stoczni byla juz blokada telefonow. Wybieglam przed brame i tam zobaczylam czterech "znajomych" panow, ktorzy wysiadali z samochodu. Wiedzialam ,ze wiadomosci do Warszawy juz nie przekaze. Udalam sie do domu, Panowie za mna.Korzystajac z zamieszania na przejsciu przez jezdnie, skrylam sie u znajomych. Przez okno widzialam jak do czterech panow dolaczyly jeszcze dwie panie: szesc osob aby mnie schwytac. Zdawalam sobie sprawe, ze musze dotrzec do stoczni- mialam doswiadczenie z 31 grudnia, gdy zaloga strajkowala a mnie nie wpuszczono, nie moglismy sie skontaktowac. Znow dyrektor powiedzialby " Wy o nia strajkujecie a jej nie ma, lekcewazy strajk". I moglby rozpedzic ludzi grozba kary czy zwolnienia. Nie wiedzialam,ze juz wyslano po mnie samochod dyrektora.
Doptarlam do Stocznki okolo godziny 11.00. Komitet Strajkowy byl wybrany, na jego czele stal Lech Walesa. Poszlismy na rozmowe do dyrektora. Do Komitetu weszli : Jurek Boworczak, Bogdan Felski,Ludwik Pradzynski,Kuznikowa,Bobrowski,Mikolajczak,Jan Koniatek, Zbigniew Lis.Po polodniu znalazla sie w stocznmi cala nasza grupa, byli Gwiazdowie, Borusewicz, Alinka Pienkowska. Czulismy sie bezpiecznie, moglismy rozmawiac.Nie balismy sie bo nie planowalismy strajku na tak duza skale.Chodzilo tylko o obrone wyrzuconych z pracy. Nie wyszlismy na ulice zeby nie powtorzyl sie grudzien 1970. To byla nasza zasada.
nie wiedzielismy,ze zaczely sie strajki w innych zakladach pracy. 15 sierpnia stanela stocznia im. komuny Paryskiej w Gdyni czesciowo strajkowal MZK w Warszawie, przerwano prace w Zakladach Przemyslu Ponczoszniczego "Sandra" w Aleksandrowie Lodzkim, w Zakladach Tekstylno-Konfekcyjnych "Teofilow" w Lodzi. 16 sierpnia, trzeciego dnia strajku, dyrekcja zgodzila sie na nasze zadania, to znaczy na przywrocenie mnie i Lecha Walesy do pracy, zatwierdxzono rowniez 1500 zl dodatku do pensji. Walesa oglosil przez radiowezel zakonczenie strajku i zaapelowal przez rediowezel o odrobienie tych trzech dni rzetelna praca. Uslyszano to takze w Stoczni Remontowej, w Stoczni Polnocnej, "Elmorze" i PKS, podlaczonych do naszedo radiowezla.
Ludzie zaczeli opuszczac Stocznie. Walesa byl w dyrekcji. Do mnie i A.Pienkowskiej podeszla grupa stoczniowcow I Marek Mikolajczak powiedzial- Zalatwiliscie swoje sprawy i fajno, Walesa tez pracuje ale czy pomysleliscie o ludziach z malych zakladow? Przeciez ich rozwalcuja! A dyrektor wyrazil zgode bo inne zaklady juz tez strajkuja.
Pierwsza zawolala Alinka - Oglaszam strajk solidarnosciowy!
Wpadlismy do sali bhp, ale mikrofony byly wylaczone, bramy szeroko pootwierane, ludzie wychodzili.Dobieglysmy do bramy nr.3 i tam probowalam wytlumaczyc ludziom ,ze w obronie malych zakladow musimy teraz oglosic strajk solidarnosciowy. Nie sluchano mnie ktos krzyknal _ Chce sie pani strajkowac to prosze bardzo!
Rozplakalam sie Alinka wyskoczyla na beczke i zaczela mowic o koniecznosci wykazania solidarnosci z tymi ktorzy nas poparli. Ktos z tlumu zawolal " Ona ma racje! tych trzech dni tez nam nie podaruja! i zamknieto brame.
Taka sama scena powtorzyla sie przy bramie nr 1 i 2. Walesa juz wychodzil do domu, a dyrekcja nadawala komunikat,ze "do godziny 18 wszyscy musza opuscic Stocznie w celu zabezpieczenia jej przez straz przemyslowa". Gdy zamknieto ostatnia brame przy bramie nr 1 podano nam mikrofon. Z 16 tys ludzi pozostalo na terenie Stoczni okolo 2 tys ludzi. To,ze nie wyszli wszyscy,ze ogloszono strajk solidarnosciowy, to zasluga Alinki Pienkowskiej, ktora nie stracila glowy.Na poczatku nie balismy sie ale kiedy w poniedzialek, 18 sieprnia powstal Miedzyzakladowy Komitet Strajkowy rezprezentujacy 167 zakladow, kiedy powstala lista 21 postulatow, z tym najwazniejszym : o Wolnych Zwiazkach Zawodowych i zaczely sie rozmowy z Komisja Rzadowa pod przewodnictwem wicepremiera Pyki, wtedy przeleklismy sie. Mialy to byc rozmowy "gabinetowe", a w takich zawsze przegrywalismy. teraz jedynym cialem ,upowaznionym do rozmow, bylo prezydium MKS-u w Stocznu Gdanskiej. Przyznaje ,ze gdy wyjechal Pyka a jeszcze nie przyjechal wicepremier Jagielski - czulam i chyba nie ja jedna- wielki strach. Z podsluchu milicyjnego, z rozmow, ktore zlapalismy przypadkiem, dowiedzielismy sie,ze jest szykowany na Stocznie desant: miano aresztowac caly MKS, zastraszyc inncyh, zalamac strajk. A przeciez przez caly czas wracali Ci ktorzy pochopnie wyszli 16 sierpnia, przybywalo luidzi.
Poinformowano nas ,ze jeden z gdanskich szpitali zostal ewakuowany, ze oprozniono gdanskie wiezienie. Robiono miejsce dla nas. Ludziom o tym nie mowilismy zeby nie powstala panika.Gdyby przyszlo najgorsze to bylibysmy wspolwinni.Bylismy pewni,ze nie wolno wyjsc na ulice aby uniknac prowokacji,rozlewu krwi. Naszym zadaniem bylo wzmocnienie strazy robotniczej od strony miasta, od strony kanalow, ustawienie dzwigow swiatlami do wody,i dodatkowe oswiertlenie wszedzie tam gdzie bylo ciemno. Apelowalismy do ludzi z zewnatrz aby- kto moze- przyszedl i byl pod bramami.Obecnosc tych ludzi miala dla nas ogromne znaczenie,byla pewnym zabezpieczeniem. I ludzie przychodzili. Bylo ich pare tysiecy, stali przez cala noc.
Desantu na szczescie nie bylo lecz przezylismy chwile grozy.Jednak przetrwanie tej doby dalo nam pewnosc. Wiedzielismy ,ze nic nas nie moze zalamac.
Aby uchronic sie przed klamstwami i prowokacjami jak to bylo w 1970 postanowilismy przekazac prawde o sytuacji w Stoczni za posrednictwem Kuri Biskupiej w Gdansku. Wiadomosc dotarla do episkopatu Polski i do Papieza. To dodawalo nam pewnosci. W dniu 23 sierpnia , w sobote, wicepremier Jagielski, przewodniczacy Komisji RZadowej, odbyl pierwsze spotkanie z MKS-em. Caly przebieg obrad byl transmitowany przez radiowezel. tego samego dnia nakladem Wolnbej Drukarni Gdanskiej ukazal sie pierwszy numer Strajkowego Biuletynu Informacyjnego " Solidarnosc". Poznym wieczorem przybyla do Stoczni delegacja MKS-u ze Szczecina. Delegacji- dla zapewnienia jej bezpieczenstwa- towarzyszyl wiceminister Bialkowski. MKS zrzeszal juz 388 przedsiebiorstw.Zostalo uznane,ze podstawowym zagadnieniem jest rejestracja Wolnych Zwiazkow Zawodowych . Bez realizacji tego postulatu strajk nie moze byc zakonczony.
Gdy w TV przemawial Gierek, przed brama Stoczni odprawiana byla Msza sw. Walesa nawolywal do wysluchania przemowienia, na co ktos z tlumu odpowiedzial " w 1970 przywitalem z nadzieja nominacje Gierka. Dzisiaj mam zaufanie tylko do nas saamych, ufam tylko w nasza wlasna sile".Ktos inny ze smiechem powiedzial - Niech do partyjnych gada. pewnie zapyta czy pomozemy...
Walesa skomentowal to lapidarnie - Nas to nie obchodzi my mamy swoje 21 postulatow, bedziemy rozmawiac z ekipa rzadowa, na razie strajkujemy, az wladza przyjedzie do nas.
Drugi nerwowy moment nastapil 30 sierpnia, gdy wicepremier Jagielski chcial szybko podpisac porozumienie, pomijajac postulat czwarty, ten o wiezniach politycznych. Mowiono,ze stoja kopalnie , a hutnicy groza wygaszeniem piecow.Nie zdawalismy sobie sprawy,ze wlasnie te fakty byly przyczyna naglego pospiechu Jagielskiego. W obawie,ze cos przeoczylismy poprosilismy o przerwe w rozmowach. Trwala do nastepnego dnia a my analizowalismy punkt po punkcie, przez cala noc. Wtedy potwierdzily sie wiadomosci o strajkach w kopalniach. Odetchnelismy z ulga, to nie my popelnilismy blad, co innego zaczelo naglic Komisje Rzadowa.
Czwartego punktu nie chceli podpisac, udalismy sie wiec do ludzi na zewnatrz, szukalismy rady. Odpowiedzieli - Bedziemy strajkowali jeszcze nawet tydzien , ale nie zostawimy wiezniow politycznych.
To byl dla nas argument , wrocilismy na sale i Walesa powiedzial - To wola ludu, nie ma dyskusji.
Potem Andrzej Gwiazda odbyl trzy rozmowy sam na sam z Jagielskim, wreszcie po czwartej rozmowie spocony wicepremier powiedzial - Przyjmuje i ten punkt, zmusiliscie mnie...
i Tak zostalo podpisane nie zrealizowane do dzis porozumienie.
Przez caly czas nastroj byl dobry. Przed strajkiem, w tak wielkim zakladzie, nie znalismy sie, ludzie patrzyli na siebie wilkiem,nikt nie wiedzial kim jest ten drugi.Gdy po pierwszym przerwaniu strajku zaczeli wracac ci, ktorzy wyszli zrodzila sie prawdziwa Solidarnosc. Bylismy bogatsi o doswiadczenie grudnia 1970, wiedzielismy, ze powodzenie i bezpieczenstwo zaleza od naszej postawy, spokoju, rozwagi. Wplynelismy na to zeby wstrzymac sprzedaz alkoholu, by uniknac prowokacji. Byl zakaz sprzedazy nawet piwa. Duze sklepy pracowaly. Joanna Duda Gwiazda powiedziala - Przejelismy wladze w miescie. Musimy zajac sie organizacja zycia.
Wydawalismy zezwolenia na sprzedaz artykulow spozywczyc, dzialal transport zaopatrzenia,pracowaly piekarnie. Pracownicy, kierowcy mieli bialo-czerwone opaski, na sklepach wisialy flagi.
Przyszedl meldunek,ze natychmiast trzeba rozladowac statek z owocami cytrusowymi, bo sie zepsuja. Wydalismy portowcom pismo by uruchomili dzwigi wyladowali statek. Portowcy odpowiedzieli,ze sie nie zgadzaja bo wiedza jak dlugo takie owoce moga lezec na statku-chlodni, a gdyby uruchomili dzwig to sfilmowalaby ich TV i podala wiadomosc ze strajk zostal przerwany. Gdy powstalo istotne zagrozenie zepsucia owocow, odeslano statek do Szwecji z prosba aby tam zuzyc owoce a po strajku odeslac nam te sama ilosc.
Pracowaly zaklady rybne zeby nie zepsuly sie zlowione ryby. Musiala pracowac "Blaszanka" zeby byly puszki no i transport. Wszystkim tym kierowal 18 osobowy MKS skladajacy sie glownie z robotnikow - jedynie Gwiazda byl inzynierem a Gruszecki doktorem chemii.
Przez 18 dni strajku zycie Trojmiasta nie zamarlo, dobry nastroj panowal nie tylko wsrod nas ale takze wsrod calej ludnosci. Opowiadano mi taka scenke : do Brzezna, odleglego dziesiec kilometrow od dworca szedl stary czlowiek o lasce. Zatrzymal sie i zwrocil do motorniczego stojacego tramwaju - Stoicie i bardzo dobrze. To nic,ze jestem stary i mam chora noge, ja dojde,a wy stojcie az do zwyciestwa...
Przychodzili pod brame ludzie i opowiadali - Trzymajcie sie, nawet ekspedientki sie usmiechaja - Do puszki na pomoc strajkujacym ludzie wrzyucali pieniadze.
Skad sie wziela nazwa Solidarnosc? Skoro "Wolne Zwiazki Zawodowe" nie mogly przejsc przez gardlo wicepremiera Jagielskiego , naradzalismy sie z ekspertami : to byl strajk solidarnosciowy, nasz biuletyn nosil nazwe solidarnoisc wiec to sie samo nasunelo.
Podpisanie porozumiena przyjelam z ogromna ulga, z poczuciem bezpieczenstwa. Wtedy wierzylam slowom Jagielskiego _ podpisuje w imieniu rzadu i dotrzymuje slowa.
Uwierzylam , uwazalam,ze to jest wlasnie zwyciestwo.
Stocznie opuszczalismy dopiero okolo godziny 21. Walesa odjechal wczesniej z ksiedzem Jankowskim . lecz trzeba bylo zabrac materialy , ktorych zgromadzily sie dwa pelne samochody. Wierzylam,ze odpoczne,ze zacznie sie inne zycie. Nie przypuszczalam,ze przyjdzie jeszcze tak wiele trudnych chwil tak wiele goryczy i rozczarowan.
Rozpoczynajac strajk nie bylismy przygotowani na to,ze potrwa tak dlugo ale gdyby trzeba bylo zaczynac od nowa - bez chwili wachania i strachu zrobilabym to samo, moze z wiekszym doswiadczeniem. Wiem,ze to bylo sluszne, choc jeszcze pare dni przed strajkiem sadzilismy inaczej. Po propstu pod wplywem wydarzen swiadomosc spoleczna dojrzala wczesniej.

Anna Walentynowicz
Avatar użytkownika
justyna z Wroclawia
 
Posty: 911
Dołączył(a): N, 27.02.2005 19:21
Lokalizacja: Wroclaw

Postprzez Krystyna Janda So, 20.08.2005 04:43

Dziekuję.
Avatar użytkownika
Krystyna Janda
Właściciel
 
Posty: 18996
Dołączył(a): So, 14.02.2004 11:52
Lokalizacja: Milanówek


Powrót do Korespondencja