przez widz Wt, 10.10.2006 20:33
Moja ukochana ciocia miała raka piersi. Niewiadomo z czego powstał. najprawdopodobniej poprzez uderzenie w róg stołu. Raz przy kąpieli poczuła dłonią guzek po owym uderzeniu. Udała się z tym do lekarza...wycięli, ale po kilku tygodniach zdaje się...nastąpił przerzut na więzły chłonne, potem płuca i wreszcei na mózg. Miałam naście lat wówczas i nie wiem dlaczego, ale nie rozumiałam co się dzieje. Byłam przekonana, ze po prostu to zwykła choroba, że ciotka normalnie będzie jeździć do nas z ciastkami moimi ulubionymi, a ja bedę Ją częstować herbatą, bo mama w pracy na 2-giej zmianie, a tato właśnie wyszedł po zakupy, a ja mam na 11.45 do szkoły i mam jeszcze czas.
Kurcze ale ja to pamiętam, miałam moze z 9 lat, jak częstowałam ciotke herbatą...nieudolnie, po "dziecinnemu".
Odeszła w lipcu 1994 r. tyle, że we mnie wciąż jest, Jej uśmiechnięta twarz. Jej szlachetna prostota. Coś cudownego
"Są takie chwile w życiu, kiedy tęsknisz za kimś tak bardzo, ze chciałbyś urzeczywistnić swoje marzenia i moc przytulić tę ukochanę osobę do siebie".