Przeczytałam ten list, który Pani zacytowała dziś w Dzienniku... i łzy same popłynęły... Mam już tyle lat, że wypatruję emerytury jak światełka w tunelu... Zaczynałam swoje dorosłe życie po studiach w 1986 roku. Ideały, energia, pomysły, to wszystko co zawsze rozsadzało młodych ludzi znajdowało wtedy ujście, nie prowadziło donikąd, dawało owoce.
Teraz albo ktoś je ma i rozbija się jak fala o skały niemocy, niezrozumienia, braku pomocy i tego koszmarnego braku pieniędzy na wszystko, albo ich w ogóle w sobie nie hoduje, zadowala się zaspokojeniem podstawowych potrzeb i żyje z dnia na dzień, bezpiecznie nie zastanawiając się nad tym, że życie mija, wszystko mija a człowiek stoi w miejscu, więc właściwie się cofa.... Obserwuję to u młodych w mojej rodzinie.
Opadły mi ręce i liście... Trzymam kciuki za tego młodego człowieka, grzech popełnią ci, którzy mogliby mu pomóc a tego nie zrobią...
Pozdrawiam Panią serdecznie. Dziękuję, że znajduje Pani czas na pochylenie się nad ludzkimi sprawami...
A.