Uwiedziony przez Shirlay

Tutaj kierujcie pytania do mnie, na które postaram się odpowiedzieć w miarę możliwości.

Uwiedziony przez Shirlay

Postprzez maciejlysakowski Śr, 23.11.2005 16:16

Zanim Shirlay rozpoczęła triumfalną podróż po świecie, jej premiera odbyła się najpierw w warszawskim Teatrze Powszechnym, a w kilka dni później na scenie Impartu we Wrocławiu, w 1990 roku. Wcześniej już widziałem Krystynę Jandę w „Edukacji Rity”, której autorem był także Willy Russell. Mogłem się więc spodziewać, że czeka mnie i tym razem świetny wieczór w teatrze. Miałem wtedy 25 lat i byłem studentem szkoły teatralnej we Wrocławiu.
Pojechałem do Warszawy na jedno z pierwszych popremierowych przedstawień „Shirlay”, granych wtedy jeszcze na małej scenie Teatru Powszechnego. Nie pamiętam, bym kiedykolwiek wcześniej, czy później, tak głośno śmiał się na teatralnym przedstawieniu. Zresztą nie ja jeden. Cala sala „ryczała” ze śmiechu, by w chwilę później w ciszy i skupieniu wsłuchiwać się chciwie w dalsze, nie zawsze zabawne, zwierzenia Shirlay do ściany. Od tego pierwszego spotkania z Shirlay poczulem się przez nią uwiedziony. Kiedy w kilka dni później Shirlay przyjechala do Wroclawia na premierę w Imparcie, zaplanowałem sobie dłuższą „randkę” z Shirlay. Przez wszystkie dni grania spektaklu we Wroclawiu, wpuszczałem na salę publiczność z biletami i bez. Każde pojawienie się Krytsyny Jandy we Wroclawiu ( i pewnie nie tylko we Wroclawiu) wywoływało rodzaj zbiorowej histerii. Bilety rozsprzedały się błyskawicznie, a przy drzwiach stał zawsze spory tłumek młodych ludzi, ktorzy nie mieli biletów, a koniecznie chcięli to przedstawienie obejrzeć.
Oglądałem i ja wszystkie spektakle po kolei i uczyłem się, jak się zdobywa publiczność, jak się nad nią panuje i rozkochuje w granej przez siebie postaci. Obserwowałem opanowany do mistrzostwa przez Krystynę Jandę kunszt aktorski. Książkowy przykład metody Stanisławskiego, to najtrudniejsze zadanie aktorskie: być na scenie, nic nie robić, a mimo to istnieć. Bo właściwie w tym spektaklu nie ma wielkich działań fizycznych na scenie, w drugim akcie aktorka praktycznie siedzi na leżaku na plaży w Grecji i tylko mówi. Jej istnienie w tym „nic nie robieniu” jest jednak tak intensywne, że publiczość zapomina o tym, że siedzi w teatrze i ogląda spektakl. Zahipnotyzowana publiczność wciągnięta w historię dojrzełej kobiety, zahukanej kury domowej, która nagle postanawia odmienić całe swoje życie i po prostu robi to, na co inne kobiety, uwikłane w nieudane związki, nigdy się nie odważają, ta publiczność zapomina o tym, że ogląda na scenie aktorkę. Wszyscy wierzą, że to jest właśnie TA Shirlay Valantine, która postanowiła walczyć o siebie i wygrała. Na tym pewnie polega sukces tego przedstawienia u publiczności. Ludzie dostrzegają szanse na odmianę losu. Kobiety budzą w sobie uśpioną nadzieję, a mężczyźni zastanawiają się w ciszy, głęboko zawstydzeni, czy naprawdę są dobrymi partnerami dla swoich własnych „Shirlayek”, z którymi przyszli do teatru. Niektórzy z nich zresztą po raz pierwszy w życiu dowiadują się ze sceny, o istnieniu tak niezwykle tajemniczego zjawiska, jakim jest clitoris... Ta publiczność, uszczęśliwiona, uzdrowiona śmiechem, ale i wynosząca do domów porcję zadumy, w uznaniu za te doznania nagradza Shirlay - Jandę niezmiennie od lat owacjami na stojąco... po niemal każdym spektaklu...
Później jeszcze kilka razy spotkałem się z Shirlay, obserwowałem, jak znieniają się jej ubrania. W I akcie Krystyna Janda grała przez te lata w kilku różnych kostiumach. Pamietam, jak kidyś, także we Wrocławiu, kiedy aktorka była w ciąży, pojawiły się jakieś komplikacje zdrowotne. W przerwie trzeba było wezwać lekarza... Nikt nie zauważył, że przerwa się przedłużyła, a po przerwie także nikt nie zauważył, że coś jest nie w porzadku. Był to jedyny spektakl Shirlay, na którym się nie śmiałem. Denerwowałem się czy wszystko pójdzie dobrze. Obserwowałem ludzi dookoła, słyszałem ich reakcje i śmiech i zdałem sobie sprawę, że oto nadal jestem na lekcji w szkole aktorskiej. Bo w tym zawodzie obowiązuje żelazna, bezwzględna zasada, by widza, który zapłacił za bilet, nie obarczać prywatnymi problemami aktorów. Krystyna Janda dograła wtedy to przedstawienie do końca, ludzie wstali, jak zazwyczaj, do oklasków, a ja odetchnąłem z ulgą... Miałem pisać o Shirlay, a nie o Krystynie Jandzie, ale nie umiem tego oddzelić. Nie mogę. Może gdybym sam nie byl aktorem, mogł bym napisać inne wspomnienia ze spotkań z Shirlay...
Dawno już nie widziałem się z Shirlay... Tęsknię za nią bardzo! Cieszę się, że ONA wraca do publiczności. Kiedyś zacząłem sią zastanawiać nad mężem Shirlay - Joe. Rozmyślałem nad Joe i pomyślałem, że chciał bym go stworzyć. Chciał bym stworzyć jego historię. Opowiedzieć ich życie z jego perspektywy. Dokładnie w tej samej scenografii. I akt w kuchni, II akt na plaży w Grecji. Powstały wtedy jakieś zapiski, które ośmielam się tu dolączyć, bo może oprócz mnie jeszcze dla kogoś wydadzą się one jakoś tam interesujące... Dziś mam 40 lat. Teortycznie mógł bym więc być mężem Shirlay...

Maciej Lysakowski

Ps. Droga Shirlay, dziękuję Ci za to, że jesteś z nami od 15 lat, i że znów do nas wracasz. Do zobaczenia po latach.
Twój wielbiciel



"Joe Bradshaw, mąż Shirlay Valantine"

Pomysł w oparciu o sztukę teatralną „Shirlay Valantine” Willy Russella

Fragmenty

Akt I
Scena I

Kuchnia w domu Shirlay i Joe. Zza sceny dochodzi głos Joe, który wyraźnie zdenerwowany rozmawia przez telefon i wchodzi do kuchni.

JOE: Jane!! Jane!! Ty mi tu nie zalewaj!! Ja na takie żarty to za poważny gościu jestem. Mów gdzie Shirlay...
Jak to nie przyleciała??!! Co to ma w ogóle znaczyć??!!
Została w Grecji??!!
Jane, to jest jakaś absurdalna makabreska. Jane jeśli Shirlay stoi obok Ciebie, to mi ją daj. Bardzo cię proszę.
Jej walizka??? Obok ciebie stoi tylko jej walizka???!!! Jane , co wyście do jasnej cholery nawyrabiały???!! Jane , czy ty wiesz przez , co ja tu przez te dwa tygodnie przeszedłem???!!!Jane, mój cały świat stanął na głowie!!! Cholera, Jane, ja przez tydzień po całym domu szukałem instrukcji obsługi kuchenki mikrofalowej. Ty wiesz, gdzie ona to miała???!!! W opakowaniu od suszarki do włosów!!!
Nie Jane, nie umarłem z głodu, nie rozmawiasz z duchem. To naprawde ja Joe Bradshaw, mąż twojej porąbanej przyjaciółki Shirlay Bradshaw z domu Valantine!!!! Ale ja ci przysięgam Jane, że jak się ten koszmar nie skończy, to ja pewnie już niedługo pociągnę.
Jak to, co mi jest?? !!! Mi grozi normalna śmierc głodowa Jane!!!
Nie, Jane, zamrażarka już jest pusta. Całe te zapasy, które mi Shirlay zrobiła już dawno przestały istnieć. Ja tu z tego zdenerwowania, to przez całe dwa tygodnie tylko jadłem i jadłem. Jane, my nawet już nie mamy słoików z przetworami na zimę w spiżarni!!! Jeśli Shirlay nie wróci natychmiast, to ja nie wiem, co my będziemy jedli na Boże Narodzenie.... Jeśli ja w ogóle jeszcze do Bożego Narodzenia dociągnę...
Nie Jane, ja się nad sobą nie rozczulam, tylko od dwóch tygodni nie wiem dokładnie, gdzie podziewa się moja żona, i dlatego trochę mi się przypaliły bezpieczniki... to, że ja w ogóle całego Scotland Yardu nie postawiłem w stan klęski żywiołowej, zawdzięczam naszej córce. Millandra mi powiedziała, co to za numer nam nasza kochana mamusia wykręciła... No to ja się nawet trochę uspokoiłem, tylko mi się w zamian za to uspokojenie apetyt wyostrzył. A teraz to ja widzę, że to nie jakiś tam mały numerek jest, ale cała czarna seria... Co??
Taksówka? Ok. No to dzięki Jane. Wpadnę do ciebie po tę walizkę... Ach Jane!!! Powiedz mi czy Shirlay jest zdrowa, czy z nią wszystko w porządku????...Halo .... halo... Jane..

(Joe odkłada telefon na stoł, siada ciężko na krześle przy stole)

Ja pierniczę, no ja pierniczę...nie ... nie .. nie... to tak nie może być.. tak nie...
Jak to możliwe, że ja nawet nie zauważyłem, żeby ona się kiedykolwiek pakowała. Konspiracja na poziomie FBI jej się udała. Niby spać nie mogła w nocy, coś się kręciła z boku na bok, wstawała, właczała telewizor... no nerwy mnie normalnie brały. Przecież ja do pracy, a ona tylko całymi dniami w domu.
Co ona właściwie robiła całymi dniami??? Przecież obranie ziemniaków na obiad nie zajmuje połowy dnia z życia kobiety... no do cholery, no nie zajmuje.... To jakieś kompletne wariactwo jest. Nie wiem nic. Nie wiem, nie wiem, nie wwwiiiieeeeeeeemmm !!!
Co to źle jej tu było, brakowało jej czegoś???
Grecja!!!! Ale sobie wymyśliła!!! Grecja!!! Słońca jej brakowało???!!!! A tak, tak, tak...no...no.. no... Taka to ona niby spostrzegawcza, a nie zauważyła, że od pięciu miesięcy, po drugiej stronie ulicy solarium jest. No tam, gdzie wcześniej był sklepik z fajkami. Taki śmieszny dziadek, go prowadził. Był po siedemdziesiątce i coś mu nagle odbiło i się przerobił na babę. To dopiero był odpał. Ja nie wiem... że lekarze na to poszli, no niech cię szlag.... Swiat zupełnie wariuje. Cała dzielnica o tym huczała, sama Shirlay to się przez tydzień z tego dziadkababci śmiała... On...ona ..ono ..nie miało potem życia tutaj. Zamknął...zamknąła ten sklepik z fajkami i to tak stało prawie rok puste, jakby się wszyscy jakiejś zarazy obawiali. Aż tu nagle, proszę, solarium jest. Ładnie tam nawet w srodku odwalili, widziałem przez szybę. Szyld też elegenacki, jak trza. Swieci się to w nocy, światełka mrygają. Wkurza trochę, bo to jaskrawe jakieś cholernie światło, okna trzeba zasłaniać, bo razi. Kamieniem to chciałem nie jeden raz zgasić... no ale tam... jakoś trudno było trafić... No i co, no i co... No i nic. Ach, no przecież mogła sobie tam pójść i się trochę poopalać, w drodze po zakupy. Nic bym nie powiedział. Zawsze to by było taniej niż bilet na samolot do Grecji. A tak w ogóle to skąd ona wzięła na to kasę??? No ja się właśnie pytam skąd? Skąd moja Shirlay wzięła na ten pieprzony samolot do Grecji casch???!!! Ona doskonale wiedziała, że na takie ekstrawaganckie numery, to my pieniędzy nie mamy. Ile to ja bym musiał zarabiać, by jej taki bilet zafundować??? No ale bilet to jeszcze nie wszystko. Musi być jakiś hotel, bungaloł czy coś tam. No i zjeść też trzeba to i owo, dla odmiany po tych sadzonych z ziemniakami... Ale do kogo ja tu mówie, kogo ja się pytam. Tu nikogo nie ma. Tu jestem tylko ja i ściana...
No to ja sobie chyba do ściany będę mówić. Ja nie raz słyszałem, jak tu Shirlay sama do siebie gadała. Ona tak mogła tu godzinami siedzieć w tej kuchni i sobie gadać. A ja ciągle myślałem, że to zupełnie nieszkodliwe jest. Czasami to ja ją wołałem leżąc, zmęczony po całym dniu pracy, na sofie, przed telewizorem, jak jakiś fajny film leciał. Wiedziałem, że ona lubi tego głupka Jasia Fasolę, no to ją wołałem. Ja tam się z tego idioty nie śmiałem. Ja nie wiem, co ją tak w nim śmieszyło. Jak mi raz powiedziała, że jestem trochę do niego podobny, to ją przestałem wołać do telewizora. Chciałem sobie tego kretyna w spokoju postudiować i spróbować znaleźć, jakieś podobieństwo... ale nie było nic... kręciła coś.
Oj ściana ściana, żebyś ty wiedziała, jaki mi moja Shirlay numer zasunęła, to ty byś ściana normalnie pękła.. nie nie wcale nie ze śmiechu ściana... z rozpaczy byś pękła. Bo byś nagle nie wiedziała o co właściwie chodzi... No ściana, pomyśl tylko, przecież jak się chcę napić mleka, to nie muszę kupować całej krowy. Po co jej ta jakaś tam durna Grecja? Solarium ma, a nie poszła ani razu. To jakieś nielogiczne wszystko jest. Ja się muszę czegoś napić...

(Joe wstaje od stołu i szuka po szafkach)

O widzisz ściana, ile ona tu butelek wina zabunkrowała. Riesling. Osiem pustych, trzy pełne... Ja nie mogę, kiedy ona to obaliła??? A mojego piwa nie ma. Szkoda słów. Ona wie, że ja nie lubię Rieslinga, ale... może właśnie od dzisiaj polubię? A co to szkodliwe jest?? No nie jest szkodliwe... Każdy lekarz ci powie, że szklaneczka winka dziennie to lekarstwo jest... No to ja się zaraz przekonam, jakiego to lekarstwa moja Shirlay zażywała tu w cichości. Trzy buteleczki, proszę bardzo, na dzisiaj wystarczy...stawiamy na stole, szukamy korkiemciąga i... ciach!

(otwiera butelkę i nalewa sobie wina, pije, krzywi się, ale wyraźnie zaczyna mu smakować)

No to zdróweczko Joe. Zeby nam się... Aaaaa... widzisz...widzisz... Grecja...Grecja...teraz sobie przypominam, jak mi Shirlay mazakiem nabazgrała na całej ścianie to słynne słowo „Grecja”. Ja już wtedy powinienem był włączyć wszystkie syreny alarmowe w mieście. Ja jej te fanaberie powinienem był wtedy skutecznie wybić z głowy. Ale ja cały ten temat ściana wtedy zlekceważyłem. Nie mogłem przecież pozwolić, by jej amatorskie grafiti dzieciaki zobaczyły. Ja bym nawet nie wiedział, jak im to wytłumaczyć. Cała moja koncentracja skupiła się na dobraniu nowego koloru farby do pokoju. Pięć razy w ciągu tygodnia przemalowywałem ściany, bo się Shirlay wiecznie odcień seledynu nie podobał.
Nie .. no nie.. To jakaś histeria jest... (...)
Avatar użytkownika
maciejlysakowski
 
Posty: 264
Dołączył(a): Śr, 23.11.2005 15:56
Lokalizacja: Kolonia/Niemcy

Postprzez Krystyna Janda Cz, 24.11.2005 08:28

Maćku najserdeczniej dziekuję. Jesli przyjedziesz to natychmiast i z radoscią będę grać z Tobą na widowni.
Avatar użytkownika
Krystyna Janda
Właściciel
 
Posty: 18996
Dołączył(a): So, 14.02.2004 11:52
Lokalizacja: Milanówek


Powrót do Korespondencja