Powoli szykuje się do jej wizyty. Zawsze przychodzi tak niespodziewanie. Raz! Dwa! Właściwie to nie wiem dlaczego mnie nie uprzedza. Nie napisze listu na kartce papieru, nie zadzwoni. Nawet nie prześle maila. Nic, po prostu nic. Zapuka lekko, choć czasami gwałtownie, i jest tak od tak przed mym domem. Zima... Ale zanim ona oszroni moje okna na dobre w przepiękne arcydzieła to minie sporo godzin, a może nawet i dni, a ja napiszę coś jeszcze. Nie powiem konkretnie co, bo nie wiem tego sam. Jak co dzień, co noc siedząc na niewielkiej kanapie z dala od domu, od oszronionego drewnianego okna, wełnianego szalika i jednej niebieskiej rękawiczki bo druga gdzieś zgubiona w niewidzialnej krainie rzeczy porzuconych, niczyich. Cisza. Siedząc tak dopadł mnie ból. Ból co wypalił w mojej duszy małą dziurkę. Nie na zawsze, na momencik, lecz to boli nieustannie. Trzeba coś było zrobić, czymś wyleczyć, coś przeżyć tak od zaraz. Cisza. Napotkałem gdzieś na półce, w sklepie małą książkę jak lekarstwo – "Tatarak". Mam ją całą pochłoniętą w chwile i sekundę jedną. Każde słowo mistrza, każde zdjęcie z planu wciąż przeżywane w środku, we mnie. I te usta zimne, i ta przystań z drewna i drzewo jaśminowe. A! I bym zapomniał o obrazku strona dwudziesta ósma gdzie pan Wajda tak jak chłopczyk mały w szelkach, z ramionami w górze i szerokim uśmiechem raduje się, a co ważne taki wolny i niewinny jak ten ptak co na zimę odlatuje. Przed odlotem puszy piórka, dziobek myje, lecz czy zdąży przed jej najściem? Nie wiem. Czas pokaże, ja na pewno pozostanę tu, przez dni parę. Z panem Iwaszkiewiczem i jego zapachem tataraku co swą wonią z mojej duszy siwy dym przepędził.
09.11.2009
PS. Pani Krystyno dziękuje za filmowy Tatarak, i tą cześć w pustce, w cieniu, w niewielkim pokoju. Sam na sam z tym co było jest i co będzie.
Pozdrawiam i podziwiam
/Jacek/