Kochana Pani Krysiu,
Witam Panią serdecznie!
Dziś obejrzałam wreszcie „Tatarak”, najdłużej i najbardziej niecierpliwie oczekiwany film.. bo wyjątkowy, specyficzny, inny od tych, w których Pani grała do tej pory. Nasłuchiwałam, jak szumu wody, wszystkich doniesień, wywiadów, fragmentów, scen, recenzji… chłonęłam je jak gąbka, tak byłam spragniona.. Ale czy dobrze uczyniłam? Czy to nie ma wpływu na mój „odbiór” – znajomość tych dwóch scen, posiadanie informacji – o czym, dlaczego? Nie wiem, to już się stało. Z tą wiedzą poszłam na film.
(Pierwszy dzień po dłuuuugim zwolnieniu.. wiedziałam, że nie zdążę na 16:30, kolejny seans był o 18.30. A tak w ogóle to miałam bardzo udany dzień, wróciłam po 3 tyg nieobecności, wszyscy byli tacy mili...)
Wczoraj bałam się iść zobaczyć „Tatarak”, że za bardzo mnie poruszy… że będzie za dużo emocji.. potem, we mnie… Nie pomyliłam się. W napięciu, nieruchomo siedziałam… kiedy pojawiły się pierwsze kadry.. wody.. tej majestatycznej, tajemniczej, a zarazem pięknej – kiedy słońce przedostawało się w jej głąb, ale kiedy było widać tylko jej ciemną falującą powierzchnię – od razu przywoływała na myśl strach, śmierć...
Potem „weszła” Pani ze swoim monologiem… nie wiem dlaczego, po tych wywiadach wyobraziłam sobie, że film składa się z 3 części (teraz wiem, że żadna z nich nie mogłaby istnieć osobno), po kolei po sobie następujących, a pan Andrzej Wajda je tak pięknie skomponował, poprzeplatał wzajemnie, że stworzyły harmonijną całość.
Opowieść „iwaszkiewiczowska” jest dokładnie taka, jak ją widziałam oczami wyobraźni, czytając niedawno to opowiadanie. Może tylko tyle, że w Państwa „Tataraku” Boguś jest młodszy… no i bardziej inteligentny niż go „widziałam” u Iwaszkiewicza
„Tatarak” poruszył mnie do głębi.. bo.. jest mi Pani bliska.. jest Pani nie tylko moją ulubioną aktorką, niezwykle przeze mnie cenioną, ale jest dla mnie Pani ważna jako człowiek i właśnie przez pewnego rodzaju znajomość…. tym mocniej przeżywam wszystko to.. co Pani..
Pani Krysiu, to co Pani powiedziała było niezwykłe.. z jednej strony miałam przed oczami te ostatnie chwile pana Edwarda… po czym przewijały mi się przed oczami obrazy, wspomnienia o tym, jak odszedł najbliższy mi człowiek – mój dziadek, którego kochałam najbardziej na świecie, zastępował mi niejako ojca.. i ta choroba.. zawsze będę „mocno” odbierać każde o niej słowo, spotykam się z nią na co dzień, kiedyś była po prostu chorobą, na którą chorują „inni”, wszystko to.. dopóki nie spotkała kogoś mi bliskiego.. jak kiedyś Pani wspominałam.. poruszona po „Małej”… i na końcu.. przemówiła do mnie miłość, Państwa wielka miłość.. niestety nie wiem, nie poznałam takiego uczucia, znam zauroczenie… więc po wyjściu z kina zadzwoniłam do mojego ostatniego niewłaściwego zauroczenia.. nie ważne.. może jeszcze kiedyś spotkam Miłość, jeśli tylko jest mi pisana…
Dziękuję bardzo za to wszystko, kłaniam się panu Andrzejowi Wajdzie za Jego mistrzostwo, całej wspaniałej obsadzie, a przede wszystkim Pani, za to co Pani z siebie oddała, dzięki czemu pamięć o panu Edwardzie Kłosińskim pozostanie na zawsze…
Przepraszam za długi list, mam tylko nadzieję, że udało mi się odzwierciedlić, to co czuję…
Kochana Pani Krysiu bardzo dziękuję i pozdrawiam najserdeczniej!