przez Małgosia Sz Wt, 04.04.2006 20:26
Cześć. To ja. Grejs jaki dzisiaj dzień? Dzień Bachy? Niech Ci będzie. Zaczęłam od Bachy. A co nie wiedziałyście? Bacha też była kobietą, phi! A ... i jeszcze dzisiaj nic nie piłam. A co nie wiedziałyście, ze ja też piję? No... ja też nie wiedziałam...! Ale kurna w tym Madrycie to przypomniało mi sie jak ja bardzo sangriiije lubię! Bardzo!
Dobra, dobra, koniec wstępu. Przechodzę do konkretów, bo jeszcze uwierzycie w moją przemianę (hi hi). Wszystko bez zmian. ...ekhm.... ekhm.... znaczy się! Przeczytałam resztę. Teremi dostaję nagrodę za historię o czterolatku i jego ...ekhm...ekhm... no mazaku przecież (ale wy to jesteście, naprawdę!). Nagroda wkrótce.
Izabello - recencja Darkroomu świetna! Roman P z Gazety Wyborczej mógłby się trochę podszkolić, słowo! A piosenkę też przeczytałam ze zrozumieniem (czasami mi się zdarza) i ja to nie jestem od razu taka jak ¦ciana, żeby do serca przytulić, ale jesteś w moich myślach.
¦ciana - Monachium - czek. Wybrałam się z rodziną w niedzielę na 11 do kina. Fajną niedzielę miałam, co? Ale uważam, że to bardzo dobry film. Obsesji po nim nie miałam. Obsesję to miałam po Ukrytych. Widziałaś? Ofertę na swoje usługi w sprawie Tolibki podtrzymuję. Chyba że już Grejs wykonała numer ze skrzynią i piłą. Ale co tu napisać? Nie daj się! W końcu HP-ówka jesteś, nie! (bez konkursu, wszyscy wiedzą z kogo ten cytat)
Gocha - początek lipca. Wpisałam do kalendarza. Na parapetówkę za wcześnie, ale zawsze można oblać stare mieszkanie, co nie?
Emciu - bajki... muszę pomyśleć nad swoją listą... ale w przedszkolu u mnie też była Pani Ela i była bardzo fajna. Przede wszystkim nie zmuszała mnie do jedzenia. Za to inna Pani (imię dawno wyrzucone z pamięci) nie pozwalała mi wyjść po śniadaniu na plac zabaw dopóki zupy mlecznej nie zjadłam. Jadłyście kiedyś zimną zupę mleczną z kożuchem zakrapianą łzami? Mam nadzieję, że nie.
A ... dziewczyny... z tym wywiadem KJ... to ja nie zabrałam tej gazety z samolotu. Przecież to byłoby niezgodne z prawem. Czy Wy mnie chociaż trochę znacie? Tylko.. ekhm... i .... ekhm..., no naprawdę! Ale powiem Wam, że KJ w tym wywiadzie głównie mówi o tym, że potrzebuje 2 mln PLN na dużą scenę. Już zaczęłam kombinować co z tym zrobić. Zamierzam zapytać mojego szefa z Teksasu, on ma zawsze 100 pomysłów. Jak pomyślę o budżecie m.st. Wwy w którym są grube setki milionów i jak pomyślę, że to miasto nie rozumie jaki ma SKARB w postaci KJ i że te 2 mln to jest kurcze NIC to naprawdę - wkurzam się strasznie.
No dobra dobra bo gadam nie na temat. Trochę o Madrycie napiszę. Właściwie byłyśmy tam tylko dwa i pół dnia. Spóźniony lot zabrał nam całe popołudnie (z tym lotem to też było, nie?). Wszystko oglądałyśmy w dużym tempie, więc na razie przetwarzam to co zobaczyłam. Ale tak na gorąco to dwie rzeczy zrobiły na mnie duże wrażenie. Po pierwsze muzea. Boże, ile ja obrazów widziałam w dwa dni! El Greco śni mi się po nocach (ale to jest pikuś w porównaniu z grabiami, wróblem i bananem)! Muzeum Thyssen Bornemisza zostawiłyśmy sobie na niedzielę rano (przed odlotem) i to był w sumie błąd, bo miałyśmy dwie godziny zamiast mniej więcej potrzebnych czterech. Zbiory wspaniałe, sztuka od XIV do XX wieku. Emciu – jest jeden Mark Rothko, taki ciemny z okresu kiedy artysta już chorował na depresję. Zresztą sama historia zbiorów tej rodziny jest bardzo ciekawa. Zaczyna się od dziadka, który zarobił dużo pieniędzy na stali. Jego syn (baron Heinrich) kochał sztukę i postanowił inwestować w obrazy. Zaczęło się to około 1920 roku. Do swojej śmierci w roku 1947 zebrał 525 dzieł! Większość zbiorów odziedziczył najmłodszy syn (baron Hans). Najpierw odkupił obrazy od swojego rodzeństwa, a potem zaczął powiększać kolekcję o sztukę współczesną. Rodzina zawsze lubiła pokazywać obrazy, ale ich willa w Lugano szybko okazała się za mała na ciągle powiększające się zbiory i trzeba było rozejrzeć się za jakimś większym obiektem. Wiele miast w Europie chciało mieć te zbiory u siebie, ostatecznie wygrał Madryt (optowała za tym żona barona – Hiszpanka). Wyobraźcie sobie, że zebranie takiej ilości prac to właściwie tylko dwa pokolenia! Niebywałe! A jest tam El Greco, Rubens, Caravaggio, Van Gogh, Klee, Degas, Hopper, Macke, Rothko, Picasso, Kirchner, Chagall i wielu wielu innych. A Emciu – jest jedno wolne miejsce na dzieło, co ja mówię ARCYDZIEŁO Twojego J!
Druga rzecz. Nie wiem jak to nazwać nawet. Chodzi o jedzenie na stojąco na ulicach w środku nocy tapas. Zawędrowałyśmy na kolację w okolice polecane przez Agnuska (literaci) a tam tłumy, bary pełne, wszyscy stoją, również przed barami na ulicy, gadają, jedzą tapas, plują pestkami oliwek pod nogi (Terem oliwki pychai!), fajnie, mówię Wam. W ogóle życie nocne chyba wygląda tam inaczej niż u nas, ale na tym się nie znam, więc wolę nie generalizować. Za to w niedzielę rano chciałyśmy zjeść śniadanie o 8 i wszystko było zamknięte.
Tak jak napisałam jakieś zdjęcia zrobiłam, ale niedużo. Nie było właściwie kiedy.
A teraz idę do domu. Muszę jeszcze smsa do Grejs wysłać, żeby miała komplet!
Emciu - gołąb doleciał. Dziękuję.
Aaaa MarysiuB - co w końcu ustaliłaś ze swoim sumieniem?
Trzymajcie się. ¦ciskam.