ŻYCIE JEST JAK DARKROOM - wywiad z Marysią... i nie tylko!

Tutaj kierujcie pytania do mnie, na które postaram się odpowiedzieć w miarę możliwości.

ŻYCIE JEST JAK DARKROOM - wywiad z Marysią... i nie tylko!

Postprzez o Wt, 14.03.2006 18:23

ŻYCIE JEST JAK DARKROOM



- Myślę, że to opowieść o ludziach, którzy do Warszawy przyjechali i próbują sobie tu jakoś poradzić, zahaczyć się o cokolwiek, odnaleźć - mówi MARIA SEWERYN, która zagra w "Darkroomie" w Teatrze Polonia w Warszawie.

W Teatrze Polonia trwają próby do spektaklu "Darkroom" według książki Rujany Jeger. Reżyseruje Przemysław Wojcieszek, jedną z głównych ról zagra Maria Seweryn.

DOROTA WYŻYńSKA: Darkroom to...

MARIA SEWERYN: "Życie jest jak darkroom, siedzisz w ciemności i nigdy nie wiesz, z której strony kto cię wydyma". To cytat z książki Rujany Jeger "Darkroom". Motto książki.

Przemysław Wojcieszek, który na zamówienie Teatru Polonia przygotował teatralną adaptację książki, przeniósł bałkańską historię w nasze realia.

- Tak. To historia małżeństwa 30-latków. Małżeństwa, które próbuje radzić sobie w naszej trudnej rzeczywistości. Mieszkają w skromnej kawalerce, do której pewnego dnia wprowadza się ich przyjaciel Łukasz - gej. A potem dołącza dziadek Leny - Stanisław, członek Rodziny Maryja. Między dziadkiem a Łukaszem zawiązuje się nić przyjaźni, która jednego i drugiego bohatera bardzo zmienia.

To zdanie, które zacytowałam na początku wywiadu, o tym, że życie jest jak darkroom, wypowiada właśnie Łukasz, a potem dziadek, zresztą, żeby było śmieszniej, na spotkaniu członków Rodziny Maryja. Rzecz dzieje się tu i teraz, w Warszawie. Na ile Warszawa jest tu konkretna, jest obecna w Waszym spektaklu?

- Nie w każdym mieście jest tyle klubów dla gejów, co w Warszawie. Padają konkretne nazwy ulic, miejsc. Myślę, że to opowieść o ludziach, którzy do Warszawy przyjechali i próbują sobie tu jakoś poradzić, zahaczyć się o cokolwiek, odnaleźć.

To ludzie, którzy nie żyją tak, jak by chcieli. Mają dobre wykształcenie, ale nie znaleźli pracy, o której marzyli. To wszystko, co robią, jest trochę "zamiast". Wszyscy mają na swój sposób pokręcone życiorysy. Mąż Leny ma problem alkoholowy, czuje się niepotrzebny, niedowartościowany. Łukasz nie może znaleźć sobie stałego partnera. Dziadek cały czas nie może się uwolnić od myśli, że jego żona umarła, gdy on ją zdradzał.
Jesteś aktorką, która niejednokrotnie udowodniła widzom, że potrafi odważnie wejść bardzo głęboko w postać, odsłonić swoje najdelikatniejsze rejony...

- Tym razem dostałam zupełnie innym materiał. To nie jest rola wiodąca w spektaklu, i mnie to cieszy. Chciałabym zagrać kogoś bez pretensji do świata, niewiele mówiącego. Kobietę bardzo emocjonalną, ale nie na zewnątrz. I to jest dla mnie pewna nowość. Lenka to taki dzielny człowiek. Jest nauczycielką w szkole podstawowej, nocami dorabia sobie, pisząc artykuły do gazet. Umęczona życiem, które ją rozczarowało. Marzenia, które miała, już gdzieś umknęły. Wie, że nie da się ich zrealizować. Bo pewien etap minął bezpowrotnie. Okazuje się, że życie jest o wiele trudniejsze, niż się jej kiedyś wydawało.

Co znaczy dla Ciebie praca z Przemysławem Wojcieszkiem uznanym za jednego z najciekawszych reżyserów nowej generacji?

- To dziwna historia. Przemek dostał propozycję z Teatru Polonia, żeby wystawić "Darkroom". A jako dodatek... dostał mnie. Nie było tak, że on mnie gdzieś zobaczył i nagle powiedział, że chciałby ze mną pracować. On dostał mnie, ja dostałam jego. Nie znamy się zupełnie. Myślę, że się różnimy jako ludzie. Myślę, że mieliśmy kompletnie inne doświadczenia życiowe. Mamy inne skojarzenia. Zderzamy się dość często. Ale może być ciekawie dzięki temu. Spotkałam się z człowiekiem, który jest w moim wieku i też jest nastawiony na to, aby się czegoś nauczyć. Tak jak ja. Ma też niesamowitą intuicję. Jest reżyserem i autorem jednocześnie. Natychmiast, jak widzi, że coś jest nie tak, wraca do domu i zmienia. Pisze dla nas, pod nas.

Po raz kolejny spotkasz się w pracy z Rafałem Mohrem, z którym - co nie jest tajemnicą - prywatnie bardzo się przyjaźnicie. Czy to pomaga, czy przeszkadza na scenie?

- Z Rafałem znamy się jak brat z siostrą. I na pewno coraz trudniej jest nam siebie nawzajem zaskakiwać. Po "Shopping and Fucking", po "norway.today", po "Fotoplastykonie" to dla nas duże wyzwanie. Baliśmy tego kolejnego spotkania na scenie. Bo znowu mamy zagrać parę. Parę przyjaciół. Jest w tym pewna pułapka, bo wiemy, co widzowie lubią. Jak ich rozśmieszyć, co im zaproponować. To pułapka. Nie chcielibyśmy się powtarzać. Próbujemy znaleźć nowy sposób na przedstawienie naszej pary. Rafał Mohr gra tu króla karaoke, bardzo poważnie przygotowuje się do tej roli wokalnie. Nie ma łatwo, bo dziadek uczy swojego młodszego kolegę klasyki polskiej piosenki: przebojów z repertuaru Ewy Demarczyk i Violetty Villas. Rafał siedzi godzinami i ćwiczy. Trochę mu zazdroszczę, bo ja, niestety, w tym spektaklu nie śpiewam.

Jak się czujesz w swoim rodzinnym Teatrze Polonia?

- Jak? Bardziej niż na etacie. Czuję się bardzo odpowiedzialna. Za wszystko, co tu się dzieje. Zdałam sobie z tego sprawę, kiedy ostatnio mieliśmy próbę do trzeciej nad ranem, a ja tu siedziałam, miałam klucze, musiałam zamknąć teatr, sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Zdarza mi się, że kończę próbę o 15, ale zostaję do wieczora, bo nie mogę wyjść albo nie chce mi się wyjść. Czuję się tu świetnie. To przyjazne miejsce. To teatr, który nie ma stałego nastroju. Nagle wszyscy plączemy, bo się okazuje, że nie ma pieniędzy. Albo trzeba przesunąć premierę. A innego dnia pełna euforia, bo się okazuje, że sprzedały się wszystkie bilety, że ludzie chcą tu przychodzić.

"Życie jest jak darkroom"
Dorota Wyżyńska
Gazeta Wyborcza - Stołeczna nr 47/24.02 - Teatry
28-02-2006



Reszta artykułów znajduje się pod linkiem http://www.krystynajanda.net/forum/view ... hp?t=71075 ale z nadmiaru pracy nie miała Pani czasu tam zajrzeć i ktoś część z nich już na celowo przekopiował i Pani wysłał...
Poniżej przesyłam to co się tam nie znalazło, by nie odsyłać Pani dalej..





W POLONII, W POLSCE, TU I TERAZ




Przemysław Wojcieszek na kanwie książki Rujany Jeger "Darkroom" przygotowuje spektakl o Polsce. O nas tu i teraz. Premiera w środę (15 marca) w Teatrze Polonia

"Darkroom" to kolejna po "Stefci ćwiek w szponach życia", "Uchu, gardle, nożu" i "Badaniach terenowych nad ukraińskim seksem" premiera Teatru Polonia w cyklu "Kobiety w Europie".

Krystyna Janda, właścicielka teatru, powierzyła tekst "Darkroom" Rujany Jeger jednemu z najciekawszych reżyserów generacji 30-latków, nagrodzonemu ostatnio "Paszportem Polityki". Reżyser spektakli "Made in Poland", "Cokolwiek się zdarzy, kocham Cię" jak mało kto dziś w teatrze potrafi w sposób dotkliwy, a jednocześnie niepozbawiony optymizmu, opowiadać o naszej szarej rzeczywistości. I o ludziach, którzy - mimo wszelkich przeciwności - walczą o uczucia i godność. Tym razem też zapragnął opowiedzieć o nas. Bałkańską historię o młodym małżeństwie, ich przyjacielu geju i ekscentrycznym dziadku przeniósł w polskie realia. Rzecz dzieje się w Warszawie.
Zaprasza Przemysław Wojcieszek, reżyser:
- Od początku byłem przekonany, że nie chcę robić spetaklu o Chorwacji, o Bałkanach, ale o Polsce. O Polsce, jaką widzę za oknami. Już sam fakt przeniesienia tej historii w nasze realia sprawił, że całkowicie oderwałem się od książki. Zacząłem pisać własny tekst. Z książki "Darkroom" mamy więc tytuł, typy postaci i zaledwie kilka anegdot.
Rzecz się dzieje po ostatnich wyborach prezydenckich w Warszawie. Jesteśmy w niewielkim mieszkaniu Lenki i Roberta. To para trzydziestoparolatków, którzy przyjechali do Warszawy, powiedzmy z Łomży, i próbują sobie tu ułożyć życie. Ona pracuje w gazecie, jest korektorką. On jest grafikiem, ale od roku bezskutecznie szuka pracy w zawodzie. Przez ich życie, przez ich 30-metrowe mieszkanie, przetacza się prawdziwa nawałnica, której głównymi bohaterami stają się przyjaciel Lenki, gej, 30-letni Łukasz, i dziadek Stanisław. Następuje gwałtowne zderzenie tych dwóch osobowości, jakże skrajnych. Łukasz jest mistrzem karaoke, wyrzucany z mieszkań kolejnych swoich kochanków tak naprawdę nie ma gdzie się podziać. Dziadek Stanisław jest członkiem rodziny Radia Maryja. Czuje się człowiekiem przegranym, kobieta jego życia umarła w samotności, zdradzał ją wielokrotnie. Dziś poprzez tę radiomaryjną religijność próbuje odnaleźć jakikolwiek sens. Mamy tu też historię Lenki i Roberta, którzy próbują ratować swój związek. Lenka to dziewczyna, która nieustająco pracuje, żeby utrzymać siebie i faceta, z którym jest, a potem wszystkich, którzy zaczynają żyć na ich koszt. Robert jest psychicznie załamany brakiem pracy, ma kompleksy, jest zablokowany i nie radzi sobie. Walczą ze sobą, aby ten związek ratować, zachować, aby być razem. Opowiadamy o ludziach samotnych szukających miłości, próbujących uporządkować sobie życie. Mam nadzieję, że te postaci pozostaną widzom w pamięci, że są żywe i ciepłe. Staramy się, żeby było i trochę zabawnie, ale też bardzo serio. Opowiadamy też o tym, jak bardzo jesteśmy dziś podzielonym społeczeństwem. Ale że te podziały można - jeśli bardzo tego chcemy - przezwyciężyć.

"Darkroom" według książki Rujany Jeger, przekład: Dorota Jovanka Cirlić. Adaptacja i reżyseria: Przemysław Wojcieszek, scenografia: Marceli Sławiński, muzyka: Antoni Łazarkiewicz. Występują: Maria Seweryn, Jerzy Łapiński, Arkadiusz Janiczek, Rafał Mohr, Karol Wróblewski. Premiera 15 marca w Teatrze Polonia, ul. Marszałkowska 56.

Dorota Wyżyńska
Gazeta Wyborcza
11 marca 2006











KUBŁY KOBIECO¦CI


Po premierze "Badań terenowych nad ukraińskim seksem" w Polonii

Są w roli Katarzyny Figury w "Badaniach terenowych nad ukraińskim seksem" momenty przejmujące, jednak aktorka przegrywa ze słabością tekstu Oksany Zabużko, a cały spektakl osuwa się w banał. Nie było chyba dla wielu gazet w ostatnich dwóch miesiącach istotniejszego tematu niż ogolona na zero głowa Katarzyny Figury. Pisano z emfazą o tym, jak seksbomba polskiego filmu oszpeca się, by wejść w nowe rejony i dzięki nieoczekiwanemu wizerunkowi zawojować sceny. Nie dostrzegano, że aktorka nie zamierzała ograniczać się do eksponowania fizycznej brzydoty. Do roli w filmie "Żurek" sprzed kilku lat i ostatnio w spektaklu "Alina na zachód" w Teatrze Dramatycznym to nie wystarczało.

Nie do zagojenia

Figura, która niebawem skończy 44 lata, postanowiła znaleźć dla siebie miejsce. Monodram "Badania terenowe nad ukraińskim seksem" w teatrze Polonia wg prozy Oksany Zabużko miał być tej przemiany najwyraźniejszym znakiem. Aktorka włożyła weń olbrzymią pracę. Figura nasyca scenę sobą, nie pozwala na wytchnienie. Jej obecność jest intensywna, jakby od tego wieczoru zależało coś więcej niż tylko sukces przedstawienia. Nie boi się osławionej brzydoty, bywa wulgarna, nikogo nie oszczędza. A jednak takie granie szybko nuży. Nie ma wątpliwości, że Katarzyna Figura chce "zarazić" dramatem swej bohaterki widownię, ale przyłapujemy się na tym, że jej ekstremalne emocje przestają nas obchodzić. Zostaje tylko szacunek dla wysiłku aktorki. Być może winny jest sam tekst Oksany Zabużko. "Badania terenowe..." okrzyknięto niegdyś "postkomunistyczną psychoanalizą narodową". No i pięknie. Mamy więc ukraińską pisarkę, która wyjeżdża na wykłady do Cambridge. Chce na nowo ułożyć sobie życie, ale nie pozwala jej na to pamięć o swoim kraju i o pozostawionym tam mężczyźnie. Samotność w obcym miejscu i wśród obcych ludzi, poczucie inności, kompleksy i niespełnione nadzieje nie dają oddychać. Zostaje jeszcze rana po latach życia w komunizmie - nie do zagojenia.

Przodem do przodu

Na książce Zabużko ciąży też feministyczne zacięcie. Bohaterka nie może poradzić sobie z własną seksualnością i pochłania ją to w tym samym stopniu, co rozpamiętywanie Ukrainy. Efekt jest taki, że Figura przygnieciona nagromadzonymi w scenariuszu stereotypami musi grać kobietę z "waginalnymi" problemami. Ze sceny leją się więc całe kubły biednej, uciemiężonej kobiecości. Bowiem w tym monodramie nikt nie zostawia choć odrobiny miejsca dla wyobraźni. Reżyser Małgorzata Szumowska przychodzi ze świata filmu, a więc montuje na scenie ekran. I kiedy mówi się o dzieciństwie bohaterki, widzimy uroczą dziewczynkę w parku. Kiedy wspomina się o dziecku, ekran wypełniają jego zdziwione oczy. Dochodzą do tego efekty dźwiękowe. Kiedy aktorka opowiada o szaleńczej jeździe samochodem, trzeba zatykać uszy, bowiem z głośników wali w nas pisk opon.
Wszystko to sprawia, że "Badania terenowe..." stają się bladą kopią granego na tej samej scenie znakomitego monodramu Krystyny Jandy "Ucho, gardło, nóż" Vedrany Rudan. Mówią niemalże o tym samym, ale bez pasji i mocy. Mimo starań Katarzyny Figury.

Jacek Wakar
Życie Warszawy
3 marca 2006
Avatar użytkownika
o
 
Posty: 2373
Dołączył(a): N, 24.04.2005 15:00

Postprzez Krystyna Janda Śr, 15.03.2006 20:00

KŁANIAM SIę NAJUNIŻENIEJ DZIEKUJĄC....
Avatar użytkownika
Krystyna Janda
Właściciel
 
Posty: 18996
Dołączył(a): So, 14.02.2004 11:52
Lokalizacja: Milanówek


Powrót do Korespondencja