Całe życie byłam sama...

Tutaj kierujcie pytania do mnie, na które postaram się odpowiedzieć w miarę możliwości.

Całe życie byłam sama...

Postprzez gerda Cz, 14.05.2009 19:26

Bolesny jest rachunek mojego 30-letniego życia.
Jestem sama. Zawsze tak było. Byli znajomi, przyjaciele, rodzina...ale tak naprawdę nigdy nie czułam, że komuś na mnie zależy, że mogę bezgranicznie komuś ufać i zadzwonić o 2 w nocy z problemem. Z czasem znajomości się pokończyły. Wiadomo małżeństwa, rodziny, dzieci...jako samotna osoba przestałam być w temacie.

Rodzina? Moi rodzice nigdy nie powinni się spotkać. A już mieć dzieci to na pewno nie. Wieczne kłótnie, wieczne stwarzanie pozorów, wplątywanie dzieci w sprawy rodziców i wychowywanie w poczuciu winy i przeświadczeniu, że jesteś gorszy od innych i tak nic Ci się nie uda.
Tak wyrastałam. Miałam ciepły obiad na stole codzień, wyprasowane bluzki i spodnie do szkoły, miałam się tylko uczyć i być grzeczna...Nigdy za nic nie dostałam pochwały, nikt nigdy mnie nie przytulił, nie powiedział, że kocha. Nie znam brzmienia tego słowa.
Nigdy się nie buntowałam, przynosiłam ze szkoły 5, nie chodziłam na dyskoteki i nie wisiałam na trzepaku. Nie paliłam, nie sprowadzałam chłopaków. Grzeczna ułożona dziewczynka. Ale dla rodziców zawsze brzydula, nikt, głupsza od innych...
Kiedy 2 lata po studiach znalazłam dobrą porządną pracę i stać mnie było na wyprowadzenie z domu...zrobiono mi karkołomną awanturę, wpędzono w koszmarne poczucie winy i płakano do słuchawki kilka tygodni...jaką to okropną jestem córką, że porzucam rodziców i śmiem sobie w wieku 26 lat ułożyć sama życie...Koszmar. Dowiedziałam się wtedy m.in, że i tak nikt mnie nie zechce, że faceci nie lecą na takie jak ja, że lepiej będzie jak nadal będę mieszkać w mieszkaniu rodziców w pokoju 2x3 i co drugi dzień wysłuchiwać do siedemdziesiątki wyzwisk ojca na matkę i jej płaczu i pisku oraz wołania mnie o pomoc...
Nie poddałam się. Rozpoczęłam własne życie...Samotne ale własne. Było ciężko i nadal jest...

Znam swoją wartość, mam do siebie dystans. Jestem wykształcona, staram się dbać o siebie, lubię swoją pracę. Kupiłam mieszkanie, spłacam kredyt i sobie jakoś radzę. Mam pasje ale też swoje przyzwyczajenia samotnej od zawsze osoby...

Nigdy nie miałam chłopaka. Nigdy żaden mężczyzna nie powiedział, że mu na mnie zależy czy mnie kocha. Nigdy nie dostałam kwiatów, maskotki, kolczyków...nie wiem jak to jeść romantyczną kolację, przeżyć cudny wspólny weekend. Nigdy nikt nie zaparzył mi rano kawy, którą tak kocham...Nikt nie pocałował mnie nigdy z uczuciem, miłością i nie objoł także...Nawet fizycznej bliskości jestem od zawsze pozbawiona, przez rodziców także. I boję się tej bliskości tragicznie.
Nikt nie był dla mnie dobry...

Jeśli ktoś się już pojawiał to okazywał się oszustem, traktował mnie jak przygodę albo był żonaty...Nie było to nic związanego z uczuciem czy szczerością wobec mnie.
Jedynym uczuciem obdarzył mnie dobry przyjaciel, którego znam całe życie i zawsze traktowałam jak brata...Wiem, że go zraniłam, że mogłabym mieć przy nim spokojne, uczciwe i dostatnie życie - nie martwiąc się już o nic. Wiem, że on jest dobry, ale co mam zrobić jeśli nic nie czuje? Przyrzekłam sobie, że nigdy nie wyjdę za mąż z rozsądku, nigdy.

Kochałam raz. Przez lata, bez wzajemności. On mnie nie skrzywdził. Pokochał kogoś innego. Jestem szczęśliwa, bo wiem, że jest szczęśliwy. Nie mam żalu.

Mija niedługo 30 lat mojego życia. Chyba inaczej sobie to kiedyś wyobrażałam...Wszystko co robię, robię sama i tylko dla siebie bo nie mam dla kogo...Taka kaleka emocjonalna. Weekend w samotności, urlop w samotności...
Nie siedzę w domu. Chodzę do kina, kocham teatr, zwiedzam sympatyczne knajpki i restauracje...Ale są rzeczy, które nie zostały mi dane, a które dla innych są czymś powszednim, normalnym...

Mam poczucie, że masę rzeczy mnie ominęło, że nie wiem co to bliskość, uczucie i miłość...

Tak mam kompleksy, przez dom, przez wychowanie, nie jestem piękna. Ale zwyczajna, normalna, lubię siebie i choć nie należę do zjawiskowych kobiet to chyba można by było mnie pokochać...Tak myślę.
Poznaje mężczyzn - różnych, ale jestem chyba zbyt wrażliwa i zbyt inteligentna by nie rozpoznać fałszu, obłudy, miałkości i pustki w głowie. Nie szukam ideału ale szczerości. A z tym mężczyźni mają problem...nie chcę by ktoś rozwiązywał moje problemy, ale także ja nie chcę być workiem do którego wrzuca się własne problemy i frustracje a jak worek się napełni - wyrzuca się go do kosza, bo spełnił już swoje zadanie.
Ech...długo by opowiadać...

Z dnia na dzień przestaje wierzyć, że kiedyś ktoś mi powie, że jestem dla niego ważna. A przecież chyba o to właśnie w życiu chodzi? By być dla kogoś ważnym, jedynym...

Czy uda mi się przeżyć kolejne 30 lat bez słowa kocham i w poczucie, że jestem nikomu niepotrzebna...?
gerda
 
Posty: 1
Dołączył(a): Cz, 14.05.2009 19:21

Re: Całe życie byłam sama...

Postprzez Krystyna Janda So, 16.05.2009 11:25

Uda się jeśli będzie trzeba. Ale po pierwsze 30 lat to dopiero początek, po drugie trzeba się przyjaźnić z ludźmi a najlepiej ich szukać wśród potrzebujących . Niech mi Pani nie mówi ze żyjemy w świecie w którym nie można się zaprzyjaźnić bo każdy Panią oszuka. A co do miłości ...no cóż, to jest trudniej ale nie beznadziejnie. Powodzenia.
Avatar użytkownika
Krystyna Janda
Właściciel
 
Posty: 18996
Dołączył(a): So, 14.02.2004 11:52
Lokalizacja: Milanówek


Powrót do Korespondencja



cron