kończę pracę na dzisiaj - jutro wstaję o szóstej - budzi mnie jamniczka - albo żona - na jedno wychodzi - szósta to szósta...
na www.simulacrum2.pl coś drgnęło... nie wiem, czy jestem we właściwym miejscu... dziwni ci ludzie - hołdownicy w 100 procentach - a ja dyskutant, samotny - przepraszam, że nie przejdę do działu TWÓRCZO¦ć WŁASNA - ale ja, gdy rozstaję się z tekstem - nie bez bólu - nie traktuję go jak własny - zwłaszcza, gdy jest to dramat... zaczynałem od poezji, ze sporymi sukcesami wydawniczymi - zauważony w prasie literackiej i przez pana Kuśniewicza - pozdrawiam z tego miejsca, choć moze narażę się ortodoksyjnym pisarzom z SPP - pamiętam, rodzice byli na nieszporach, była szesnasta, robiłem jakąś kawę w kuchni i jak zwykle o tej porze, w niedzielę, słuchałem radiowych Wiadomości literackich - była taka 10-minutowa audycja w "starej" Trójce - o najważniejszych wydarzeniach z kraju i ze świata... I wyobraźcie sobie, felietonista zaczyna recenzję "pokolenie 1956, Nowa Fala, potem długo długo nic, i pojawił się młody człowiek, autor wydanego w Wydawnictwie Literackim zbioru wierszy i poematów..." I pada moje nazwisko - ja nie padłem z wrażenia, ale usiadłem... Na koniec, jako dowód, iż odkrycie jest autentyczne - fragment mojego wiersza... Nazajutrz, gdy spacerowałem smutnymi korytarzami polonistyki, sądziłem, że wszyscy będą wlepiać we mnie wzrok - podchodzę, do kolegi poety: "słuchałeś?" - "Nie?" - :"mnie też nikt nie uprzedził? gdyby mnie uprzedził, przygotowałbym coś do nagrywania"
parę lat później, w Trójce tym razem telewizyjnej przeprowadzał ze mną wywiad - na tle moich tomików - mój imiennik, eseista i prezes katowickiego SPP - Stanisław P. - zorientowałem się, że facet nie przeczytał ani jednego mojego wiersza... Zerknął na okładki, przekartkował... zerknął na wydawnictwa - w porządku, ok, ostatnie - półprofesjonalne - nie wzbudziło jego entuzjazmu - okazało się, tu cytat "Przykrywką ubecji" - za ostatnią książeczkę nie dostałem złotówki - "przykrywka ubecji" splajtowała i ramach rekompensaty zaoferowano mi pełny nakład - byłem w stanie w dwóch reklamówkach przytachać połowę - po drugą się nie zgłosiłem - spławiałem to potem w Rawie, Przemszy, Brynicy - moich granicznych rzekach - w foliowych woreczkach... część podrzucałem do księgarń... (był rok 1989) potem jeszcze Dwojka - Warszawa - "W poszukiwaniu zaginionej księgi" rozmowy o wspólczesnej prozie polskiej prowadzone przez pana Sosnowskiego - kolacja z uroczym panem Szczypiorskim... Tym razem, rodzina nagrała video (w telewizji pokazali) Potem redaktorowanie w postmodernistycznym - cokolwiek to znaczy - kwartalniku... Potem - Austria, Graz - w jeszcze bardziej postmodernistycznym kwartalniku - mój poemat w tłumaczeniu na angielski - autorskim i niemiecki (redakcja) Angielska wersja musiała być niezła, skoro sam pan Stiller w prywatnym liście do mnie, stwierdził że tekst wygląda jakby był przetłumaczony z angielskiego na polski... Co potem - dramat - dramat - dramat (dramat milczenia i przepisywania) I po dziesięciu latach - wizja debiutu... Życie zaczyna się po czterdziestce... I tym optymistycznym akcentem kończę na dzisiaj... Dobranoc, pani Krystyno... Jutro wrócę do pisania... Kiedy wyjeżdża pani ze stolicy - zebym zdążył przemailować tekst sztuki - nie chcę się narzucać, zakładając że z przyjemnością PAni ją przeczyta...