POKONAŁAM RAKA!!!!!!!!!!!!!!!!

Postprzez ness Pn, 26.03.2007 20:19

Hej, Damy moje!

Krysiu, nigdy nie należy wątpić w przybycie Księcia Z Bajki!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
ani w jego istnienie!
przygotuj się dobrze na jego przyjście, bo on Cię szuka po całym świecie i wiesz jak mu będzie przykro, gdy wreszcie Cię znajdzie, a TY taka nieprzygotowana? NO! Zbierz się do tzw. kupy!
Kochana, te kolejne guzki, to nie są moje niepowodzenia, raczej tego gada, bo ja, mimo, że są nieduże, znajduję je i wywalam go! nie ukryje się przede mną!

Agniś, Olu - :-***
Avatar użytkownika
ness
 
Posty: 3029
Dołączył(a): Śr, 15.03.2006 20:56
Lokalizacja: home sweet home

Postprzez KAMIL Pn, 26.03.2007 20:25

aż miło pomyśleć Ness - że do nas ten książe w tę samą noc zajechał :)
Najważniejsze to bujać w obłokach. (ROMAN POLANSKI)
KAMIL
 
Posty: 8719
Dołączył(a): N, 27.02.2005 21:39

Postprzez ness Pn, 26.03.2007 20:27

HA!!!
to Ci dopiero!
Avatar użytkownika
ness
 
Posty: 3029
Dołączył(a): Śr, 15.03.2006 20:56
Lokalizacja: home sweet home

Postprzez nie ma mnie Śr, 28.03.2007 07:50

..... wklejam tę recenzję tutaj .....
w temat najbardziej naznaczony emocjami i który okazał się pomocą dla tak wielu osób .....


Powieść Anny Mazurkiewicz "Jak uszczypnie będzie znak"
to historia kobiety, która budzi się do życia w obliczu śmiertelnej choroby. Podejmuje z nią walkę i uczy się doceniać każdą chwilę.

Narratorka powieści, Maryna, jest wypaloną, znudzoną życiem kobietą w średnim wieku. Kiedy dowiaduje się, że jest chora na raka, jej życie zmienia się diametralnie. To, czego do tej pory nie doceniała, staje się ogromną wartością. Bohaterka zaczyna na nowo cieszyć się każdą chwilą podarowaną jej przez los. Bierze przykład z wybitnych kobiet żyjących na przełomie XIX i XX wieku, które swój czas na ziemi przeżyły intensywnie i w pełni.

Powieść osadzona jest w dobrze nam znanych realiach współczesności: możliwości polskiej służby zdrowia i konieczność leczenia się prywatnie, kłopoty rodzinne, problemy w pracy.

Anna Mazurkiewicz przekonuje, że z rakiem można i trzeba walczyć, że to nie wyrok, po ogłoszeniu którego można już tylko czekać na śmierć, bo perspektywa zagrożenia życia może zadziałać ożywczo, pobudzić do działania. Powieść napisana jest lekko i z dużym wdziękiem, autorka nie moralizuje, nie poucza, ale skłania do refleksji.

"Jak uszczypnie będzie znak" to pierwsza i jedyna polska książka, która została włączona do ogólnoświatowej kampanii Breast Friends. Celem tego przedsięwzięcia jest uświadomienie chorym i ich bliskim, jak ważne jest wsparcie otoczenia podczas leczenia choroby nowotworowej.

Powieść ukazała się nakładem Wydawnictwa Autorskiego.

Obrazek

Od Autorki
Fragment książki "Jak uszczypnie będzie znak"

Anna Mazurkiewicz

Breast Friends to "przyjaciele od piersi" - tak jak istnieją przyjaciele od serca.

Ta książka jest powieścią. Zwyczajną powieścią o chorowaniu na raka. Książek o chorowaniu i umieraniu napisano mnóstwo. Zwłaszcza bogato reprezentowana jest gruźlica - że wspomnę tylko o "Czarodziejskiej Górze" Manna czy o opowiadaniach Iwaszkiewicza.

Ta książka na pewno nie jest dziennikiem ani moim pamiętnikiem.

Nie odważyłabym się upublicznić moich zapisków. Istnieje bardzo cienka granica między ekshibicjonizmem a tym, co chcemy o sobie opowiedzieć. I może dlatego schowałam się w tej książce za plecami mojej wymyślonej bohaterki. Wszystkie emocje, które ona przeżywa, są oczywiście moje. Nie da się napisać powieści o chorowaniu na raka, nie przeżywszy tego wszystkiego na własnej skórze. Ale wydawało mi się, że łatwiej będzie czytelniczkom przeczytać nie pamiętnik, ale właśnie powieść, do której zawsze mamy pewien dystans. Bo może to wszystko jednak nie zdarzyło się naprawdę?

Od czasu ukazania się pierwszego wydania tej książki minęło kilka lat. Bardzo wiele się przez ten czas nauczyłam. Był to czas spotkań z czytelniczkami, czas wielu, wielu długich i szczerych rozmów. Te rozmowy uświadomiły mi, jak niewiele wiedziałam o chorowaniu na raka, pokazały mi, że rak ma różne twarze. I wreszcie zrozumiałam, ile jest jeszcze do zrobienia.

Ciągle jeszcze pokutują rakowe mity - że rak boi się noża, że rakiem można się zarazić, że rak to wyrok. Na internetowym forum czytałam opowieści kobiet, które podobnie jak ja, znalazły w sobie to coś, co nie było mną, ale przez wiele miesięcy próbowały się oszukiwać, że to samo przejdzie. Jedna z kobiet pisała o tym, jak zamiast do lekarza, trafiła do "uzdrawiacza", ogłaszającego się w gazetach: "guzki rozprowadzam". Po tym "rozprowadzaniu" guz urósł do rozmiarów pomarańczy i kobieta wreszcie znalazła się pod opieką onkologów.

Ta faza wypierania i bagatelizowania, jak mówi dr Janusz Meder, prezes Polskiej Unii Onkologii, do której się natychmiast zapisałam zajmuje w Polsce pacjentowi średnio do sześciu miesięcy. A przecież może być właśnie o te sześć miesięcy za późno.

Inna grupa pacjentek, wcale niemała, chowa wynik z diagnoza "rak" na dno szuflady i nie wyjmuje tej kartki, dopóki nie zacznie odczuwać poważnych dolegliwości. "To pani poszła się zoperować?" - dziwiły się, gdy mówiłam, że pięć biopsji nie wykazało u mnie komórek nowotworowych.

W ciągu tych ostatnich lat byłam także promotorka pracy dyplomowej studentki na specjalizacji dziennikarskiej w Wyższej Szkole Komunikowania i Mediów Społecznych im. Jerzego Giedroycia, w której pracuję - jej ojciec umarł na raka, a umierając przyznał się rodzinie, że pierwsze wyniki odebrał dziewięć lat wcześniej.

Pamiętam, jakim szokiem było dla mnie spotkanie z kobieta po jakimś wieczorze autorskim, która powiedziała:

- To pani o mnie napisała, że schowałam wyniki do szuflady. Schowałam i nie wyjmę.

Błagałam ją, by jednak poszła do lekarza, prosiłam, by się odezwała, gdy to zrobi. Nigdy więcej nie zadzwoniła. Ale mam nadzieję, że jeżeli podjęła leczenie, to dla niej jednej warto było napisać tę książkę.

Po ukazaniu się "Jak uszczypnie..." brałam wiele razy udział w nocnych audycjach radiowych.

- Pani może sobie pisać o raku w książkach, mówić o tym w radiu i telewizji, bo nikt pani z pracy nie wyrzuci - słyszałam wielokrotnie. Pracownik, który zaczął chorować, jest niepotrzebny, będzie brał zwolnienia i tylko z nim kłopot. To dodatkowy element naszej rzeczywistości.

- W moim środowisku nie mogę przyznać się, że mam raka, bo mnie będą wytykać palcami - mówiły mieszkami małych miejscowości. Już samo określenie "przyznawanie się do raka" budzi wątpliwości i sprzeciw. Przecież przyznajemy się do winy, grzechu, błędu! O chorobie możemy chyba mówić wprost!

Po ukazaniu się tej książki, a może nawet wcześniej, po operacji, zaczęłam funkcjonować jako swoiste pogotowie onkologiczne - dzwoniły do mnie kobiety, które czekała operacja. Wszystkie chciały oswoić swój lęk. Lęk przed bólem, poniżeniem, reakcja najbliższych. Zadawały konkretne, kobiece pytania, których nie chciały zadać lekarzowi. Dlatego tak ważna jest praca koleżanek Amazonek, wolontariuszek, które są od razu po operacji przy łóżku pacjentki. Wiele pacjentek odczuwa ogromny lęk przed mówieniem o chorobie. Ja mówiłam, mówiłam i mówiłam. To by. mój sposób na chorowanie. Wiedzieli właściwie wszyscy, którzy byli mi w jakiś sposób bliscy. I dzięki temu dostałam takie wsparcie, że niemal fizycznie czułam, jak inni biorą na siebie ten ciężar. Czułam się jak wampir energetyczny, który czerpał siłę od wszystkich. Dzięki nim żyję!

Dlatego właśnie wraz z jedna z moich przyjaciółek, Bożena Winch, która na dodatek jest psychoterapeutka i psychoonkologiem, wzięłyśmy

udział w światowej kampanii BREAST FRIENDS. To kampania zachęcająca do wspierania ludzi z rakiem, pokazująca, jak ważne jest wsparcie.

Breast Friends to "przyjaciele od piersi" - tak jak istnieją przyjaciele od serca. Marcia Cross, ("Gotowe na wszystko") Jerry Hall, (supermodelka, eksżona Micka Jaggera), Rosanna Arquette (bohaterka wielu thrillerów) i Ronan Keating to tylko niektóre znane osoby, uczestniczące w akcji, które zostały sfotografowane przez znanego brytyjskiego fotografa, Rankina, w serii portretów. Na każdej fotografii chora na raka piersi kobieta jest z kimś bliskim, z ta osobą, dzięki której chorowanie okazało się łatwiejsze. Wystawę otwarto w Oxo Tower, w Londynie, potem będzie ona prezentowana na całym świecie, także w Polsce.

Uświadomiłyśmy sobie nagle, że nasze własne Breast Friends wymyśliłyśmy już dawno - Bożena jako profesjonalistka, ja jako praktyk - staramy się wspierać wszystkich chorych na raka, którzy są obok nas. Bo wsparcie jest naprawdę niesamowicie ważne. I tak sobie czasami myślę, że moja książka również jest niekiedy takim przyjacielem od piersi. Wiem, że pomogła wielu kobietom, między innymi pokazując, że można żyć dalej z "tym" rakiem. I wiem także, że pomagała i tym, które nie umiały mówić o swojej chorobie.

Kampania Breast Friends jest ważna także z jeszcze jednego powodu.

Uczy kobiety, że nie ma jednego, "szeroko pojętego" raka piersi. Jest kilka jego odmian, typów i każdy z nich jest inaczej leczony. Dlatego każda kobieta, chora na raka piersi, powinna domagać się od lekarza, by powiedział dokładnie, jaki jest "jej" rak i jakie zostaną podjęte środki zaradcze. Tymczasem pacjent, który usłyszy od lekarza diagnozę "rak", już właściwie nie słucha dalej. Lekarze muszą także sobie uświadomić, że z tej pierwszej rozmowy pacjent nie zapamięta nic! Można ja od razu spisać na straty. A pacjent po prostu czasem wstydzi się zadać głupie pytanie, boi się, że lekarz sobie o nim źle pomyśli. Trzeba pytać!

Nieraz słyszałam, jak pacjentki pod drzwiami gabinetu w instytucie onkologii, prowadza takie rozmowy:

- A pani jakie dostaje tabletki? Takie różowe? A ja białe. Jak to? To panią lepiej leczą?

Ktoś im tu czegoś nie dopowiedział...

Lekarze biorący udział w kampanii BREAST FRIENDS wręcz łopatologicznie uczą, jakie pytania należy zadawać lekarzom, by być świadomą pacjentka. Bo chorować na raka też trzeba się nauczyć.

http://czytelnia.onet.pl/0,1509744,0,0, ... mosci.html



...........A na autorkę tematu czekają:

Obrazek

oraz:

Obrazek

.... Ness ...... ściskam w pasie :):):)
Ostatnio edytowano Śr, 28.03.2007 08:01 przez nie ma mnie, łącznie edytowano 2 razy
Avatar użytkownika
nie ma mnie
 
Posty: 3496
Dołączył(a): Śr, 02.03.2005 14:31
Lokalizacja: .... nieważne

Postprzez KrystynaP Śr, 28.03.2007 07:59

Dzięki za pociechę, dalej będę marzyć o ksieciu z bajki, bo takie mysli nastrajają pozytywnie. Są moją specjalnością, odtrutka na całe zło.
Mam nadzieję, że słońce świeci dzisiaj nie tylko dla mnie, ale dla wszystkich równie serdecznie.
Życzę miłego dnia :D :idea: :D :idea: :D :idea: :D :idea: :D :idea: :D
KrystynaP
 
Posty: 1257
Dołączył(a): Wt, 30.01.2007 21:21
Lokalizacja: z rodzinnych stron

Postprzez ness Śr, 28.03.2007 08:20

Mała!!!

Super, dzięki! ja czytałam o tej książce, ale na nią nie trafiłam.
Wiele pacjentek odczuwa ogromny lęk przed mówieniem o chorobie. Ja mówiłam, mówiłam i mówiłam. To był mój sposób na chorowanie. Wiedzieli właściwie wszyscy, którzy byli mi w jakiś sposób bliscy. I dzięki temu dostałam takie wsparcie, że niemal fizycznie czułam, jak inni biorą na siebie ten ciężar.
Ale ja nie czuję się jak energetyczny wampir. Może dlatego, że staram sie również dawać i jakoś ta wymiana mnie chyba trzyma w pionie.
To jest takie ważne, żeby swoich doświadczeń nie chować do kieszeni. Przecież one po coś są.
Ja też wiele myślałam o stereotypach dotyczących raka. Największy, który mnie wkurza to jest podciąganie wszystkich nowotworów pod jedną kreskę, wrzucanie do jednego wora. To bzdura. Jest tyle rodzajów i każdy przebiega inaczej i inne ma objawy i inne metody leczenia. Chemia czy radioterapia też nie jest taka sama w każdym przypadku. Wszystko zależy od sposobu przemieszczania się komórek, od organizmu, od tylu indywidualnych cech!
te tabletki białe czy różowe...tak, tak..znam to...nieraz wydaje się pacjentom, że jak drugi dostał coś innego, to jest lepiej leczony, pewnie zapłacił lekarzom...
A czerniak?
co osoba to przypadek. Jest tak niespecyficznym nowotworem, że nie ma jednej metody na pokonanie go. Oczywiście podstawowa rzecz, to usuwanie zmian i przerzutów, ale dalej - nie ma recepty.

A wracając do lekarzy, pielęgniarek, szpitala, to trafiłam na wspaniały personel - bardzo oddany swojej pracy. Ciepłe pielęgniarki,lekarze, którzy nie uważają się za bogów. Wszyscy szanujący to, że pacjent się boi.
A poza tym na oddziałach onkologicznych (może na innych też, nie byłam) pacjenci są dla siebie jak druga rodzina, nie żartuję. To pacjentka z łóżka obok ( o ile jest na chodzie) poda wodę, pomoże sie ubrać, pójść do łazienki, pogada, pocieszy. Nie chce się widzieć czasem rodziny, która nie wie, nie zrozumie co się z człowiekiem dzieje. A sąsiadka wie. A następnego dnia, gdy samemu sie już wstanie, a ona po operacji, to role się odwracają i to jest takie oczywiste i nikogo nie dziwi.


Krysiu!
Marzenia marzone się spełniają!
Avatar użytkownika
ness
 
Posty: 3029
Dołączył(a): Śr, 15.03.2006 20:56
Lokalizacja: home sweet home

Postprzez nie ma mnie Śr, 28.03.2007 08:30

... Ness-ka, mam tę książke dla Ciebie....
tylko podaj mi adres, co?
jak nie chcesz na forum to wypuść gołębia do mnie....
adres mailowy mam w profilu....
Avatar użytkownika
nie ma mnie
 
Posty: 3496
Dołączył(a): Śr, 02.03.2005 14:31
Lokalizacja: .... nieważne

Postprzez ness Śr, 28.03.2007 08:31

wpuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuszczam!
całuski...
nie mogę sie doczekać lata...
Avatar użytkownika
ness
 
Posty: 3029
Dołączył(a): Śr, 15.03.2006 20:56
Lokalizacja: home sweet home

Postprzez ness Śr, 28.03.2007 08:47

Avatar użytkownika
ness
 
Posty: 3029
Dołączył(a): Śr, 15.03.2006 20:56
Lokalizacja: home sweet home

Postprzez Marysia Śr, 28.03.2007 09:08

Ness, pisałam tez o tym na forum. O pomaganiu sobie, o lekarzach z Instytutu Onkologii. Kiedyś był tu taki temat "Wiara w Boga" założony zresztą przez Lady...Wiele tam tego było. Ja wiem jedno, ludzie wcale nie są źli. Umieją sobie pomagać. Też pamiętam, gdy wystraszona przyszłam na pierwszą operację, wtedy wiele pomógł mi bardzo młody człowiek z trzecim przerzutem....
Nie chce nikogo tu urazić, ale ludzie chorzy na tę chorobe własnie potrafią o niej mówic normalnie, co dla innych jest szokujące. Ale mówimy po to, by właśnie innych przestrzec. I naprawdę staramy sie być silni, choć jak kiedys tu pisałam zbytnie rozczulanie sie nad chorą osoba wcale jej nie pomaga, wręcz przeciwnie. Moja koleżanka zapytała mnie podczas pobytu w szpitalu: to jak mam z tobą rozmawiać? Odpowiedziałam: normalnie.
Avatar użytkownika
Marysia
 
Posty: 3169
Dołączył(a): Pn, 28.02.2005 12:17
Lokalizacja: Gliwice

Postprzez ness Śr, 28.03.2007 16:28

Polecam dzisiejszą POLITYKę.
na temat powyżej właśnie artykuł
Avatar użytkownika
ness
 
Posty: 3029
Dołączył(a): Śr, 15.03.2006 20:56
Lokalizacja: home sweet home

Postprzez Magdalena83 Śr, 28.03.2007 17:55

Dziś się dowiedziałam, że to co początkowo u brata mojej mamy zdiagnozowano jako dwa wylewy, to prawdopodobnie przerzuty czerniaka do mózgu. Przypadek o tyle dziwny, że czerniak bardzo rzadko atakuje w ten sposób... Na razie nie wiadomo co dalej, ale możliwe, że wujek poleci do Stanów na jakieś leczenie, czy operację...
Co za cholera... atakuje nagle i często niespodziewanie. U wujka nie było wcześniej żadnych objawów dopiero gdy coś spowodowało widzenie połowiczne okazało się, że w mózgu ma dwa wielkie guzy...
Jedyne pocieszenie, że pół mojej rodziny to lekarze, więc przynajmniej opiekę dobrą będą w stanie zapewnić.
Najbardziej szkoda mi Babci, dla której rodzina a zwłaszcza syn jest całym światem... Smutno mi.

Ness jak Ty się miewasz? Kiedy zaczynasz naświetlania?
Ostatnio edytowano Śr, 28.03.2007 20:35 przez Magdalena83, łącznie edytowano 1 raz
Avatar użytkownika
Magdalena83
 
Posty: 4144
Dołączył(a): Śr, 23.08.2006 16:30

Postprzez Rfechner Śr, 28.03.2007 18:39

Magdaleno przytulam mocno!
Avatar użytkownika
Rfechner
 
Posty: 5496
Dołączył(a): Pn, 07.03.2005 21:49
Lokalizacja: Szczecin

Postprzez Magdalena83 Śr, 28.03.2007 18:40

ech... dziękuję
Avatar użytkownika
Magdalena83
 
Posty: 4144
Dołączył(a): Śr, 23.08.2006 16:30

Postprzez ness Śr, 28.03.2007 20:25

Magdalenko, w poniedziałek zaczynam.
Co do wujka, to pierwotna zmiana na pewno gdzieś jest, może przeoczona i zaniedbana. Są odmiany czerniaka, które nie są wcale czarne a ni nawet brązowe. Znamię niewiele różniące sie kolorem od skóry.Podstępne cholernie, bo zdąży rozejść sie po całym człowieku, zanim się go zdiagnozuje. Nie jest wesoło, ale dobrze, że ma jakieś możliwości. Proszę, dowiedz się jaka to kuracja w tych Stanach. Wiesz, ze ja teraz wąska specjalizację "robię". Jeśli nie mnie, to może komuś się przyda.

Bądź dobrej myśli i koniecznie dawaj znać co i jak.
przytul
Avatar użytkownika
ness
 
Posty: 3029
Dołączył(a): Śr, 15.03.2006 20:56
Lokalizacja: home sweet home

Postprzez Magdalena83 Śr, 28.03.2007 20:32

No trzymaj się dzielniew ten pon. a ja jak tylko będę się słyszała z mamą to wypytam o wszystko. :*
Avatar użytkownika
Magdalena83
 
Posty: 4144
Dołączył(a): Śr, 23.08.2006 16:30

Postprzez Barbara Kath II Śr, 28.03.2007 20:53

Madzia,Ness...... :D :D (kazdej po jednym usmieszku przesylam)
Barbara Kath II
 
Posty: 474
Dołączył(a): Śr, 24.01.2007 18:17

Postprzez ciotka Śr, 28.03.2007 20:54

jak pozwolicie zapisze wasze imiona i zabiore do kieszonki---będą czekały ze mną na Nees na poczekalni---gdy się będzie naświetlac...
ciotka
 
Posty: 1175
Dołączył(a): Cz, 22.03.2007 22:45

Postprzez Ola B. Śr, 28.03.2007 20:55

Madzia, trzymaj się dzielnie i pozdrów od nas wujka!
Z moją Ciocią niestety nie najlepiej...w poniedziałek ściągali jej wodę z płuca...juz drugi raz w tym roku...bardzo schudła...myślę, że już około 15 kilo...nie chce już jeździć na chemie i na naświetlania...jest już chyba zmęczona...a do tego ma słabe serce, i mogłoby jej to bardziej zaszkodzić niż pomóc....
Po prostu z Nią jesteśmy...i nie dopuszczamy do siebie myśli, że może być źle...i Ona chyba też...cieszymy się każdym dniem...
Sciskam WAS!
Avatar użytkownika
Ola B.
 
Posty: 1816
Dołączył(a): N, 27.02.2005 19:43
Lokalizacja: Kutno

Postprzez Barbara Kath II Śr, 28.03.2007 20:56

pozwalam(y) :D
Barbara Kath II
 
Posty: 474
Dołączył(a): Śr, 24.01.2007 18:17

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Ogólne