JANDY SKOK Z WYSOKO¦CI, ZABAWA W TEATR Z WIDZAMI W ROLACH

Tutaj kierujcie pytania do mnie, na które postaram się odpowiedzieć w miarę możliwości.

JANDY SKOK Z WYSOKO¦CI, ZABAWA W TEATR Z WIDZAMI W ROLACH

Postprzez o Cz, 03.08.2006 05:59

JANDY SKOK Z WYSOKO¦CI


To bardzo zabawne spotkanie - Krystyna Janda w kąpielowym szlafroku, uśmiechnięta przyjmuje swoich widzów-gości w Teatrze Polonia, zapraszając do wspólnej zabawy pt. "Skok z wysokości". Jej współpracownice rozdają ponad 20 "ról", niektóre są bardzo malutkie, ale dwie ho, ho - to rola męża i syna. Widzowie się nie opierają, bo są przygotowani na tę "niespodziankę" przez poprzedzający premierę rozgłos. Tylko recenzentka "Naszego Dziennika", Temida Stankiewicz, odmawia, zapewne dlatego, że pragnie zachować odpowiedni dystans, tak potrzebny krytykowi. Pomysł na to przedstawienie jest prosty - widzowie użyci jako domniemani partnerzy mają wypowiadać rozdane kwestie, najlepiej "na biało", czyli bez przesadnej interpretacji, Janda zaś robi resztę. Ale właściwie co robią? Czy to jest monodram? Nie, bo jednak gra z widzami. Czy to w ogóle jest dramat? Raczej nie, bo akcja tu nader wątła - mamy do czynienia z sytuacją przed decyzją: oto kobieta, która kończy 50 lat i ma lęk wysokości, a właśnie obiecała synowi, że skoczy z wieży do basenu, waha się, czy to zrobić. Przy okazji opowiada o prześladującym ją pechu. Sam miałem taką koleżankę - gdziekolwiek pojechała, wybuchały pożary, szalały tajfuny albo zaczynały się trzęsienia ziemi. Janda opowiada z wdziękiem i bezpretensjonalnie, choć ma kłopoty z tekstem (ale z kłopotów potrafi uczynić dodatkowy gag, w końcu to nie wersety z arcydzieła), a tekst przecież dość banalny, chwilami nużący. Janda o tym wie i swój skecz (bo to jest klasyczny skecz!) inkrustuje greckim muzykowaniem młodego zespołu, jako że kobieta opowiada swoją historyjkę na basenie hotelu w Grecji. Publiczność się bawi prawie do łez, ale z tego śmiechu niewiele zostaje na potem - cała zabawa kończy się z wyjściem z teatru. Jest to więc typowe przedsięwzięcie antraktowe (w dawnym teatrze to się nazywało interludium), na które może sobie pozwolić aktorka tak świetna jak Janda, ale przed którym należy przestrzec ewentualne naśladowczynie - trzeba naprawdę bardzo dużo umieć, żeby tak wspólnie się pobawić z publicznością (po 65 zł od osoby przy szczelnie wypełnionej sali w upalny, lipcowy wieczór).

"Jandy skok z wysokości"
Tomasz Miłkowski
Przegląd nr 31
02-08-2006













ZABAWA W TEATR Z WIDZAMI W ROLACH

Teatr piórem Temidy

To bodaj pierwszy spektakl w prywatnym Teatrze Polonia Krystyny Jandy, gdzie nie obraża się widzów, nie używa się wulgaryzmów, nie prezentuje się zachowań dewiacyjnych i nie próbuje się wmówić publiczności, że to norma, no i nade wszystko nie ukazuje się rodziny w wymiarze patologicznym, a przeciwnie. Mamy tu normalną, kochającą się rodzinę spędzającą wspólnie wakacje nad morzem w Grecji. Bohaterką spektaklu jest pięćdziesięcioletnia kobieta, która niemal od urodzenia cierpi na lęk wysokości, a teraz, aby go przełamać, zamierza skoczyć z trampoliny do basenu. Zachęcana zresztą przez swego męża i syna, a także inne wypoczywające tu osoby.
Tekst jest banalny i właściwie o niczym istotnym nie mówi. W slangu teatralnym określa się taką sztukę jako "ble, ble". Z pewnością można by ten tekst "pociąć" na kilka skeczy i pokazywać w jakimś kabarecie o niekoniecznie ambitnym programie. Autorka tej amerykańskiej sztuki, Leslie Ayvazian, jest aktorką i napisała ten tekst dla siebie, na swoje pięćdziesiąte urodziny. Rzecz ma formę monodramu, ale takiego monodramu, w którym oprócz bohaterki, granej przez Krystynę Jandę, jest liczna obsada składająca się z 26 osób. Tyle że nie aktorska i nie na scenie, a na widowni.
Otóż przed rozpoczęciem przedstawienia widzom rozdawane są kartki z kwestiami, które w danym momencie, na znak aktorki należy wypowiedzieć. Tylko bez psychologizowania postaci i bez własnej improwizacji - prosi Janda. I w ten sposób w historyjki opowiadane przez bohaterkę wplecione są kwestie innych postaci, jak syn i mąż kobiety, policjant, turysta i wielu, wielu innych. Tak więc raz po raz monodram zamienia się w dialog. Bohaterka, niby przymierzając się do skoku, gra na zwłokę, opowiadając liczne historie ze swego życia, które łączy jeden wspólny element: pech. Prześladuje on ją wszędzie, gdziekolwiek by się nie znalazła. I tak jest od dzieciństwa aż do dzisiaj. Wszędzie bowiem, gdzie tylko się pojawia, natychmiast wraz z nią pojawia się też jakiś kataklizm: trzęsienie ziemi, huragan, powódź czy wybuch wulkanu. I to nawet tam, gdzie tego wulkanu nie ma. A teraz tutaj, w Grecji, przy ogromnych upałach w jej pokoju nie działa klimatyzacja. We wszystkich innych pokojach działa, tylko nie u niej.
Autorka tekstu Leslie Ayvazian tak oto komentuje pomysł swej sztuki: "Napisałam ten tekst, ponieważ zależało mi na eksperymencie nawiązywania różnego rodzaju relacji z publicznością. Szukałam metody na to, by mogli wskoczyć do sztuki. W ten też sposób działa przenośnia 'Skoku z wysokości'. Doświadczenie każdej z osób, która odważyła się i przyjęła propozycję wzięcia czynnego udziału w tym eksperymencie, jest samo w sobie celem tego przedstawienia".
Ale tutaj, w Polonii, głównym celem tego spektaklu jest zabawa w teatr z publicznością po to, by na widowni jak najczęściej słychać było śmiech. I tak jest rzeczywiście, rozbawiona publiczność śmieje się już ze wszystkiego, nie tylko z anegdot opowiadanych w formie wspomnień z życia przez bohaterkę monodramu, ale nawet z przysłowiowego kiwnięcia palcem. Krystyna Janda aż do przesady wykorzystuje każdą szansę, by iść tym tropem i rozbawić publiczność. Za wszelką cenę. Ucieka się nawet do klownady i robienia idiotycznych min, na przykład wciągając na głowę czepek kąpielowy w taki sposób, by deformował jej twarz. No i to bieganie po drabinkach w rytm greckiej muzyki granej na żywo przez dwóch muzyków (szkoda, że jako reżyser nie powierzyła im choć minimalnych zadań aktorskich, bo stanowią oni czysto zewnętrzny element w tym przedstawieniu), jest również zabawne w tym samym stylu. Zupełnie niepotrzebnie odwołuje się do tak tanich chwytów. Mając przecież znakomity warsztat aktorski i własną, rozpoznawalną, Jandową nadzwyczaj wyrazistą ekspresję, wystarczyłoby tylko po nią sięgnąć, a nie naśladować jakieś amatorskie grepsy. Oczywiście, publiczność kupuje to z miejsca i śmieje się do rozpuku. Organicznie. I tylko organicznie, bo mózg można śmiało zostawić w domu. Tu byłby tylko zawadą.
Pamiętam jak w początkowym okresie grania przez Jandę monodramu "Shirley Valentine", który zresztą w porównaniu ze wszystkimi innymi rolami tej aktorki pobił rekordy popularności, krzywiłam się, że to taki banalny, mało ambitny tekst, choć spektakl był znakomity i sama bawiłam się na nim doskonale. To tamten tekst, w porównaniu z obecnym "Skokiem z wysokości" można określić jako "Himalaje intelektu". Oczywiście to duża przesada, ale coś w tym jest. Bo choć obie bohaterki - i ta z "Shirley Valentine", i ta ze "Skoku z wysokości" - to kobiety w podobnym wieku, o podobnym statusie społecznym (przy mężu) i o podobnej mentalności tzw. kury domowej (w jak najbardziej pozytywnym tego słowa znaczeniu), to przecież różnica w poziomie tekstu jest zasadnicza. Na niekorzyść "Skoku".
Zresztą, cała ta sztuka napisana jest tak, by widz nie wysilał mózgu. W końcu są wakacje, można by powiedzieć. Owszem, są, ale jedno drugiego nie wyklucza. Można się pośmiać i zabawić, nie wyłączając przy tym myślenia. Tym bardziej że aktorka tej miary, co Krystyna Janda mogłaby z powodzeniem podnieść poprzeczkę repertuarową w swoim teatrze. Bo ludzie przychodzą do tego teatru głównie "na Jandę", więc aktorka nie musi obawiać się o puste krzesła na widowni i nie musi aż tak komercyjnie dobierać repertuaru. Nie musi też aż tak zapatrywać się na Teatr Rozmaitości (nie dotyczy to "Skoku z wysokości") i starać się naśladować go w budowaniu własnego repertuaru. Bo kapitał artystyczny w postaci znajomości warsztatu (aktorskiego, nie reżyserskiego, bo tu mam sporo zastrzeżeń, także co do błędów w obecnym przedstawieniu), który posiada Janda, a który dla Rozmaitości jest wręcz nieosiągalny, powinien być zasadniczym punktem odniesienia i według niego powinna mierzyć swoje zamiary.

"Skok z wysokości" Leslie Ayvazian. Przekł. Joanna Tyrowicz i Krystyna Janda, scen. i kost. Maciej M. Putowski, Teatr Polonia, Warszawa.

Temida Stankiewicz-Podhorecka
Nasz Dziennik
2 sierpnia 2006








Ciekawe czy ta pani, która recenzuje każdą z Pani sztuk była choć na jednej. I pomyśleć, że potem moja babcia to czyta i za wszelką cenę stara się mnie sprowadzić na "dobrą drogę"! Ale wysyłam Pani...
Dobrego dnia.

Ps. Krótki urlop we Włoszech aktualny? Oby...
Avatar użytkownika
o
 
Posty: 2373
Dołączył(a): N, 24.04.2005 15:00

Postprzez Krystyna Janda Pt, 04.08.2006 03:21

T aPani pisze w Naszym Dzienniku i przystąpiła do Taligów. Ja dziękuję. Na razie muszę tu siedzieć a skrzydła związane.
Avatar użytkownika
Krystyna Janda
Właściciel
 
Posty: 18996
Dołączył(a): So, 14.02.2004 11:52
Lokalizacja: Milanówek


Powrót do Korespondencja