przez Trzynastka Cz, 23.02.2006 22:58
Soniu, zebym ja wiedziala, jak wygladasz, to bym Ci powiedziala, czy pasuje ostre slowo, czy nie, ale Wy tu wszyscy tacy bardzo ukrywajacy twarze jestescie na forum ( Basia chlubny wyjatek, no i Kamil, i Julia).
Moja mama kilka lat temu prowadzila delikatesy. Kucharka byla Kasia, goralka, ktora jak cos opowiadala, to im zywsza akcja, tym wiecej bylo niecenzuralnych slow. Do Kasi pasowalo jak najlepszy makijaz. Uwielbialam, jak opowiadala. Kiedys zdawala nam relacje z waznej, publicznie organizowanej na duza skale rodzinnej imprezy, na ktorej doszlo do rekoczynow. Robila to tak, ze nie moglam sie powstrzymac, zataczalam sie ze smiechu i uprzedzilam; "Kasia, to nie dlatego, ze Ci nie wspolczuje, co sie stalo, po prostu opowiadasz to tak, ze musze sie smiac glosno". Kasia lubila to zainteresowanie jej osoba i barwnoscia opowiadan. Gdyby nie klela, wszystko by utracilo swoisty klimat.
Snula plany na jakies wazne goralskie wyjscie i zawsze mi powtarzala: "Bo widzis dziecko, przecie sie muse jakos prezentuwac".
Kiedy przyjechalismy do Stanow, w pierwszy weekend zaproszono nas na piknik. Odbyl sie w duzym parku-lesie za miastem. Bylo to surprise party mamy gospodarza pikniku, ktora obchodzila 50 urodziny. Pojawilo sie okolo 100 osob, byla orkiestra, gry, zabawy, morze piwa i ciagle potrawy na grillu. Potrawy przygotowywal na wielkim palenisku kolo kominka ( to juz bylo w parku, czesta sprawa, wybudowane kominki na zewnatrz) mlody gospodarz. Dookola niego bylo mnostwo podchodzacych facetow, piwo, piwo, piwo, a panowie coraz bardziej placzacy sie podczas tanca ( bo te tez byly oczywiscie). Gorale mowili jakos po swojemu, w niektorych momentach ich w ogole nie moglam zrozumiec. Siedzialam obok i chlonelam ten polonijny folklor. Musial to w koncu zauwazyc gospodarz i wypowiedzial slowa, ktore pamietam do dzis. Dobrotliwie spojrzal i zapytal, czy rozumiem, co mowia. Odpowiedzialam, ze niestety niewiele, a on na to: "nie przejmuj sie nic, jak jo se tak popije to mi sie tak pier....li i pier...li, nawet moja mnie nie rozumi". Ile razy go potem widzialam, juz na trzezwo, zawsze pamietalam ten madry, goralski tekst.
Moj maz jest skrzypkiem, troche od innej muzyki, niz goralska, ale potrafi rozbawic ludzi. Wyjechalismy kiedys do Wisconsin na polonijne swieto, ludzie jedli, pili, tanczyli, normalka. Moj maz gral akurat z kolegami, gorale sie przygladali, ja stalam obok. Mowi goral do gorala: "Wis co, ale un zapier...la na tych sksypeckach, ale tak troche nie po nasemu". Przekazalam potem mezowi, ze wkupil sie do goralskiej rodziny. a to nie zawsze latwe zadanie.
Gorale, to dopiero temat, prawda?