przez o. Cz, 01.09.2005 17:40
Matka już wróciła na swoje miejsce! Posadziła tyłeczek na swoim, zadziwiająco miękkim w porównaniu do dworskiego, krzesełku i od razu przybiegła się meldować. Plecak i torby zostały rozrzucone w przedpokoju. Jeszcze tylko półgodzinne witanie z psami i jestem. W sumie to nie wiem co Wam odpisać, bo tyle tego naprodukowałyście, że się pogubiłam... więc będzie kolejnośc przypadkowa:
- Agniś, Wrocław... nawet nie wiesz jak czesto bym, chciała tam jechać... kiedyś zostawiłam tam swoje serce i nie odebrałam jeszcze
- u soni zostawiłam jednak częśc swoich rzeczy bo bym sie nie zabrała, czyli jest nadzieja, że wrócę :)
- 2 dni mi podróż zajeła, bo funduszy zabrakło i szłam pieszo... ale za to z zegarem :))))))))))
- pani w pociągu była fantastyczna! wyjęła sobie kapciuszki, Nasz Dziennik, a potem pęto kiełbasy wiejskiej i białym papierze, ułamała kawał chleba i obiad był... a ja w tym amoku pakowania się nie zjadłam śniadanka, Pani wyjechała Kachny nie przypilnowała, Kachna wyszła głodna (tzn wtedy jeszcze niegłodna), a potem z Połówkiem w ostatniej chwili przez te krakowskie korki wpadliśmy na dworzeć, tam sie okazało w kasie, że nie wiadomo na jaki peron wjedzie pociąg, trzeba było słuchac zapowiedzi i nagle pani powiedziała, że pociąg mój już wjechał na peron 7 i trzeba było biec 7 peronów... paranoja z tym remontem! no i w rezultacie nic nie kupiłam sobie do jedzenia
- dziś rano wpadłam na pomysł by sobie kupic obraz, bo mi sie podobał w takiej galerii jednej, ale uznałam, że chyba nie dam rady się zabrać z nim... buuuu.... i nie kupiłam!
- zośków było 2, bo to byli bracia rodzeni, najpierw kupiłam 1, ale okazał się chory i to że był taki piękny i malutki nie oznaczało wcale że taka jego uroda była, tylko że chory był, więc się po tygodniu wkurzyłam i poszłam do sklepu i zrobiłam zadymę, że mi chorą świnkę sprzedali, to mi wymienili na zdrową, no i zosiek 1 został, a zosiek 2 poszedł ze mną do domu... potem się okazało, że zosiek 1 trafił w bardzo dobre ręce i ma się świetnie do dziś... a zosiek 2 przeżył swój oświęcim ale dziś też już ma się świetnie :)
- na rowerku jechałam z góry i raz wpadłam w spory poślizg wśród pokrzyw... bo to było tak, że wsiadłam na Radenkę i chciałam sobie pogalopować na zachód słońca... ale byłam zbyt wygodna i kazałam Połówkowi mi osiodłac Radenkę i to mnie zgubiło... z potem Radena się zbuntowała i nie chciała iść tam gdzie ja tylko w 2 stronę... więc posadziłam Połówka na Radenie, a sama wzięłam ze stajni rower i pojechałam ze zbocza wśród pokrzyw i krzaków w dół, a potem znów w górę i znów w dół w pogoni za zachodzącym słońcem.... i nareszcie wiem co to znaczy jazda na górskim rowerze :)))) ale na zachód zdążyłam, Połówek niestety nie zdażył, bo Radena wyjątkowo uparta była...
- co tam jeszcze było? Aaaa... Wolny Słuchaczu, koszulka była troszkę inna, ale taka sobie musze kupić! Koniecznie! Nie dość że powiedziałam "Baj" to i tak nie zrozumiał i wydzwaniał do mnie z 5 razy w ciągu mojego wyjazdu i brał na litość chyba że bym wróciła... ja nie wiem jak to jest! jak mi zalezy na jakiejś pracy to albo brak etatu, albo zwalniają, a tu jak chcę odejśc to mi dziad jeden nie daje... uwziął się czy jak?
- zdjęcia będą potem, narazie muszę wziąc pierwszy ciepły prysznic od 10 dni!!!!
- sonia mnie karmiła bardzo dobrze i co sobie zażyczyłam to mi gotowała i w ogóle
SONIA JEST THE BEST!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
- co do włoskiego tiramisu, to ja sobie wypraszam przypisywanie tych zasług mnie! to nie ja robiłam tylko Aśka! a że Włosi sa tak zacofani i nie maja w domu mikserów to sie nie dziw! Zresztą soni by chyba nie przeszkadzała ta dziwna konsystencja, bo się uparła że ubije ręcznie jajka, a ja Jej nie dałam... kazałam na 1 nodze skikać do sąsiadki pożyczać łopatki do miksera, bo soniowe się popsuły! ale za to efekt chyba soni wynagrodził to buszowanie w sąsiadowej szafce
- wadowicką kremówkę bym teraz zjadła!!!!!!!!!!!!!!
- toksański chwast przepiękny! ludzie na ulicy mnie zaczepiali z pytaniem "skąd pani to ma? jaki piękny! a co to jest?" opędzić sie nie mogłam! i tak tez Kachna ogołociła pański taras....
- wycinanie migdałków.... coś mi to przypomina... paradoksalnie najpiękniejszy okres w moim życiu :) może dlatego, że to nie były moje migdałki... choć tamte kochałam bardziej niż swoje :)
- kwiatki mi uschły na pieprz!!!!!!!!!!!!!!!!
- tęsknię za wszystkim.... wawa jest ohydna! trzeba się stąd wyprowadzić!