Grill a sprawa polska...

Tutaj kierujcie pytania do mnie, na które postaram się odpowiedzieć w miarę możliwości.

Grill a sprawa polska...

Postprzez GrejSowa Pn, 04.06.2007 19:20

Droga Pani Krystyno

I znów pogoda zaskoczyła meteorologów ;-) Oglądając rano prognozę i ciemnogranatową chmurkę, z której na ekranie telewizora lało jak z cebra, zabrałam ze sobą parasol. Nie przydał się...ale też było pięknie, choć bez deszczu... ;-) Źle znoszę upały, zwłaszcza na początku lata, więc ich zapowiedź trochę mnie przeraża...

Barańczak bardzo a propos niepoważnej sytuacji politycznej w kraju. Dziękuję, tego mi było trzeba!

Gratuluję premiery i życzę niezwykłych "zwykłych" widzów!

A teraz do rzeczy... Ogrodu "zazdraszczam". U mnie już dawno po otwarciu balkonu ;-) Mam z niego od lat piękny widok na zachodnią Ochotę, Szczęśliwice...a ponieważ to dziewiąte piętro, to oglądam to wszystko z góry - wokół wszystko poniżej i całe szczęście. Dużo zieleni no i cudowne zachody słońca. W upały trochę mniej cudownie, bo gorąco...Niczego się na ten balkon nie da przenieść, bo mały. Prawie w całości wypełnia go stojąca suszarka, bo nie lubię jak mi majtki i biustonosze dyndają pod sufitem, ani u siebie, ani u innych. No i obowiązkowo donica z kwiatami. Balkon zresztą w większej części zabudowany, więc panoramę Ochoty podziwiam raczej na stojąco. Każde wyjście na balkon jest od razu odnotowywane przez psa sąsiadów z góry ujadaniem tak głośnym, że pewnie nie słychać wtedy zapowiedzi pociągów tudzież pekaesów na Dworcu Zachodnim. Na moim balkonie regularnie ląduje ziemia z czyszczonych przez tych sąsiadów doniczek, woda, a właściwie błoto oraz popiół a nawet całe pety, że o dymie wdzierającym się nawet do mieszkania nie wspomnę. Odkąd na moją delikatnie zwróconą uwagę usłyszałam, że ależ przecież oni wszyscy "są po studiach", wycofałam się ze wstydem i nie śmiem wykształconym, czyli w ich mniemaniu automatycznie kulturalnym ludziom, mówić o zasadach dobrego współżycia lokatorskiego w bloku mieszkalnym. Ale zawsze lepiej mieć balkon niż go nie mieć. I to mnie cieszy.

A Pana Edka (tak Go "pieszczotliwie" nazywamy;-) to rozumiem. Jestem pewna, że nie ma nic przeciwko samym potrawom, ale raczej chodzi o sposób spędzania czasu przez większość Polaków w okresie letnim, styl życia, odżywiania, którego nie pochwala, i słusznie. Nie ma gorszej rzeczy, niż widok spoconych, spasionych facetów (trochę mnie tu wygina przeciwko chłopom...) z gołym (o zgrozo!) brzuchem zwanym potocznie bębnem, wcinających te wszystkie szaszłyki, karkówki i kiełbachy, że aż im tłuszcz spływa po brodzie, zakrapiających to wszystko niesamowitą ilością taniego piwska, odbijającego im się gromko między jednym przełknięciem a kolejnym, a następnie przez dobrą chwilę cmokających, ale bynajmniej nie z uznania dla smaku, tylko z powodu dłuższej nieobecności u dentysty. I dlatego, Pani Krystyno, na dźwięk słowa "grill" robi mi się trochę niedobrze, tak całkokształtowo. Mówiąc krótko i na temat: A fuj!
Ja wśród najbliższych z powodzeniem od samego początku "ery grillowej" w Polsce, promuję nazwę "barbecue", która się doskonale przyjęła i ku mojej uciesze jest przyjmowana przez coraz więcej osób. Pragnę nadmienić, że znaczna większość jest po studiach ;-). Proszę tylko się wsłuchać jak to brzmi "Do zobaczenia wieczorem na barbecue", albo: "Byłam wczoraj na wspaniałym barbecue...", albo: "Będziecie dzisiaj u nas na barbecue..?" itp...Pani Krystyno - barbecue w ogrodzie to jest coś! Zwłaszcza w TAKIM ogrodzie jak u "Jandów". A nie jakiś tam grill! Do barbecue "lecą" od razu wykwintne sałatki, dobre wina, sery...dobra muzyka...A jeśli piwko, to tylko z wyższej półki! Podobnie jak towarzystwo! A jeśli cmokanie - to wyłącznie z powodu rozkoszy dla podniebienia.;-)
Zamiłowanie do tej nazwy trwa u mnie już prawie 20 lat, kiedy to po raz pierwszy wyprawiłam się na zachód, a konkretnie do Londynu. Już w pierwszych dniach pobytu byłam gościem na barbecue w pięknym ogrodzie w posiadłości pod Londynem, wśród wspaniałych ludzi i cudownych roślin. Potem pracowałam jako kelnerka w dobrej restauracji. Tam "odkryłam" żeberka...barbecue...pycha!!! Słowo "barbecue" bardzo dobrze mi się kojarzy.

Pani Krystyno, proszę po prostu zapytać Pana Edka: "Słuchaj, kochany, a może byśmy tak na otwarcie ogrodu urządzili sobie barbecue...?". Znając Pana Edka, pewnie zapyta Panią: "Krysiu, czy Ty masz może na myśli ten zapyziały grill...?". Proszę wtedy udać, że zupełnie Pani nie wie o co chodzi i odpowiedzieć: "Nie, kochany, ja mam na myśli BARBECUE!".

Życzę Państwu udanego rodzinnego barbecue w ogrodzie na otwarcie sezonu ogrodowego i oczywiście czekaMY tu wszyscy na zdjęcia!

Ściskam, Pani Krystyno i życzę SAMCZEGO ;-)

MM
GrejSowa
 
Posty: 6298
Dołączył(a): N, 27.02.2005 17:55
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez Krystyna Janda Wt, 05.06.2007 20:25

A propos Barbecue ot tak.... Pozdrowienia.

Szaszłyki z Krewetek i Ananasa

Składniki: 4 porcje
16 ugotowanych krewetek tygrysich
1 mały ananas
świeże wiórki z kokosa

MARYNATA:
23 szklanki soku anansowego
2 łyżki białego octu winnego
1 łyżka brązowego cukru
2 łyżki wiórków kokosowych
Opis przygotowania: 45 min.
Ananasa przekroić wzdłuż na pół. Jedną połówkę pokroić w plastry, potem w kostkę. Przygotować marynatę: połowę soku ananasowego połączyć z octem winnym, cukrem i wiórkami w płytkim naczyniu. Dodać obrane krewetki i pokrojonego ananasa, delikatnie wymieszać. Wstawić do lodówki na 30 minut. Wyjąć z marynaty krewetki i kawałki ananasa. Nadziewać je na przemian na szpikulce. Marynatę zachować. Marynatę dokładnie zmiksować, resztę ananasa posiekać i dodać do marynaty, zmiksować. Przelać sos do małego rondla, gotować na wolnym ogniu przez 5 minut. Szaszłyki posmarować sosem, piec na rozgrzanym grillu przez ok. 5 minut, raz po raz polewając sosem. Szaszłyki podawać posypane wiórkami i z osobnym sosem
Avatar użytkownika
Krystyna Janda
Właściciel
 
Posty: 18996
Dołączył(a): So, 14.02.2004 11:52
Lokalizacja: Milanówek


Powrót do Korespondencja