przez MarysiaB Pt, 09.09.2005 06:12
Hello, drogie HP! Widze, ze TWA rozwija sie i kwitnie. Milo popatrzec, az sie serce raduje! Musze pomyslec o poziomie slodkosci. A Tobie, Sciana, przypominam o punktach, tytulach, sprawnosciach, odznakach i orderach.
Deklaracja. Nie jestem orlem. Nawet fruwac nie potrafie, bo zwykla Kangurzyca ze mnie, co to jak mocniej sie odbije, to przez chwile unosi sie w powietrzu /skad czasami moze jej zaswitac w glowie mysl, ze lata, ale bez przesady, to tylko chwila, w zasadzie zludzenie --> gadam do siebie o sobie w 3.os. Niezle, niezle, a nawet suuuper!/. A mimo to pisze w HP, bo jest tu miejsce dla wszystkich, tzn. mam nadzieje, ze sie nic nie zmienilo. Przypominam szyldzik: WSZYSTKICH ZAPRASZAMY I WITAMY. A pod nim Sciana-gejsza /aktualnie/ w kimonie serwuje zielona herbate /ocha/, a czasami nawet sake.
Nie bylo mnie troche, wybaczcie, sil brakowalo. Myslalam, ze zawitam do HP w ubiegla sobote, bo moje bole istnienia trwaja 2-3 dni, no chyba ze za oknem gleboka zima, to wtedy moze zaciagnac na dluzej, ale u mnie wiosna, wiosna, panie sierzancie! Ale na uklady, a konkretnie na zycie, nie ma rady. Sobota okazala sie fatalna, a niedziela jeszcze gorsza. Musialam pobyc ze soba w swoim kacie. Bedzie dobrze.
Zanim przejde do spraw zaleglych /z tematami jestem na biezaco, bo wczoraj bylam na forum, zeby nadrobic czytelnicze zaleglosci. Wczesniej utknelam na str.180 albo 181. Przeczytalam wszystko, jak zwykle, ze zrozumieniem - posty krotkie, srednie i dlugie, bo w HP zawsze wszystko mnie interesuje./, chcialabym napisac o australijskim poecie, ale nie takim piszacym do szuflady, ale znanym tutaj, tlumaczonym, z notka w encyklopedii itd. Peter Bakowski urodzil sie w Melbourne w 1954r. jako wczesniak, z dziura w sercu. Syn emigrantow: ojciec - Polak, matka - Niemka. W wieku 6 lat zakochal sie w atlasie. Czlowiek drogi. Majac dwadziescia osiem lat wyruszyl w siedmioletnia podroz - Europa, Ameryka Pln., Afryka. Wszedzie blisko natury i ludzi, tych najzwyczajniejszych, 'soli zycia', jak mowi. Czasami mieszkal/zyl w ekstremalnych warunkach, np. w jaskini na Isla Mujers niedaleko wschodnich wybrzezy Meksyku albo pozywial sie, on weget., gazela, ktora poczestowali go budowniczowie drogi w Central African Republic. Bo nie mial, gdzie zrealizowac ostatniego czeku podr. i byl glodny. 'Lezac noca w trawie, patrzylem w niebo i doswiadczalem uczucia, ze wszystko do siebie pasuje. I nie chcialem znac odpowiedzi, nie martwilem sie nia.' /luzne tlumaczenie/. Powrocil do Australii. Mieszka w Melbourne, w Richmond. Przezyl dwie operacje serca. Druga, w 1993r. trwala osiem godzin. Ksiazki: 'Thunder Road, Thunder Heart', 'In the human night', 'The neon hunger', 'The heart at 3 am'. W 1996r. otrzymal Victorian Premier's Poetry Prize. Pod koniec lat 90. mieszkal w Paryzu /rodzaj stypendium ufundowanego przez Australian Council of the Arts./ Wiersze Petera Bakowskiego przetlumaczono na kilkanascie jezykow, m.in. niemiecki, hiszpanski, polski, francuski, japonski, arabski. Ukazaly sie w ponad stu czasopismach poswieconych literaturze w wielu krajach. Czesto pisze o samotnosci, swojej i innych. 'I prefer to see more poems about traffic jams and cafes than poems about billabongs or sunset'. Dwa lata temu planowal 'poetry tour of Australia' /15 tys. km/. Z zona i synem, bo 'I don't travel alone any more'. A teraz zamiescil w internecie ogloszenie, ze chcialby sie 'zamienic domami' z kims z Kanady w 2006r. Z tego, co wiem, poezja krazy po tej rodzinie, bo jego stryjeczny brat mieszkajacy we Francji rowniez pisze wiersze. No wlasnie. Znalam dosc dobrze ojca PB - Pana Ryszarda Bakowskiego /przy 'a' powinien byc ogonek/. Do Australii przybyl w 1950r. Dawno temu prowadzil w Melbourne, w Kew sklep-delikatesy. Uroczy, starszy pan z klasa. Marynarka w pepitke, fular. Czlowiek o duzym uroku osobistym, zyczliwy swiatu, potrafiacy cieszyc sie zyciem, znajacy jego smaki. Chcialam zamiescic jakis wiersz PB po polsku. Wiem, ze byly one drukowane w 'Kulturze'. Niestety, dotarlam tylko do spisu tresci. Musi byc po angielsku:
We are rarely out of the line of fire
A man asleep on the winter pavement
next to his bottle of rum.
A room full of antiques
where the hostess talks about
her third husband.
The moon is in the sky
above
gossip and despair.
Reality
owns more
than the rain and the lightning,
it toys with
our puppet-strings,
the teetering scales
of give and take.
For some
hope lights the fuse
of choice.
For some
choice explodes in their face.
Sadness and happiness?
Well,
personally
I acrobat
between the two.
I've read more books
than I've had girlfriends.
Loneliness
is a stubborn fellow,
only wants
to point you
in the direction
of your coffin.
Sometimes
my self-esteem dresses in black,
travels third class in my thinking.
Sometimes
I sit on a park bench
and watch
the branches of trees
wafer
the morning light.
Each human being
caught between
time
and
desire.
Cross the continent
of a room
to say "Hello again"
to someone
who'll be
indifferent.
Snail shell,
heartbreak.
So you
blindfold the days
with sleep.
Fog
is
fog,
not healing.
Laundry
becomes
a mountain.
Behind
the mountain,
a knock.
A friend
with ear and heart.
You talk
a river.
Dawn.
The clock
extracts
a sliver
of laughter.
The mirror
asks you
for
yet one more
beginning.
Ostatnio edytowano Pt, 09.09.2005 07:19 przez
MarysiaB, łącznie edytowano 1 raz