przez selma Cz, 27.04.2006 22:29
Witam wszystkich.
Rzeczywiście przeholowałam. Chodzi mi o tekst:
Trzy słowa z powyższych trzech fragmentów: zdumienie, głupoty, pieniądze. Krystyna Janda.
Być może robienie takiego zestawienia jest rzeczywiście manipulacją. To się zdarzyło, gdy wgryzałam się w nieznany wcześniej materiał (teksty Krystyny Jandy) po nocy i pisałam przed drugą (zegar forum śpi jeszcze snem zimowym, stąd różnica). Gdy rozum śpi, budzą się upiory. Przepraszam p. Krystynę Jandę i wszystkich urażonych. Gdy teraz o tym myślę - boli.
Nie uważam natomiast za manipulację swojego wyboru trzech fragmentów wypowiedzi p. Krystyny Jandy. Lojalnie zaznaczyłam, że wybieram te tematy, których na forum nie widzę.
Postanowiłam teraz jeszcze raz przyjrzeć się wypowiedziom p. Jandy, ale w całości. Po kolejnym przeczytaniu dostrzegam różne rzeczy. O czym Ona mówi? Zaczynając od wywiadu p. Doroty Wyżyńskiej:
1.na sali każdego wieczoru jest coraz więcej osób, które już widziały przedstawienie
Czyli publiczność chadza na "Shirley" wielokrotnie.
2. przyjemność bycia Shirley, radość, którą ja odczuwam - mam wrażenie - przenosi się na publiczność.
Aktorka i publiczność odczuwają przyjemność.
3. Po "Shirley" przychodzą te, które widziały już kiedyś spektakl i zmobilizowane sztuką postanowiły odmienić swoje życie albo przynajmniej - tak jak Shirley - wyjechać do Grecji.
Tych kobiet, które przyszły mi podziękować za zmianę życia, wcale nie było tak mało. Mówiły, że ten wieczór w teatrze był kroplą przepełniająca ich puchar, bodźcem do jakieś decyzji, rozmowy z mężczyzną - towarzyszem życia - początkiem innego myślenia o sobie i swoim życiu. Za każdym razem moje zdumienie nie ma granic i biorę to za żart.
K. Janda za każdym razem jest zdumiona, że pod wpływem tej sztuki kobiety podejmują życiowe decyzje. Z tego wniosek, że Ona pewnie by tak nie zrobiła.
4. Najczęściej jednak przychodzą ludzie, którzy mówią, że kiedy jest im źle, kiedy mają chandrę i są zmęczeni, przychodzą na "Shirley", żeby poprawić sobie nastrój.
Są tacy, którzy przychodzą poprawić sobie nastrój.
5. Ostatnio podczas trasy Radia Zet uświadomiłam sobie, że siedzę sama na ogromnej scenie - w sali Opery Poznańskiej - pięknej, kapiącej złotem i wysłanej aksamitami - obieram ziemniaki, a patrzy na mnie i słucha mnie blisko tysiąc osób. Grając spektakl, myślałam: "Co za paranoja, baba siedzi w operze, obiera ziemniaki, opowiada głupoty, a patrzy na to tyyyllleee osób! "
Przykro mi, bo pewnie zazgrzytacie zębami, ale tu jako żywo stoi słowo głupoty. Daje się także dostrzec kompletne zdumienie aktorki, że na te "głupoty" przychodzi tak wiele ludzi (Co za paranoja).
6. Kiedy Krystyna Janda zamarzyła zagrać Shirley Valentine, znajomi reżyserzy próbowali powstrzymać ją przed tą decyzją. Nie wierzyli, że odniesie sukces... Tłumaczyli, że tekst jest banalny, że nie powinna brać tej roli.
Ludzie teatru dostrzegali banalność tego tekstu.
7. Wkrótce okazało się, że spektakl przeciąga tłumy widzów.
Czyli publiczności domniemana banalność nie przeszkadza.
8. Na Wydziale Socjologii UW powstała praca na temat fenomenu tego przedstawienia.
Zwracam uwagę: fenomenu przedstawienia Krystyny Jandy, a nie fenomenu sztuki Willy'ego Russella.
9. Psychologowie wysyłali na przedstawienie swoje grupy terapeutyczne.
Grupy terapeutyczne to chyba nie są ludzie zdrowi. Czyli wizyta w teatrze miała zastąpić wizytę u lekarza tym, którzy takiej wizyty potrzebują.
10. widzowie identyfikują się z postacią
Rzecz jest dyskusyjna. Zastanawiam się, czy przypadkiem nie zaciera się granica między tym, co na scenie i tym, co w życiu i czy to dobrze, czy źle.
Myślę też, że z tego zdania można wysnuć wniosek, że wiele kobiet - widzów ocenia same siebie jako podobne do Shirley. Nie wiem, czy tutaj nie leży klucz do sukcesu tego przedstawienia: miło jest widzeć siebie, swoje poglądy i problemy własnego życia prezentowane z teatralnej sceny, co w swoisty sposób je nobilituje. Taka publiczna prezentacja "mojego problemu" zapewne niejednego (raczej niejedną) dowartościowuje. Także sposób rozwiązania tych problemów ukazany na scenie niejako usprawiedliwia tych (te), które zamierzają swoje problemy rozwiązywać podobnie.
Z drugiej strony kobiety, które takich problemów nie mają, lub rozwiązują je w inny sposób, takiego dowartościowania i usprawiedliwienia pewnie nie potrzebują.
11.Dorota Wyżyńska: Dlaczego zdecydowała się Pani powrócić do "Shirley Valentine?
Krystyna Janda: Z wielu powodów, między innymi i finansowych. Jesteśmy w najtrudniejszym momencie budowania Teatru Polonia, gramy na maleńskiej scence w holu teatru, a budowę dużej sceny musimy zatrzymać, bo nie mamy więcej pieniędzy. Utrzymanie tego miejsca z dochodów, jakie przynosi mała scena, jest na dłuższą metę niemożliwe, o remoncie i dalszych pracach w ogóle nie ma z tych pieniędzy mowy. "Shirley" zawsze przynosiła pieniądze, przez całe 15 lat grania tego tytułu w Teatrze Powszechnym cieszyła się nieustannie powodzeniem i zawsze zapełniała dużą widownię przy minimalnych kosztach. Bojąc się o losy mojego teatru i rosnące zimą koszty utrzymania i ogrzania, myślałam, żeby zdobyć "Shirley" dla tej sceny.
Krystyna Janda przyznaje, że "Shirley" jest przedsięwzięciem bardzo dochodowym, przy minimalnych kosztach, a teatr w budowie gwałtownie potrzebuje funduszy.
12. publiczność przychodząca do nas od końca października na inne spektakle wciąż pyta o "Shirley"
Proste, jest na to przedstawienie nieustanne zapotrzebowanie.
Starałam się niczego istotnego nie pominąć, ale jeśli się zdarzyło, wybaczcie.
Napiszę jeszcze o tym, czego Krystyna Janda o "Shirley" nie powiedziała, a co mnie zastanawia. Nie chwali tej sztuki w żaden, najskromniejszy nawet, sposób. Nie mówi o wyjątkowo trafnym ujęciu tematu, nie chwali kompozycji akcji scenicznej, ani słowa o pięknie języka, o różnorodnych środkach teatralnego wyrazu, itd.
Janda nie chwali sztuki, ale dostrzega fenomen jej społecznego odbioru. Mówi też o nieustającym zdumieniu, że z powodu "Shirley" kobiety grzebią sobie we własnych życiorysach. Bynajmniej tego nie pochwala.
Jeśli ktoś potrafi wyciągnąć jeszcze inne wnioski z analizy wypowiedzi p. Krystyny Jandy, zapraszam.
Na koniec jeszcze raz przepraszam za nieprzemyślaną manipulację.
Ostatnio edytowano Cz, 27.04.2006 22:47 przez
selma, łącznie edytowano 2 razy