press

Tutaj kierujcie pytania do mnie, na które postaram się odpowiedzieć w miarę możliwości.

press

Postprzez nat Pn, 31.05.2010 12:37

Robię teatr, jaki sama chciałabym oglądać
Artur Włodarski, Sylwia Śmigiel
2010-05-31

Publiczności można proponować dużo odważniej tematy, sposoby realizacji. Jest mniej mieszczańska, bardziej otwarta. Dużo bardziej świadoma i wymagająca niż przed laty - mówi Krystyna Janda, której udało się stworzyć Teatr Polonia, jedną z najbardziej popularnych scen w stolicy.

Artur Włodarski, Sylwia Śmigiel: Czy Teatr Polonia jest taki, jaki był od początku w pani wyobrażeniach?

Krystyna Janda: Jeśli chodzi o sprawy artystyczne - tak. Wielką niespodzianką i zaskoczeniem jest dla mnie publiczność i jej reakcje. Przychylność do teatru jako takiego, nawet przy naszych niedociągnięciach. Ale rzeczywistość i specyfika rynku sprawiły, że to, jak dziś prowadzony jest Teatr Polonia i Och-teatr, daleko odbiega od moich wyobrażeń sprzed pięciu lat. Wydawałoby się, że najrozsądniejsza i najbardziej opłacalna rzecz - granie tytułu jak najdłużej po premierze, po kampanii promocyjnej spektaklu, granie tego samego tytułu nawet do trzech miesięcy, najkorzystniejsza z punktu widzenia kosztów eksploatacji - jest absolutnie niemożliwa. Ale nawet gdybyśmy przyzwyczaili publiczność do tak długich setów, aktorzy dają nam do dyspozycji najczęściej dwa, trzy dni, co wydłuża eksploatację na lata. Ciągłe zmiany dekoracji i ustawienia świateł podrażają bardzo koszty prowadzenia teatru. Za to publiczność "poluje" na spektakl.

Co jest najtrudniejsze w „robieniu” teatru?

- Zawsze byłam aktorką, którą interesowało wszystko, co działo się dookoła. Nie tylko moje granie. 30 lat kieruję swoją karierą, zwracając uwagę na potrzeby publiczności i jej gusty. Mam sprecyzowane poglądy: i światopoglądowe, i estetyczne. I robię teatr taki, jaki sama chciałabym oglądać. Sama gram i reżyseruję najlepiej, jak umiem. Teatr jest dla mnie najwspanialszym i najprzyjaźniejszym miejscem na świecie. Według mnie nie ma w tym żadnej innej filozofii. Artystą się bywa. To wszystko nie jest proste. Ale nigdy nie przypuszczałam, że będzie proste.

Skąd bierze pani nowe sztuki? Podobno niemal codziennie czyta pani nadesłane teksty.

- Na 50 przeczytanych sztuk zainteresowania warte są najwyżej dwa, trzy tytuły - i to pod pewnymi warunkami. Pisze się bardzo dużo, ale piszą "nieprofesjonaliści". Sztuka teatralna wymaga rygorów - konstrukcyjnych, czasowych, a tych autorzy przeważnie nie znają. Otworzył się też wielki rynek tekstów zagranicznych, powiększyła się znacznie liczba tłumaczy. Dostępność wszystkich tekstów światowych jest w zasadzie stuprocentowa.

Czy nasza widownia teatralna ewoluuje? Jak zmienił się jej gust w ciągu np. ostatnich dwóch dekad?

- Podobno publiczność jest wszędzie, we wszystkich teatrach w Polsce. Mówi się o boomie teatralnym. Na naszych widowniach jest prawie zawsze pełno. Jeśli nie - zdejmujemy tytuł. Publiczności można proponować dużo odważniej tematy, sposoby realizacji. Zresztą teatry nabierają charakterystyki i każdy z nich gromadzi swoją publiczność. Do nas zawsze przychodziła inteligencja i ludzie w średnim wieku. Przez otwarcie Och-sceny znacznie rozszerzyliśmy spectrum.

Wyborcza.biz
__________________________________________________________________________________________

A może by tak... własny teatr? Prywatka z Melpomeną
Artur Włodarski, Sylwia Śmigiel
2010-05-31

Obrazek
Krystyna Janda dla "Gazety": - Przyznaję, straciliśmy płynność finansową. Pierwszy raz od pięciu lat pomyślałam, że może czas już zwijać żagle...

To chyba najbardziej szalony pomysł na biznes. Już Jerzy Grotowski, wizjoner i reformator teatru twierdził, że to nie może się udać.

Faktycznie, teatr to nie apteka, sklep z butami czy zakład pogrzebowy. Świetnie można się bez niego obyć, co przyzna połowa Polaków, która nigdy nie uległa urokom Melpomeny. A ta musi konkurować dziś z 10. i 11. muzą. Walczyć nie tylko o nasze pieniądze, ale i czas. W telewizorze mamy już nie 5, ale 500 kanałów. Mamy DVD z ostrym jak brzytwa obrazem i wielokanałowym dźwiękiem. No i mamy Internet, w którym jest wszystko. Po co więc komu teatr? Zwłaszcza w kryzysie? Tyle że właśnie teraz teatry wyrastają jak grzyby po deszczu. Jak to możliwe, że wychodzą na swoje? I to prywatne? By to ustalić, udaliśmy się do kilku z nich.

(...)

4. Teatr Polonia, czyli siła nazwiska

Miejsce triumfu teatru nad kinem. I mariażu sztuki z biznesem. Sponsorzy teatralni doczekali się tu nobilitacji - dostali fotele z tabliczką i nazwiskiem. Z wdzięczności i na dowód, że Sztuka przez duże "s" wymaga jednak dużych Sum.

Roman Osadnik, dyrektor teatru Polonia, cicho ale szczerze opowiada o finansowej stronie teatralnej pasji Krystyny Jandy.

Ile musieliście wydać, by wystartować?

- Około 5 mln zł. W tym prawie 2 mln zł dotacji z Ministerstwa Kultury na budowę i sprzęt. Sporo materiałów dostaliśmy od firm. Dali nam stal, beton, wyposażenie łazienek. Dzwoniliśmy, prosiliśmy.

"Czy to firma Stal-bet? Mówi Krystyna Janda..."

- Właśnie tak. Po tamtej stronie zaskoczenie i niedowierzanie, czy to na serio, czy głupi żart. Gdyby nie hojność ponad 20 firm, pewnie do dziś nie wyszlibyśmy z długów. A i tak musieliśmy finansować remont wpływami z biletów.

Graliście i remontowaliście?

- A jakże. Surowy beton pod nogami, co i raz zaniki prądu, no i te roszady: od rana do 17 - robotnicy. Do 19 - sprzątanie. O 20 - widzowie i aktorzy. O 22 - znowu robotnicy. I tak okrągły rok. Dopiero w grudniu 2006 r. otworzyliśmy dużą scenę.

Macie więc dwie sceny

- Ale jest konflikt akustyczny. Nie da się grać na nich równocześnie.

Jak zdobyliście budynek?

- Właściwie tylko sale - przez 20 lat będą własnością fundacji Krystyny Jandy. Biura, foyer i hol kasowy dzierżawimy od miasta. Nie można ich kupić, bo są roszczenia do gruntów. Choć koszt dzierżawy wzrasta co trzy lata modlimy się, by miasto nie wypowiedziało nam umowy

Słysząc, że i tu w piwnicy stała woda, w myślach pogratulowaliśmy wyczucia Żebrowskiemu.

A fundusze unijne?

- To było jedno z pierwszych ruchów pani Krystyny. Ale aplikowanie o nie okazało się za trudne. Musiała to zrobić wynajęta firma. Zdobyć tysiące papierków, czy np. teatr nie będzie przeszkadzał przelatującym ptakom. A wiadomo, jak urzędy działają. W rezultacie nie udało się wtedy tych pieniędzy zdobyć.

A teraz widzom ciężko zdobyć bilet. To zasługa nazwiska, PR-u?

- Samo nazwisko sali nie zapełni. Owszem, z początku ludzie przychodzili sprawdzić, co też to Janda wymyśliła. A jak już zaspokoją ciekawość? Tego się baliśmy. Ale nie zawiedliśmy się. W zeszłym roku mieliśmy 700 spektakli i 195 tys. widzów.

Ile kosztuje spektakl?

- Od 1,5 do 13 tys. zł. za wieczór. W tym są honoraria aktorów, obsługi, tantiemy - od 2 do aż 30 proc. wpływów z biletów. Zależy, ilu dzieło miało twórców.

Bilansujecie się?

- Na poziomie 8 mln zł. Taki był w zeszłym roku przychód i takie też były koszty. Jednak w kwietniu okazało się, jak złudne bywa poczucie bezpieczeństwa.

Ponoć musieliście odwołać

- 35 spektakli. 25 z powodu żałoby narodowej i 10 z powodu choroby aktorów. Mamy ogromny problem finansowy. Ale walczymy. Choć brak nam środków na nowe sztuki.

Ile kosztuje przygotowanie jednej?

- Ciężkie westchnienie. - Od 75 tys. zł, aż do 350 tys. zł.

Z tego wniosek, że lepiej robić mniej sztuk

- ...i grać je aż do zgrania? W Polsce tak się nie da. Bo raz, że aktorzy nie są tak dyspozycyjni, dwa - taki monotonny teatr przejadłby się publiczności. Dlatego mamy w repertuarze 30 spektakli.

Co się musi zdarzyć, by grać sztukę kilka lat?

- Hmm, najważniejsza jest chyba poczta pantoflowa. Ale zachęcić innych może tylko zadowolony widz.

Musi być takich coraz więcej, bo już piąty rok z rzędu widownia przyrasta: początkowo o 200, a teraz już o 500 tys. rocznie. Fascynacja teatrem przybiera więc charakter masowy - w tym roku ulegnie jej blisko 8 mln. osób (da to 250 mln zł wpływów z biletów). Coraz częściej korzystają z oferty prywatnych teatrów, których jest blisko 180. Ale nawet te oblegane nie mają finansowego oddechu. Także dlatego, że władze faworyzują teatry publiczne (np. kilkadziesiąt razy wyższymi dotacjami) i gdyby nie pomoc sponsorów, wiele musiało by zwinąć żagle. Ktoś, kto mimo wszystko zaryzykuje, musi być gotowy na ogromne nakłady na dzień dobry (remont, adaptacja lub wynajęcie budynku) i niemałe potem (przygotowanie sztuki). No i na permanentną zależność od długiego łańcuszka osób (wystarczy, że np. oświetleniowiec zawiedzie, a spektakl trzeba odwołać).

Na szczęście scenografia zmienia się na lepsze. Ponoć bogacimy się, więc już nie skąpimy tak na kulturę. I wprawdzie mamy spore zaległości (do teatrów chodzi tyle samo Polaków co Czechów, choć tych ostatnich jest 3,5 raza mniej), ale kiedy je nadrobimy, wypełnią się wszystkie dobre teatry - te publiczne, i te prywatne. A dziś? Teatr jako własny biznes to wciąż raczej dramat niż komedia.

Więcej o blaskach i cieniach prywatnych teatrów znajdziesz na wyborcza.biz

Źródło: Gazeta Wyborcza
http://wyborcza.pl/1,75248,7954339,A_moze_by_tak____wlasny_teatr__Prywatka_z_Melpomena.html
__________________________________________________________________________________________

Pani Krystyno, chociaż, megafon w opowieści z tamtych czasów nie byłby znowu tak abstrakcyjnym rekwizytem to proszę uważać na swój instrument, żeby w piątek nie musiało być tak Obrazek...

Natalia
w szeregu biegniesz kilka lat,
a potem - jazda w boski sad!
Avatar użytkownika
nat
 
Posty: 3038
Dołączył(a): Cz, 22.01.2009 14:19
Lokalizacja: W-wa/Poznań

Re: press

Postprzez Krystyna Janda Wt, 01.06.2010 04:57

Bardzo dziękuję. Poczytałam sobie. Ukłony.
Avatar użytkownika
Krystyna Janda
Właściciel
 
Posty: 18996
Dołączył(a): So, 14.02.2004 11:52
Lokalizacja: Milanówek


Powrót do Korespondencja