przez GrejSowa N, 12.02.2006 10:36
Witam w niedzielny poranek!
Uwielbiam niedzielne poranki, zwłaszcza kiedy Misiek nie ma zajęć i nie trzeba się zrywać skoro świt. Uwielbiam leżeć po obudzeniu aż mi się znudzi, na ogół nudzi mi się szybko, ale jak jestem wykończona po całym tygodniu, to najlepiej odpoczywam właśnie rano, w łóżku, z kawą i gazetami...fajnie jest tak sobie leżeć, chwilowo nie mieć planów, niczego nie musieć...cisza...błogi spokój...dopóki młody nie wstanie, bo wtedy przygotowuję dla nas śniadanie, ale na razie śpi, odsypia trudy życia, a nie było mu ostatnio łatwo. Najpierw, jak pamiętacie nagłe choróbsko uniemożliwiło mu poprawienie dwóch ustnych egzaminów maturalnych, przez co odciąga się to wszystko aż do maja (ale nic to, na studia i tak zdaje dopiero w przyszłym roku). W szkole sesja egzaminacyjna, zakończona wczoraj sukcesem (średnia powyżej 4), a to oznacza, że i prawo zaliczone (Masza, cieszysz się?). W tym tygodniu miał "operację na otwartym uchu", bo nagle w tym uchu wyrosło coś zwane czyrakiem (brrr) i jak się dowiedział od swojego laryngologa, jeszcze chwila i by cholerstwo pękło mogąc uszkodzić słuch, a nawet go całkowicie odebrać. Na szczęście wszystko w porządku, operacja się udała, pacjent przeżył i ma się dobrze. Dlaczego mówię "operacja", skoro tylko zwykły, kilkuminutowy zabieg w gabinecie? A to nie wiecie, jak jest z facetami...? My, kobiety, zawsze musimy być zdrowe, żadne objawy nie są na tyle poważne, żeby mogły nas zwolnić z codziennych obowiązków...no, chyba, że utrata przytomności...:-))) A chłop, z byle powodu jest umierający, prawda...? Dla niego stan krytyczny zaczyna się już po przekroczeniu 37 stopni...Za jedno muszę jednak Miśka pochwalić - nigdy nie bał się lekarzy, zabiegów, zastrzyków, leków...nigdy!!! Za tę jego odwagę domagał się jednak ode mnie i od mojej Mamy wyjątkowej uwagi, troski i opiekuńczości w chwilach niedyspozycji, i trzeba mu przyznać, że potrafił to umiejętnie wykorzystać do własnych celów :-))) Podczas gdy na codzień mógł nie pamiętać, że miał odkurzyć, zrobić zakupy, czy pozmywać, to już zalecenia lekarza, zwłaszcza te, które dawały mu jako takie fory w domu, recytował zawsze bez zająknięcia :-) Mój były mąż, dawno, dawno temu, nie za siedmioma rzekami, ale tu, w Warszawie, a dokładniej w sądzie, oczekiwał na naszą sprawę rozwodową z termometrem w ustach (dosłownie!!!), a ja kurczę, zamiast się wzruszyć, że on z takim poświęceniem podszedł do tej sprawy, zaczęłam się śmiać i do dzisiaj, jak sobie to przypomnę, to się uśmiecham...(teraz też, o tak: :-))))))))))) No, nic....
O pracy nie chce mi się pisać...bo mam jedyny wolny dzień i próbuję zregenerować siły, żeby móc skutecznie stawić czoło kolejnemu tygodniowi, który nie wiem jeszcze co przyniesie...oby mniej napięć, stresów, niepokoju, problemów, bo ostatnio coraz gorzej daję sobie z nimi radę...zakręty i labirynty, kłody, barykady...na porządku dziennym, każdy dzień to walka...ale jest też i nadzieja, że będzie lepiej, i jej się trzymam kurczowo, inaczej już dawno bym zwariowała...Na szczęście w domu spokój, zawsze uciekam do niego z radością, tu najlepiej odpoczywam...i w HP :-))))
Pajaca mi teraz nie wyjdzie, ja wiem...bez ¦ciany, to tak jakoś...no, same wiecie...a poza tym, po ostatnim spektaklu, choć nie jestem Tonką z domu Babicz, to też nie mogę spać...ciąglę ją słyszę, cholernie przejmujący spektakl, KJ absolutnie wszechwładnie panująca, rewelacyjna, boska i nieprawdopodobnie wiarygodna!!! Ona nie gra Tonki Babicz, ona nią JEST!!!
Spadam do życia, dziewczyny (i chłopaki, WOW!!!), przepraszam za zdawkowość relacji ze spotkań ze ¦cianą...jakoś nie umiem jeszcze o tym pisać, nie wiem co, nie wiem jak, naprawdę, nie żebym Wam skąpiła wrażeń...wciąż jestem tym zderzeniem oszołomiona, nie ukrywam, że jest to dla mnie ogromne przeżycie...spojrzeć nagle w oczy komuś, kogo się widzi po raz pierwszy w życiu, (chociaż wcześniej "widziałyśmy się" na zdjęciach), mając jednocześnie świadomość, że to ktoś, kogo już się dobrze zna, rozumie, lubi, darzy zaufaniem, z kim jest się już blisko od dawna...niesamowite...mówię Wam, bez tego piwa we szkle nie umiałabym chyba tego ogarnąć...;-))) chyba jeszcze potrzebuję chwilki czasu na to, aby się "wyrównało"...tak czuję, bo jeszcze kręci mi się w głowie...Ale jedno mogę Wam powiedzieć na pewno - nigdy nawet mi się nie śniło, że gadanie ze ścianą, tfu ¦cianą, może być takie cholernie przyjemne ;-)))) Przekroczyłam granice wyobraźni....czego i Wam życzę!!!
¦ciskam Was w pasie, jeśli go jeszcze macie ;-))) Jest niedziela, nie obżerać się!!!