Kochana Pani Krysiu, Witam Panią najserdeczniej!
Strasznie się obawiałam, że nie dam rady dotrzeć na Dancing (5.11.2009), bo mnie również coś bierze… ale dzięki różnym specyfikom wczoraj czułam się już trochę lepiej, towarzyszył mi jednak jakiś drapiący kaszel.. a to chyba gorsze… w kontekście wizyty w TP.. ale jakoś dałam radę i na szczęście nie dostałam napadu kaszlu.. w trakcie, bo chyba umarłabym ze wstydu.. A tu czytam, że i Pani nie w formie…. Matko! Strasznie Panią podziwiam.., że zaśpiewała Pani dla nas..
Dancing był wczoraj bardzo subtelny. Oglądałam ten spektakl 5 raz. Zajmuje on w mym sercu szczególne miejsce. Podczas tych 60 minut przenosi mnie Pani w zupełnie inny, zaczarowany świat, który jest niezwykle piękny. Za każdym razem WZBUDZA ZACHWYT coraz większy…. a Pani PORWIJ MNIE porywa me serce totalnie! Niesamowicie to Pani śpiewa, kiedy to słyszę, mam wrażenie, że oddech i serce mi się zatrzymują… Wielkie Ukłony! Wczorajszy Dancing odebrałam, wydaje mi się inaczej, bardziej osobiście.. może dlatego, iż parę dni temu był 1 listopada… Nie umiem wyrazić mej wdzięczności.
A wracając do „zdrowia”, to proszę się nie dawać, kurować i wracać do pełni sił, czego i sobie życzę
A w niedzielę zapowiada mi się fantastyczny dzień, w południe TRZY SIOSTRY, czuję się jakbym szłam na jakiś „poranek”… A wieczorem pokaz przedpremierowy filmu REWERS (w Kino Wisła) oraz spotkanie z reżyserem…
Myślę o tej Wassie…, która w pierwszym czytaniu.. (oczywiście tę wersję z 1956 r., tylko taką mam) wydała mi się taka surowa, oschła, nieprzyjemna… zastanawiałam się jak ją Pani pokaże, okazuje się, że spróbuję ją Pani obronić. Czekam więc z niezmierną ciekawością na możliwość zobaczenia Jej na deskach Och-teatru. O raaany tyle czekania… do stycznia? JA NIE DOTRZYMAM!
Dziękuję za chwilę szczęścia jakie przeżywam w Pani Teatrze!
Ps. PRASA:
W samolocie, wracając z Budapesztu, w pokładowym czasopiśmie znalazłam wywiad z Panią, teraz znalazłam go w sieci:
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
"Polonia cafe"
Magdalena Rigamonti
Kaleidoscope Nr 10/10-2009
19-10-2009
Polonia cafe
- Jestem rzemieślnikiem. Jeśli coś trzeba wyreżyserować, to ja to zrobię. Tyle lat jestem w zawodzie, że nabrałam już wprawy. Jeśli trzeba zrobić Czechowa, musical czy komedię, to zakasuję rękawy i zabieram się za robotę - mówi KRYSTYNA JANDA, aktorka, reżyserka i producentka.
«Spore emocje, wielkie nadzieje i bilety wyprzedane na cały miesiąc. Krystyna Janda, aktorka ze Złotą Palmą na koncie, reżyser i menedżer, opowiada o przygotowaniach do pierwszego w historii swojego teatru musicalu. I dlaczego, choć sama świetnie śpiewa, tym razem głos oddała innym.
Zabierze nas pani do "Bagdad Cafe"?
- Z przyjemnością, na całe dwie godziny. Postaram się przenieść publiczność Teatru Polonia gdzieś na pustynię, do tytułowej Bagdad Cafe.
A co panią podkusiło, żeby wystawić musical?
- Nasza publiczność od jakiegoś czasu czekała na muzyczny spektakl. Od dawna szukałam takiego tytułu, który zmieściłby się na scenie Teatru Polonia. A tzw. małych musicali jest niewiele. Poza tym historia przyjaźni dwóch kobiet, opowiedziana w tej sztuce, wydała mi się jakby napisana dla tego teatru. "Bagdad Cafe" nigdy nie był w Polsce wystawiany. To opowieść o starciu dwóch silnych kobiecych charakterów, o konflikcie, z którego w efekcie rodzi się przyjaźń, wreszcie historia o tym, że bez pokonywania własnych słabości i niechęci nic się w życiu nie może udać.
Skąd zna pani tak dobrze oczekiwania publiczności?
- Choćby z internetu. Codziennie otrzymujemy blisko 50 maili. Stąd wiem, co się naszej publiczności marzy, co jej się podoba, a co nic.
Ale podobno szukała pani dobrej farsy do wystawienia w Teatrze Polonia, a znalazła musical...
- Farsę również znalazłam, ale na razie nie mamy praw do jej wystawienia. To arcydzieło gatunku. Opowieść jest tak zabawna, że co/chwila przerywałam czytanie ze śmiechu. Marzy mi się, żeby zobaczyć ten tytuł na scenie.
Jest pani literackim szperaczem?
Nasz teatr nie ma kierownika literackiego, więc dobór repertuaru jest siłą rzeczy moim obowiązkiem. Po czterech latach działalności Polonii mam już wprawę w ocenianiu tekstów. Praktycznie po pierwszych dziesięciu stronach wiem, czy to coś, co mnie interesuje, czy nie. Wiele tekstów leżakuje i czeka na swoją kolej. Nie starcza mi na wszystko czasu.
Ma pani jakiś klucz w doborze tekstów?
- Robię taki teatr, jaki sama chciałabym obejrzeć i jaki sprawiłby mi przyjemność. Nie ma w tym żadnej większej filozofii. Jedyną logiką jest poziom tekstów. Poza tym, mam przyjaciół, znajomych, którzy co chwila podsyłają nowości i ciekawostki z całego świata, coś co, ich zdaniem, jest warte
Film "Bagdad Cafe" należy do tak zwanych dzieł kultowych. Czy pani się nim inspirowała?
- Nie, bo film i opowiedziana tam historia różni się od jego wersji musicalowej. W filmie jest tylko jedna piosenka, w musicalu aż 20. Poza tym inaczej rozkłada się dramaturgia, trochę inne są relacje pomiędzy bohaterami. Magda Czapińska i Andrzej Poniedziclski zrobili fantastyczne przekłady piosenek. Dzień, w którym zgodzili się to robić, był najszczęśliwszym dniem w produkcji tego musicalu. Chciałam, żeby wszystkie elementy spektaklu były na najwyższym poziomie, i udało się. Musiałam być wierna opowiadanej historii i muzyce. Poza tym mieliśmy spore pole do popisu. Musical to bardzo trudna forma teatralna. Na szczęście otaczają mnie profesjonaliści - Emil Wesołowski zrobił choreografię, a Jacek Kita zajął się stroną muzyczną. Poza tym w spektaklu grają aktorzy, którzy mają już na koncie udział w musicalach. Oni wszyscy byli moimi doradcami.
W całej Warszawie wiszą ogromne plakaty informujące, że Krystyna Janda wyreżyserowała musical. Czy dla pani "Bagdad Cafe" to również przedsięwzięcie biznesowe?
- Wystarczy policzyć, ilu aktorów i muzyków jest na scenie, sprawdzić, ile osób pracuje przy tym spektakłu, żeby zrozumieć, że ta produkcja ma niewiele wspólnego z przedsięwzięciem komercyjnym. Zważywszy, że na widowni jest tylko 270 miejsc. Na pierwszy rzut oka widać, że do "Bagdad Cafe" będziemy dokładać.
Może wyruszy pani z tym musicalem w tournee po Polsce?
- Bardzo chętnie, o tym jednak decydują sceny i teatry, które nas zapraszają. Polska nie jest zresztą aż tak dużym i bogatym krajem, żeby marzyć sobie o tournee w stylu Madonny.
Ale nie ma pani na co narzekać, bo bilety na październikowe spektakle są prawie wyprzedane... W zasadzie tak . I to mnie bardzo cieszy. Stanęła pani za reżyserskimi sterami. Nie korciło pani, żeby siebie obsadzić w jednej z głównych ról?
- Nie. Nie jestem wokalistką. Ja śpiewam bardzo specjalnie, a "Bagdad Cafe" wymaga ogromnych umiejętności wokaJnych.
Ale przecież Pani śpiewa. Nagrywała Pani płyty, dawała koncerty...
- Tak, ale z "Calling You", największym przebojem "Bagdad Cafe" mierzyli się już prawie wszyscy wybitni światowi wokaliści, a sam George Michael miał z nim spore problemy. Pytałam kierowników muzycznych w różnych teatrach, które aktorki w Polsce mogą zaśpiewać tę pieśń - wymienili tylko pięć nazwisk. Dwa z nich są na afiszu tego spektaklu, to Katarzyna Groniec i Ewa Konstancja Bułhak.
Jeszcze niedawno narzekała pani, że nie dostaje propozycji filmowych, a w tym roku zagrała pani aż w dwóch głośnych filmach. Ostatni, "Rewers", zdominował festiwal w Gdyni i będzie polskim kandydatem do Oscara.
- Nie miałam jeszcze okazji zobaczyć tego filmu. Mogę jedynie powiedzieć, że praca z Borysem Lankoszem, reżyserem, Marcinem Koszałka, operatorem, oraz wszystkimi aktorami i ekipą realizującą ten film była dla mnie ważnym przeżyciem.
Jakie zadanie przed panią postawili?
Spodobał mi się już sam scenariusz. Po pierwszej rozmowie z Borysem wiedziałam, że chcę robić ten film. Że podoba mi się jego myślenie o tej historii, i że to może być ciekawe doświadczenie. Nowe pokolenie filmowców, ludzie w wieku Borysa Lankosza czy Małgosi Szumowskiej, to ludzie, którzy wiedzą, jakie chcą robić filmy. I umieją to realizować. A co do filmowych propozycji, nie narzekam. Po prostu coraz trudniej jest mi się przełamać i przyjmować role, które kompletnie mi się nie podobają albo takie, z którymi się nie zgadzam. Poza tym, od pewnego czasu do niczego się nie zmuszam. Zresztą, ze względu na Teatr Polonia i nowo powstający Och-Teatr, nie do końca mogę sobie pozwolić na pracę poza fundacją. Niemało tu też reżyseruję.
Dobrze się pani czuje w tej roli?
- Tak, bo jestem rzemieślnikiem, (śmiech) Jeśli coś trzeba wyreżyserować, to ja to zrobię. Tyle lat jestem w zawodzie, że nabrałam już wprawy. Jeśli trzeba zrobić Czechowa, musical czy komedię, to zakasuję rękawy i zabieram się za robotę.
Jeden z największych polskich reżyserów - Andrzej Wajda - będzie reżyserował w Polonii...
- Wczoraj dostałam od niego list, że z powodów osobistych nie może się podjąć tęgo zadania i nie będzie reżyserował "Wassy Zeleznowej".
W takich sytuacjach pęka pani serce?
- To wielka szkoda, a w zasadzie katastrofa. Jednak w pewnym sensie przywykłam już do takich sytuacji, więc działam dalej. Są większe i mniejsze kłopoty. Na szczęście ciągle ten teatr jest dla mnie wielką przyjemnością i zawsze traktowałam tę pracę jako przyjaźń z ludźmi i zabawę. Jaka może być tragedia w teatrze poza tymi, które gramy.»
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
A w temacie Rewersu...
Plus Camerimage. "Rewers" kontra "Wrogowie publiczni"
6 listopada 2009
Znamy już kolejne tytuły zakwalifikowane do Konkursu Głównego festiwalu Plus Camerimage. O Złotą Żabę tegorocznej imprezy rywalizować będą m.in. dwa polskie filmy: "Rewers" Borysa Lankosza ze zdjęciami Marcina Koszałki oraz "Dom zły" Wojciecha Smarzowskiego ze zdjęciami Krzysztofa Ptaka . Również konkurencja zagraniczna zapowiada się bardzo interesująco.
"Rewers" i "Dom zły" to główni laureaci tegorocznego festiwalu w Gdyni i bez wątpienia to dwa najlepsze polskie filmy ostatnich miesięcy. Ich udział w Konkursie Głównym Plus Camerimage jest tego tylko potwierdzeniem. Operatorzy obu filmów to najwybitniejsi przedstawiciele tego zawodu w naszym kraju.
Marcin Koszałka ma na swoim koncie zdjęcia do tak znaczących polskich filmów jak: "Pręgi" , "Kochankowie z Marony" , "Rysa" i "Senność" . "Rewers" przyniósł Koszałce nagrodę za zdjęcia właśnie w tym roku na festiwalu w Gdyni. Twórca ten często też sam reżyseruje, na razie jedynie w kinie dokumentalnym. Znacznie większy dorobek operatorski jest udziałem Krzysztofa Ptaka, którego wysmakowane zdjęcia do "Domu złego" stanowią integralną część filmowej opowieści i decydują o jej niesamowitym klimacie. Ten polski mistrz sztuki operatorskiej ma w swoim dorobku zdjęcia do tak znaczących filmów jak: "Jasminum" , "Mój Nikifor" , "Pornografia" , "Edi" (Złota Żaba festiwalu Camerimage w 2002 roku), "Weiser" , "Panna Nikt" , "Łagodna" , "300 mil do nieba" .
Konkurenci zagraniczni już dziś przedstawiają się okazale. Do otwierającego festiwal "Get Low" , o którym pisaliśmy kilka dni temu, dołączyło obecnie kilka znaczących tytułów. Najważniejszym z nich jest "I, Don Giovanni" w reżyserii Carlosa Saury i ze zdjęciami Vittorio Storaro . Obaj panowie już mają tegoroczną Złotą Żabę w kieszeni - otrzymają ją za wspólny dorobek w duecie reżysersko-operatorskim. "I, Don Giovanni" jest ich najnowszym wspólnym filmem. To opowieść, której bohaterem jest włoski pisarz Lorenzo da Ponte, współpracujący w XVIII z Mozartem nad jego operą Don Giovanni. Pokaz tego filmu będzie jednym z pierwszych na świecie.
"Tlen" Iwana Wyrypajewa ze zdjęciami Andrieja Naidenowa i z udziałem Karoliny Gruszki niektórzy polscy widzowie mieli już okazję obejrzeć. Nie zmienia to faktu, że "Tlen" to jeden z najważniejszych rosyjskich filmów ostatnich miesięcy. Bohaterem opowieści jest Sańka, który nie usłyszał piątego przykazania i zabił żonę dla rudowłosej Saszy. Dlaczego? Bo łaknął tlenu pięknej dziewczyny. Film Iwana Wyrypajewa to ekranizacja jego kontrowersyjnej sztuki "Tlen", gdzie rapowano Dekalog i którą krytycy uznali za manifest "beztlenowców".
W naszej recenzji filmu "Tlen" pisaliśmy m.in.: W swoim drugim filmie Ivan Vyrypayew, jeden z najważniejszych rosyjskich dramaturgów młodego pokolenia, zmienił front. Jego debiutancka "Euforia" była kinem surowym, ascetycznym, "Tlen" przypomina bardziej "Pulp Fiction". Całość została włożona przez reżysera w ramy muzycznego koncept-albumu. Na początku pojawia się plansza, przypominająca ostatnią stronę okładki jakiejś płyty lub menu płyty dvd: są zdjęcia dwójki wykonawców, ułożone od 1 do 10 tytuły poszczególnych kawałków, które układają się w historię mieszkającego na prowincji Sańki, który zabił łopatą swoją żonę dla rudowłosej dziewczyny z dużego miasta o imieniu Sasza, są nazwiska kompozytorów.
Kolejny z tytułów, które rywalizować będą o Złotą Żabę festiwalu Plus Camerimage znany jest polskim widzom doskonale. To "Wrogowie publiczni" Michaela Manna za zdjęciami Dante Spinottiego . I ten operator otrzyma w tym roku specjalną Złotą Żabę, nie jest też bez szans w rywalizacji o nagrody regulaminowe, bowiem jego sposób filmowania "Wrogów publicznych" jest pod wieloma względami zaskakujący i budzi spory podziw.
Film wyreżyserowany przez Michaela Manna to opowieść o tym jak amerykański rząd próbował schwytać najsłynniejszych amerykańskich gangsterów lat 30. - Johna Dillingera, Baby'ego Face'a Nelsona i Pretty Boya Floyda. To właśnie dzięki tym akcjom, kierowane wówczas przez J. Edgara Hoovera FBI z niezbyt wpływowej agencji stało się potężną organizacją o światowej sławie. W obsadzie Johnny Depp i Christian Bale . Autor zdjęć Dante Spinotti to stały bywalec i ulubieniec Plus Camerimage. Był dwukrotnie nominowany do Oscara,
za filmy "Tajemnice Los Angeles" oraz "Informator" . W jego dorobku twórczym są tak znaczące filmy jak: "Cudowni chłopcy" , "Ostatni Mohikanin" , "Gorączka" i wiele innych wybitnych tytułów.
XVII Międzynarodowy Festiwal Filmowy Sztuki Autorów Zdjęć Filmowych Plus Camerimage odbędzie się
w dniach 28 listopada - 5 grudnia w Łodzi.
STOPKLATKA JEST PATRONEM MEDIALNYM TEJ IMPREZY
Więcej informacji na http://www.pluscamerimage.pl.
[opr. Krzysztof Spór]
http://www.stopklatka.pl