Wielkie dzieki Pani Krystyno,
Za oknem szaro i buro i do domu daleko Oczywiscie problemow w glowie wiecej niz wtedy gdy swieci sloneczko. Az do momentu przeczytania Pani dzisiejszego wpisu
Uwielbiam Pani poczucie humoru, Pani dystans do siebie i Pani sposob przelewania opowiesci o takich sytucjach na papier. Jak bym miala przekazac stan mojego ducha po przeczytaniu o Pani "przygodzie z filizanka" to najbardziej pasuje mi tutejsze powiedzonko, ktore w doslownym tlumaczeniu brzmi okropnie: "You've made my day!" ("Zrobilas moj dzien"). Zawsze polski bedzie moim jezykiem i nigdy angielski go w sytuacjach bliskich sercu nie zastapi, ale tutaj akurat to "ich" krotkie stwierdzenie pasuje jak ulal. Od rana, jak sobie przypomne dzisiejszy wpis i sobie Pania wyobraze (w zwiazku z ta filizanka) to sie smieje sama do siebie
Zyczac, by filizanka nigdy nie mrugala pozdrawiam serdecznie!
zuzula
P.S. Dawno, dawno temu rozmawialam w Moskwie z pewna Rosjanka, osoba ktora wtedy pracowala w Muzem Puszkina. Znala pare jezykow, w tym dosc dobrze polski. Rozmawialysmy o jezykach wlasnie. Powiedziala mi wtedy, ze najpiekniesze slowo jakie w zyciu slyszala, slowo ktore brzmi w jej uszach jak takty najpieknieszej muzyki to polskie slowo "filizanka"...