Droga pani Krystyno dawno mnie tu nie było. Tylko gdzieś tam. Tu. Nie było mnie, nie ja. Powracam dzisiaj, albowiem nie czuje, że to listopad. To jakaś rewolucja. Pogoda wygląda jak wiosna, albo jeszcze gorzej jak wczesne lato. Zaraz nastąpi wybuch gorąca! Tak jak by jesień była nieważna, choć ubrana w najmodniejsze barwy tego świata. I owoce jej dorodne też jakoś pod stopami brak. Liści nikt nie zamiata, nie wieje jesienny wiatr. Rewolucja! Rewolucja pani Krystyno. W dodatku ten pierwszy listopad i ludzie na cmentarzach w futrach z pelikana, na plecach mają lwa. No jak tak można czcić zbrodnie na cmentarzach, potem wybił 11. Kalendarz mój się chyba przewidział? Albo nie to ja! Granda. Polska walczy, krew się leje na ulicach. Hałas. Gwar. Gwar! Znowu nic z tego nie wynika, zamiast dobro mamy strach. W domu posiedzę tak będzie najlepiej tylko, że jesieni brak. Cudowne są „Noce i sny” i pana Młynarskiego na nowo odkryty przeze mnie świat. Lubię te wrony. Choć tej jesieni nie przeleciały nad moją głową, na drutach też nie siedzą, ani dachach. Wiśniowa konfitura mojej babci. A dodatku kupiłem dzisiaj „Tango”. Mrożek i ja. Na przekór wszystkim, całej rewolucji. Zamiast prezentów karnawał. Bal! I tańczę, i tańczę tango ze Stomilem, a niech tam muzyko graj! W końcu to rewolucja! A jesień i tak w dzisiejszych czasach nie ta. Nie przyjdzie już. Nie. Nie tu. Tam. Poczekam na grudzień. Piernik. Świeczka. Śnieg. Rodzinny smak.
PS. Znalazłem kilka dni temu pani serial. „Męskie-żeńskie” widziałem pierwszy raz. Powtórki gdzieś lecą w telewizji. Siostra do mnie dzwoni z Poznania: „szybko! Polonia! Krysia nasza!”. Po chwili dodaje „to najlepszy serial jaki widziałam, oni tam są, nie grają, żyją, mają twarze takie jak ja”.
POZDRAWIAM I PODZIWIAM
jacek