przez Trzynastka Pt, 03.02.2006 15:06
Czasu nie ma , ale musze odpisac:
Widocznie forma pisemna jest przerazliwie ulomna. Za Boga nie chodzilo o wspolne ustawienie sie do zdjecia. Historia z zycia byla o czyms zupelnie innym, zainspirowana chwilami takiego, a nie innego naglego humoru i iskry miedzy Grejs i Sonia.
Grejs nie miala humoru, jak nigdy, choc tylko na chwile, warknela, Sonia odpowiedziala neutralnie, a zostalo to odebrane ostro. Tyle tamtej historii.
W mojej chodzilo o to samo, grupa zzyta ze soba wyjezdza na wielkie wspolne swieto. Nagle jedna para ma potwornie skwaszona mine, demonstruje to wszystkim, wprowadza zdziwione twarze, ludzie pytaja, "a co sie stalo?", ale nikt nie wie co, bo zadnej draki nie bylo. Grupa stara sie zapytac, dowiedziec, czy moze ktos cos niechcacy nieodpowiedniego rozkapryszonej parze zrobil. Para slyszy podczas rozmowy na chodniku kilka slow, oczywiscie jest przekonana, ze te slowa sa o nich, do nich itd (nieslusznie).
Znam pare, wiem, ze nie lubi izolacji, staram sie dowiedziec, co i jak. Para smiertlenie sie obraza ( gwozdz do trumny), kiedy mowie w zartach, ze doplace, zeby byli na chwile z nami. Nawet nie przypuszczam, ze jest az tak zle. Para czeka, az bedziemy za nimi biegac, pytac, a oni nadal beda demonstrowac niezadowolenie. Grupa postanawia zostawic pare zupelnie na uboczu, zeby juz nikomu nie psuli swoimi minami humoru.
Po powrocie musialam sie jakos z nimi skontaktowac, bo inaczej sklocenie trwaloby wiecznie. Z pewnoscia nie wyciagneliby pierwsi reki, nie ich styl. Z para biznesowo kontaktujemy sie prawie codziennie.
Nie chodzilo wiec o zdjecie, chodzilo o niewinny zart odebrany opatrznie. Para z reguly prosi o najwieksza ilosc zdjec, nie chcialam, zeby poczuli sie odsunieci, wydawalo sie, ze wlasnie chodzi im o specjalne poproszenie, zaproszenie do zdjecia. Cykam te zdjecia raczej na ich potzreby, nie wlasne, mnie sila rzeczy na zdjeciach nie ma, ja robie i rozdaje pamiatki, taka mam fuche nadwornego fotografa.
Nie chodzilo o przymuszenie do rozmowy, tylko zaciecie niektorych osob, ktore znaja swoja wersje zdarzen, przyjmuja za jedyna i nie zamierzaja sie dowiedziec, jakie jest zdanie drugiej strony. Para za jakis czas podziekowala za pierwsze wyciagniecie reki.
Zakonczenie historii: wyjasnienie, ze wszystko wynikalo z frustracji, zlego humoru, zaslyszanych kilku slow, ktore jakos im pasowaly akurat do nich, a takimi nie byly.
Chodzilo o to, ze z powodu malego nieporozumienia tworza sie czasami wielkie problemy, bo ludzie nie rozmawiaja ze soba na te sporne tematy.
Ja mam taki zwyczaj, ze rozmawiam, zawsze, nawet jesli mam uslyszec przykre slowa. dodatkowo wierze w dobre intencje i zla interpretacje zdarzen. Jesli posluchac obu stron w kazdej sytuacji, jesli ktos nam cos opowiada, to kazdy po swojej stronie ma racje.
Dzieki rozmowie wiem, kiedy kogos zabolalo to, co ja zrobilam lub powiedzialam. Dzieki rozmowie daje spokojnie znac innym, kiedy zabolalo mnie.
Koniec wyjasnienia, moze dlatego wole kontakty na zywo, niz pisemne. Wtedy nie ma pudel w komunikacji. Tych zakretow na forum wynikajacych z nadinterpretacji kazdego slowa bylo tu juz multum.
Milego weekendu Wam zycze, bez labiryntow i z usmiechem.
Ja mam kolejny zryw w pracy, tak trzeba do poniedzialku, za duzo obiecalam...13