Być, czy....

Tutaj kierujcie pytania do mnie, na które postaram się odpowiedzieć w miarę możliwości.

Być, czy....

Postprzez ada1972 Śr, 15.08.2012 08:30

Szanowna Pani Krystyno,

Wczoraj przydarzyła mi się pewna historia. Zastanawiałam się nad tym, czy Pani o niej opowiedzieć akurat tutaj, mając świadomość, że praktycznie każdy to może przeczytać, ale stwierdziłam, że ze względu na to, co z tej historii może wyniknąć, w kategoriach czysto ludzkich postaw, dylematów i wyborów mniej, czy bardziej świadomych, postanowiłam zaryzykować...

Wybrałam się wczoraj z dziećmi mojej siostry - Zosią (lat 9) i Łukaszem (lat 16) na pizzę, blisko u nas na osiedlu. W drodze powrotnej zauważyłam, jak w naszym kierunku podąża młody mężczyzna, pod wpływem alkoholu, coś tam mówiący, do siebie, do nas - jak to po alkoholu. Akurat przechodziliśmy przez chodnik z wysokim krawężnikiem, więc Łukasz z Zosią podali mi dłonie, aby mi było łatwiej przejść. A to dlatego, że choruję na porażenie mózgowe, związane z niedowładem nóg. W stopniu lekkim, jak na porażenie mózgowe (na szczęście, o ile można ująć to w kategorii szczęścia),ale wysokie krawężniki i schody to dla mnie jednak pewne wyzwanie. Na szczęście jestem niezależna, samodzielna, pracuję dojeżdżając miejskimi autobusami do sąsiedniego miasta. Tylko te krawężniki... No, i ten młody mężczyzna zauważył nas idących, i oczywiście zaczął nam towarzyszyć w drodze, mówiąc coś do Łukasza. Ja nauczona doświadczeniem, że mam powodzenie jedynie u psów i panów będących pod wpływem alkoholu, zagadnęłam do Łukasza, by chronić go przed ewentualnymi natręctwami tego pana. Tak pomyślałam. I wtedy ten mężczyzna podszedł do mnie i nawiązał się między nami dialog, który zaskoczył mnie samą:
- Ja bardzo panią przepraszam. Wiem o co pani chodzi. Wiem, jestem pod wpływem alkoholu i na pewno to pani przeszkadza. Ale widzi pani tak wyszło. Piję. Niszczę siebie. Wiem. Ale tak bardzo mi przykro, jak na panią patrzę. Co się stało w nóżkę? Wiem, głupie pytanie, ale tak mi pani żal.
- Mam tak już od urodzenia.
- Naprawdę? Ojejku! Jaka szkoda. Chętnie bym się z panią zamienił.
- Wie pan, ja raczej nie.
- Ale chodzi mi o zdrowie. Chętnie bym je pani oddał. Naprawdę. Bo ja już taki jestem.
Jego wypowiedź mnie tak zaskoczyła, że zatrzymałam się na chwilę, spojrzałam na niego i powiedziałam:
- Wygląda pan na wrażliwego człowieka. Dlaczego pan tak sam siebie niszczy?
- A, bo wie pani, jak to jest. Nie mam motywacji, silnej woli. Może kobieta?
- Może. Ale musiałby pan się zmienić...
- Zmienić? Jak? Po co? A czy w przypadku pani można coś zrobić,aby pani wyzdrowiała?
- Nie. Nie można. Ale pan w swojej sytuacji może zrobić coś, by wyzdrowieć. Więc proszę mi powiedzieć, które z nas jest w gorszej sytuacji: ja, czy pan?
- No, niestety, z przykrością muszę stwierdzić, że pani...
- No, właśnie. Pan może zmienić swoją sytuację, może coś zrobić. Ja nie...
Przez cały czas, kiedy do niego mówiłam, patrzył na mnie zupełnie trzeźwo,z pewną zadumą.
- Przepraszam, czy ja mogę cmoknąć panią w policzek na pożegnanie? - Nim zdążyłam zareagować, cmoknął.

Kiedy się rozchodziliśmy, powiedziałam do niego jeszcze - Wystarczy tylko silna wola. I rozeszliśmy się.

Po tym wczorajszym zdarzeniu zastanawia mnie jedno: czy nasza rozmowa będzie dla tego mężczyzny jakimś punktem zwrotnym? Czy sprawi, że podejmie walkę i znajdzie siłę, by przestać pić i znaleźć sens życia? Czy po tym, jak ujdą z niego procenty, zapamięta tę rozmowę, czy zupełnie o niej zapomni. I czy jego wrażliwość jest autentyczna, czy po prostu sprowokowana alkoholem. Nie wiem... Ale bardzo chciałabym, by moje spotkanie z nim i nasza rozmowa zmieniły jego życie... Nie wiem, czy jeszcze kiedykolwiek się spotkamy. Takich osiedlowych pijących mężczyzn jest sporo. Mijam ich praktycznie codziennie rano, w drodze do pracy, idąc na przystanek, i kiedy wracam, też są. Może ten napotkany mężczyzna też jest wśród nich. Nie wiem. Praktycznie nie zwracam już na to uwagi. Z przyzwyczajenia i z powodu irytacji, że siebie niszczą. Niektórzy może mniej lub bardziej świadomie, ale sami siebie niszczą. Czy naprawdę nie potrafią znaleźć nadziei i chęci, by to zmienić? Smutne. Ale może chociaż ten jeden... Może chociaż on.

Pozdrawiam Panią ciepło, Pani Krystyno.

Ada Pasiniewicz
Avatar użytkownika
ada1972
 
Posty: 285
Dołączył(a): Śr, 29.02.2012 18:49
Lokalizacja: Dzierżoniów

Re: Być, czy....

Postprzez Krystyna Janda Śr, 15.08.2012 21:54

Wspaniała historia, czy będzie punktem zwrotnym nie wiem, nie bardzo wierzę bo pijaków i alkoholików znam wielu i chyba żadnego któremu się udało. Wiem że wielu ludzi uważa że pijacy piją bo są wrażliwsi niż inni, być może, tylko.... Oby ta rozmowa była przełomowa, jak Pańi to nazywa.
Serdecznie pozdrawiam i Panią i młodzież i pijak także.
Avatar użytkownika
Krystyna Janda
Właściciel
 
Posty: 18996
Dołączył(a): So, 14.02.2004 11:52
Lokalizacja: Milanówek


Powrót do Korespondencja