Pani Krystyno, jednak to smutne, przyzna Pani, że w tak dużym mieście, stolicy kraju, jeden teatr na kilkaset miejsc nie może zgromadzić pełnej widowni na repertuar nieco poważniejszy, trudniejszy, wymagający głębszej refleksji.
Smutne to, nawet bardzo, zważywszy na fakt, że w czasach ustroju słusznie minionego (pisze to osoba mająca lat 38), polski teatr mógł poszczycić się nie tylko premierami autorów/tytułów dobrych, żeby nie powiedzieć wybitnych. Nie mówiąc o publiczności, tej inteligenckiej rzecz jasna, która waliła do teatru drzwiami, oknami i wszystkimi możliwymi otworami, jeśli tak można powiedzieć.
Cóź to się stało z tą lepszą widownią? Nie wychowaliśmy jej sobie. Chyba.
Z pozdrowieniami
Dan