Witam,
przyjemnie się spaceruje nad Odrą, kiedy i temperatura opadła do granicy rozsądku i znad rzeki zawiewa przyjemnie orzeźwiający wiaterek.
trawa na wałach już skoszona, już takie letnie barwy - jak po sianokosach na wsi;)
siedzę sobie czytając komentarz do księgi drugiej kodeksu cywilnego (własność i inne prawa rzeczowe), czyli taki zbiór myśli mądrych prawników co do przepisów i orzecznictwa, którego to znaczenie wyjaśniałem w ostatnim poście, no więc siedzę sobie, czytam, ale oczywiście nasłuchuję o czym w tle ludzie gadają. Lubię takie urwane zdania, które dochodzą do mnie w tramwaju, na spacerze, czy w czasie jazdy rowerem.
w takim to układzie, nadchodzą dwie panie (mamy, jak można było wywnioskować z rozmowy). Jedna Mama do Drugiej Mamy w te słowy:
"Wiesz, byłam u mojego Maćka w szkole. Musiałam czekać z 15 minut na przerwie. Boże, co to za dzieci! Co drugi jak nie przyszły przestępca, to przynajmniej degenerat! A te dziewczyny! Poubierane jak lafiryndy!".
dawno nie byłem w żadnej szkole. ale chyba nie jest aż tak źle. a może to gimnazjum dla dorosłych było, a ta pani na wywiadówce u męża?
Pozdrawiam,
Piotr.
ps.
kupowałem wczoraj truskawki, no i musiałem spróbować zanim się zdecyduję. Kwaśne były, więc mówię do pani sprzedającej: "Boże, jakie się kwasieluchy trafiły!" i jak psychol w śmiech, bo mi się Shirley przypomniała!