Pani Krystyno, jestem młoda. Nie wiedziałam tyle, nie słyszałam, nie rozumiem wielu spraw. Ale staram się żyć zgodnie z systemem wartości i zasadami, które uważam za dobre. Dużo czytam, oglądam, moją wrażliwość, może nawet nadwrażliwość kryje za ironią. Jestem pewna i wątpię. Czasem czuje się samotna, czasem jestem szczęśliwa. Nienawidzę być traktowana lekceważąco za coś, czego nie jestem w stanie zmienić. Tym razem tak mam z wiekiem. Jestem Pani ogromną wielbicielką, czytam i oglądam, śledzę Pani drogę, bywam w teatrach. Słucham Pani wywiadów, różnych, o teatrach, życiu, Białej bluzce, i przez Pani mądrość, poczucie humoru i wiedzę przebija jakiś ogromnie lekceważący stosunek do młodych ludzi. Bo nie przeżyli, bo wiedzą mniej, bo są głupsi, nieciekawi, bo i tak nie zrozumieją. Bo już wszystko minęło i ludzie gorsi. Mam na to jakiś taki bunt, bo ja też jestem młoda, ale nie chcę być bez znaczenia. Przecież nie wiek znaczy o wartości. Przecież ma Pani młodych synów, zna Pani dzieci przyjaciół, w Pani teatrach pracuje dużo młodych ludzi. Czy naprawdę uważa Pani, że młodzi ludzie nie warci są nawet zatrzymania? Czy rozmawia Pani z nimi z obowiązku? I nie piszę złośliwie, proszę mnie zrozumieć, ale szukam odpowiedzi, bo taki stosunek do młodych wypływa z wielu ust. A może to prawda? Może nie mamy znaczenia? My, młodzi? Nie wiem.
L.