Recenzja

Tutaj kierujcie pytania do mnie, na które postaram się odpowiedzieć w miarę możliwości.

Recenzja

Postprzez Mr. A Pt, 01.04.2005 13:57

Zastanawiam sie czy to aby nie powinno trafic do 'naszej twórczości' no ale... Napisalem to kiedys na jakis konkurs i dzis przez przypadek znalazlem:

W małżeństwie, kochana, jest identycznie jak na Bliskim Wschodzie!

Teatr Powszechny w Warszawie, wakacyjny wieczór, przed nam za moment pojawi się geniusz – mógłbym zacząć tak, albo... Wakacyjny wieczór, za moment będziemy podglądać 50 letnią Shirley Valentine, która rozmawia ze... ścianą! Ba! Gdyby tylko ze ścianą, ale również z greckim kamieniem (co prawda, on nic nie rozumie, ale Shirley specjalnie to nie przeszkadza). Można by zastanawiać się czy jest sens pisania recenzji spektaklu, który premierę miał już 14 lat temu, a na scenie pojawił się ponad 400 razy (!) – specjalnie nie mam co do tego wątpliwości, a nawet uważam, że właśnie dlatego powinno się o tym spektaklu pisać. Liczba zagranych spektakli zdumiewa, komplet publiczności na każdym z nich jeszcze bardziej, chociaż każdy, kto choć raz widział ten spektakl w wykonaniu Krystyny Jandy, zna doskonale powód tego sukcesu. Pierwszym z nich z pewnością jest tekst Wiliama Russela – jest to tekst niezwykły, bo mimo że przez całe dwie godziny trwania spektaklu wszyscy słaniają się ze śmiechu po podłodze, to jednak już przy wyjściowych drzwiach teatru widać niejedną łzę w oku widza i wcale nie jest to łza, która pojawiła się na skutek śmiechu. Poza tym tekst ten powinien być lekturą obowiązkową dla wszystkich ludzi zbliżających się do magicznej granicy 50 lat, zwłaszcza dla kobiet, których głównym zadaniem podczas lat małżeństwa było pranie, gotowanie, sprzątania i wychowywanie dzieci.
„Shirley Valentine” to opowieść o kobiecie w średnim wieku, która uświadamia sobie w pewnym momencie swojego życia, że 99% szans, które stanęły kiedyś na jej drodze, kompletnie zmarnowała, że jej największą rozrywką są comiesięczne, wielkie zakupy i smażenie jajek dla Joe – jej męża. To olśnienie nie spada na nią jednak bez przyczyny. Sprawcą całego zamieszania jest... bilet lotniczy. Ale nie byle jaki bilet, bo nie dość, że celem podróży ma być wymarzona przez Shirley Grecja, to na dodatek za całą tę przyjemność nie musi płacić (rzecz dzieje się w Anglii) ani funta! Shirley dostaje bilet od swojej przyjaciółki, która szczerze nienawidzi wszystkich mężczyzn, od czasu, gdy zastała swojego męża w łóżku z mleczarzem. Jane zrobi wszystko, żeby tylko doprowadzić do szału jakiegoś mężczyznę - zapłaci nawet za wycieczkę do Grecji. Wywoła to oczywiście furię Joe’go, bo w małżeństwie jak na Bliskim Wschodzie...
Krystynie Jandzie zarzucono już chyba w życiu wszystko – że jest aktorką jednego, nerwowego gestu, że po Agnieszce z „Człowieka z Żelaza” nie pokazała nigdy nic nowego, że kto jak kto, ale ona za śpiewanie z pewnością nie powinna się brać itd., itp. Zastanawia mnie jednak czy którykolwiek z recenzentów, wydający właśnie takie sądy widział ją choć raz na scenie. I mam wrażenie, że nie. Krystyna Janda jest genialna! Nie boję się używać określenia „genialna” w stosunku do tej aktorki, bo taką jest w istocie. To nieważne czy Krystyna Janda swoją grą rozbawia publiczność, czy doprowadza co wrażliwszych do łez, czy recytuje, czy śpiewa – bez względu na to, z jakim spektaklem mamy do czynienia, zawsze cała sala siedzi jak zaczarowana, wpatrzona w tę kobietę.
Nie inaczej jest z „Shirley”, tym bardziej, że Janda, po tylu latach obcowania z tą postacią, doszła do takiej perfekcji w operowaniu tekstem, że wszystkie osoby siedzące po drugiej stronie sceny mają wrażenie, że to wcale nie aktorka stoi przed nimi, ale że rzeczywiście mamy do czynienia z prawdziwym człowiekiem. I to jest chyba największa sztuka, a zarazem i największy sukces artysty.
Artysty w monodramie samotnego na scenie – a mimo to utrzymującego publiczność w stanie najwyższego napięcia emocjonalnego przez pełne dwie godziny. Osiągnąć sukces Jandzie pomogła z całą pewnością osoba reżysera – Maciej Wojtyszko jest wybitną postacią polskiego teatru, trudno się więc dziwić, że akcja dramatu jest wartka, zaskakująca i wciągająca widza w wir wydarzeń.
Teraz pozostaje nam wszystkim czekać, co przyniesie roczny urlop Krystyny Jandy od desek Teatru Powszechnego. Ja mam jednak nadzieję, że razem z Jandą na scenę wróci jej nieodłączna przyjaciółka, Shirley Valentine...



a dziś już chyba wiemy, że Shirley na pewno nie wróci - myle sie?
Avatar użytkownika
Mr. A
 
Posty: 41
Dołączył(a): Pt, 04.03.2005 13:34
Lokalizacja: Warszawa

Shirley....

Postprzez jotka Pt, 01.04.2005 20:43

Obiema rękoma podpisuję się pod tymi słowami. Oglądałam tę sztukę ponad 10 lat temu, jedną z ostatnich - jakie oglądałam z P. Krystyną w Warszawie. I za każdym razem zachwycała mnie jej ekspresja i angażowanie się w grę.To jest nadal porywające. Z niecierpliwością czekam na film niedawno kręcony w Gdańsku.
Pozdrawiam, JM
Avatar użytkownika
jotka
 
Posty: 11
Dołączył(a): So, 19.03.2005 22:36
Lokalizacja: P

Postprzez Krystyna Janda N, 03.04.2005 07:05

Pozdrawiam
Avatar użytkownika
Krystyna Janda
Właściciel
 
Posty: 18996
Dołączył(a): So, 14.02.2004 11:52
Lokalizacja: Milanówek


Powrót do Korespondencja