Witam Pani Krystyno,
wczoraj zostalem "zdemaskowany". ktos odnalazl moje wpisy do Pani, zadzwonil i dyskutowal o nich - na zywym miesie se babral, mial swoje zdanie, koniecznie chcial mi je obwiescic, wiedzial tez co z tym zrobic, jak "wykorzystac". ja jestem oczywiscie "nic", ale poczulem sie jak jakas D uciekajaca przez paparazzi. dobrze, ze dzielil nas telefon, jakies fale, lasy ciszy i loskotu. nie zawsze moj wpis do Pani jest wazny, ale - zwlaszcza te z poczatku, byly takie. to jak jakis list, pamietnik, a tu ktos z butami i do zywego...
zastanawiam sie co mam zrobic? skasowac wpisy? wypisac sie a potem wpisac sie na nowo jako jakis inny incognito? nie pisac?
podniesc czolo i potwierdzic: tak, to ja, ja tez bywam taki.?
czekam na "volver" almodovara, zawsze wyobrazam sobie Pania u niego. Pani by pasowala, jako ta mocna kreska, ostatnie pas...
postanowilem, ze po wakacjach przyjade do Warszawy i pojde do teatru, zobacze Pania wreszcie, moze sie uda ze nie raz?
pozdrawiam Pani, przy i dla ktorej moglem byc nie-mna, co zostalo odkryte i zinterpretowane.
r
ps. 1. czytala Pani Irene Nemirovski, Suita francuska? - polecam. Pani, ktora zna i rozumie francuzow, zrozumie tez bol tych, ktorzy nimi nie sa. sama postac Irene tez wspaniala. gdby Pani tak mogla ja zagrac w filmie...
ps. 2, bylem kilka dni w budapeszcie z przyjaciolmi. siedzialem w kawiarni new york. ta kapiaca zlotem i detalami secesja... ten fin du siecle... kelnerka w czarnej waskiej kusej sukience, piekna, wyniosla, labądź, wskazala mi miekkim ruchem dloni stolik, sklonila glowe, usmiechnela sie, ale delikatnie, delikatniutko, i odeszla. i to bylo tyle: moment, ktory trwal tyle ile trzeba, chwila ktora minela, nie pozostawiajac po sobie nadwyzki sensu. zdazenie.