śmiech przez łzy

Tutaj kierujcie pytania do mnie, na które postaram się odpowiedzieć w miarę możliwości.

śmiech przez łzy

Postprzez re: Śr, 08.02.2006 00:04

...
noc. za chwilę wtorek płynnie zamieni się w środę, a ja myślę ciągle... uporczywie. prawie do bólu... myślę o tym, czego doświadczyłam w niedzielę, widząc Panią na scenie... o tym, jaką gorycz niasą ze sobą listy zamieszczone tu przed moim... i o tym, jak miesza się to w mojej głowie... i jak kiełkuje...
przez piszących przemawia święte oburzenie... a ja... dostałam genialną lekcję - i to nie tylko historii... dostałam lekcję socjologii.
słyszałam reakcje publiczności, słyszałam też siebie - i moje obserwacje chyba nie są aż tak jednostronne i okrutne... dlaczego? bo zauważyłam, jak sposób skonstruowania tego monodramu wpływa na mnie, jak mnie ze sobą niesie i chcę wierzyć, że nie tylko mnie, ale znakomitą większość widzów... FAKT, pierwsza salwa śmiechu, nieuzasadniona, nie wywołana żadną konkretną sytuacją, a tylko KURWĄ po prostu sprawiła, że zesztywniałam i poczerwieniałam ze wstydu, ALE... przemyślałam. tak po ludzku. i doszłam do wniosku, że być może to była naturalna reakcja spowodowana najzwyczajniej w świecie szokiem. ja sama byłam z początku dość oszołomiona - choć przecież zdawałam sobie sprawę, czego się mogę spodziewać - i jeśli ktoś powie mi w tym miejscu, że nie był... lub, że nie uśmiechnął się podczas tej sztuki choćby raz - to z przykrością zaryzykuję stwierdzenie, że to on jej nie zrozumiał...
przekleństwa, z początku rażące, tnące monolog jak nóż, wraz z rozwojem opowieści stały się zupełnie niezauważalne - tak, by najważniejszym stała się treść, nie forma. i to było dla mnie niesmowite, właśnie ten zabieg - umiejętność zaszokowania publiczności, mówienie o rzeczach trudnych i wręcz niewyobrażalnych bez patosu, z lekkością, wręcz z humorem. DLACZEGO? bo właśnie tak - mówiąc kolokwialnie - chwyta się widza "za mordę", właśnie tak zostaje się w jego myślach jeszcze na długo po wyjściu z teatru, tak trafia z przesłaniem. a o to przecież chodzi... po to to wszystko...
dramat wojny w Jugosławii, wielkość spustoszenia, jakie z sobą niosła, tragedie zwaśnionych narodów i każdego człowieka z osobna, który musiał, chcąc nie chcąc, zetknąć się z tym ogromem cierpienia i bezsensownej śmierci - są tak przytłaczające i niewyobrażalne, że nie potrzebny jest dodatkowo patos i kir żałobny, kiedy się o nich mówi... i tego doświadczyłam właśnie ostatniej niedzieli... śmiechu - ale PRZEZ ŁZY.
jeszcze jedno, z czym się zgodzę w odniesieniu do poprzednich opinii - akcent końcowy był dla mnie tak wstrząsający, że potrzebowałam potem ciszy... a tu oklaski tak brutalnie przywracające mnie do rzeczywistości... choć... może one uratowały moje serce... które w tej grobowej ciszy zapewne by pękło...
re:
 
Posty: 1
Dołączył(a): Wt, 07.02.2006 08:49
Lokalizacja: Wroc

Postprzez Krystyna Janda So, 18.02.2006 08:36

List sobie wydrukuję i w momentach zwątpienia będę czytać....Dziękuję.
Avatar użytkownika
Krystyna Janda
Właściciel
 
Posty: 18996
Dołączył(a): So, 14.02.2004 11:52
Lokalizacja: Milanówek


Powrót do Korespondencja