Droga Pani Krystyno
Skoncentrowałam się w swoim poście na przekleństwach, bo tego właśnie dotyczył Pani wpis w dzienniku. Nie czytałam wprawdzie książki, ale wiem, jaki problem porusza autorka i absolutnie się zgadzam, że ta wstrząsająca historia w pełni uzasadnia użycie przez nią takiego właśnie języka. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że mogłaby Pani sięgnąć po ten tekst tylko i wyłącznie z powodu przekleństw. Gdyby tak było, to nie miałabym już czego szukać w Pani teatrze, na który tak bardzo czekam. Myślałam wyłącznie o krytyce, trochę też pod wpływem artykułu, o którym wcześniej pisałam, obym się myliła. Pisząc, że mam do Pani zaufanie, miałam na myśli wyłącznie przekonanie, że będę miała możliwość obejrzeć w Pani teatrze tylko takie sztuki, które naprawdę dotykają życia, a nie tylko ocierają się o nie, udają je, i to dotykają ze wszystkich stron, nawet tych najciemniejszych, a język, choć oczywiście stanowi jakiś problem dla Pani i nas, widzów, to jednak jest kwestią drugorzędną. Idąc do teatru "na Jandę" - aktorkę lub reżyserkę, skupiam się przede wszystkim na tym, co ważnego chce mi Pani powiedzieć. Jak to powiedzieć - to już Pani zadanie. Po wyjściu z teatru, chcę poczuć, że sztuka mną szarpnęła, że nie daje mi spokoju, że coś się stało, zmieniło..Gdyby tylko chodziło o przekleństwa, to faktycznie bliżej mam pod własnym blokiem...
Droga Pani Krystyno, sama Pani widzi, jak ten internet potrafi wypaczyć sens wypowiedzi. Ale myślę, że już wszystko jasne. Proszę czekać na mnie w Polonii.
Przesyłam ucałowania i gorące pozdrowienia