Zbrodnia nie jedno ma imię...

Tutaj kierujcie pytania do mnie, na które postaram się odpowiedzieć w miarę możliwości.

Zbrodnia nie jedno ma imię...

Postprzez tomaszek Cz, 10.08.2006 10:42

Mord na lubelskich Żydach

Zmory przeszłości straszą w Przegalinach

30 października 1943 roku w Przegalinach na Lubelszczyźnie polscy sąsiedzi brutalnie zamordowali sześcioosobową żydowską rodzinę Lernerów. To tylko jeden z wielu takich mordów podczas okupacji - przyznaje lubelski Instytut Pamięci Narodowej.

36 lat temu kościelny i uczniowie wykopali na cmentarzu pięć czaszek

Żyło ich tu całkiem sporo, może nawet więcej niż Polaków. Siedem, osiem rodzin w niewielkich Przegalinach. Jeszcze więcej w pobliskiej Komarówce Podlaskiej. Do nich należały tutejsze sklepiki, kamienice, szynk, piekarnia. Wojna wszystko zmieniła.

- Żydzi? No pewnie, że ich tu dużo było - przyznaje Henryk Kaliszuk, mieszkaniec Kolonii Przegaliny, który był dzieckiem, kiedy wybuchła wojna. - Ganialiśmy razem po polach, bawiliśmy się razem. Nikt nie patrzył: Polak czy Żyd. Zgodnie żyliśmy, w przyjaźni. A co się potem z nimi stało? A kto to może wiedzieć?

Starzy mówią, że byli zbyt mali, żeby pamiętać. A młodsi nie ufają wspomnieniom dziadków. Bo, mówią, pamięć ludzka jest zawodna. Łatwo o plotkę. Łatwo kogoś pomówić. I skrzywdzić.

Józef Posłańczuk* ma dziś 91 lat. Pamięta Jojny Lernera, jego żonę Gitel i ich dzieci. Pamięta, jak ojciec kupował chleb w piekarni Lernerów w Komarówce. Pamięta szczególnie ich syna Icka, który wykształcił się na handlowca i miał wytwórnię wód gazowanych. - Jak teraz przyjechał syn Icka, Ronny, ciągle mnie pytał: jak się te Żydóweczki od Lernerów nazywały, czy ładne były. A ja nie wiem, no nie wiem... Icka pamiętam najlepiej... - wzdycha Józef Posłańczuk. A po chwili dodaje: - Wiem tylko, że w 1943 Janek Gruszecki sprzedał ośmiu Żydów na przechowanie do Siodłowskiego. I że tam było sześciu Lernerów.

Gitel Lerner, lat 45, z dziećmi (Marią, lat 22, Chanką, lat 20, Dawidem, lat 17, Herszkiem, lat 15, oraz Chaimem, lat 13) uciekli z transportu, który wiózł ich z getta w Międzyrzecu Podlaskim do obozu koncentracyjnego na Majdanku. Było z nimi dwóch żydowskich chłopców z Niemiec: Zafryn i Pomeranc. Nie było Icka, bo wcześniej uciekł do Warszawy. Schronienie znaleźli w niewielkiej chałupce niedaleko cmentarza w Przegalinach u Franciszka Siodłowskiego.

Dziś nie ma już tego domu. Nie żyje nikt z rodziny, która ich przygarnęła.

Ale to, co się wtedy wydarzyło, Józef Posłańczuk pamięta całkiem dobrze.

Każdy chciał coś zarobić

W dzień siedzieli pod podłogą, w specjalnie wykopanej piwnicy. W chlewie, pod gnojem. Siodłowski przywoził im jedzenie z Komarówki. Gotował, karmił, donosił o tym, co słychać we wsi. Dbał o swoich lokatorów, jak potrafił. - Za pieniądze to robił - Posłańczuk kiwa z przekonaniem głową. - Jak weszli Niemcy, Żydzi garściami pieniądze dawali, żeby ich ratować. On był dobry człowiek, ale każdy chciał coś zarobić...

W nocy rodzina Lernerów zaczynała żyć. Wychodzili na dwór, kąpali się w pobliskim stawie i rozmawiali. Już bez szeptów, normalnym głosem. Oddychali głęboko i szybko, żeby nacieszyć się świeżym powietrzem. Na zapas. Na kolejne godziny pod gnojem.

Inni też tam chodzili się kąpać. Na przykład Józek z kolegami.

- Widziałem ich, widziałem... - przyznaje staruszek. - Każdy widział, kto chciał zobaczyć.

Przesłuchiwany przez Urząd Bezpieczeństwa w 1945 roku Posłańczuk powiedział, że ściągał do chałupy Siodłowskiego rzeczy Lernerów pochowane po różnych domach w Komarówce. Tym mieli płacić za swoje schronienie w Przegalinach. Dostał za to 1000 zł.

Dzisiaj twierdzi, że kto inny zarabiał na Żydach. Na pewno nie on.

W blasku księżyca

29 października 1943 roku, w szóstym miesiącu ukrywania się, Żydzi znów wyszli ze swojej ziemianki, żeby trochę pożyć w blasku księżyca. Po raz ostatni. 30 października zostali brutalnie zamordowani. We wsi mówią, że nie chodziło o to, że Lernerowie byli Żydami. Chodziło o ich pieniądze.

W Żydowskim Instytucie Historycznym znajduje się szczegółowa relacja z przebiegu zabójstwa, którą złożył Icek Lerner po wojnie. O morderstwie usłyszał w 1944 roku od Posłańczuka i Siodłowskiego.

"W nocy przyszli do kryjówki rodziny mojej uzbrojeni w pistolety, granaty i automaty. Wezwali rodzinę moją, żeby natychmiast oddali wszystką posiadaną gotówkę i biżuterię. (...) Kazali im się położyć na ziemi i zaczęli ich bić w strasznie sadystyczny sposób, bardzo znęcając się nad nimi. Poprzestrzeliwali im ręce i nogi w kilku miejscach i w dalszym ciągu znęcali się nad nimi, aż ich na śmierć zamęczyli. (...) Zaczęli wykrajać kawałki mięsa z żyjącej siostry. Całą nożem pokrajali, aż umarła. Resztę rodziny z rewolwerów kolejno pozabijali, a ostatnią zabili mamusię moją. Zamordowanym wszystko zabrali, łącznie z ich ubraniem, następnie wrzucili ciała ich do kryjówki, którą ziemią zasypali".

- To wyjątkowo drastyczna zbrodnia - potwierdza Dariusz Libionka, historyk IPN, który zetknął się z tą sprawą. - Na razie nie wiadomo, ile osób jest za nią odpowiedzialnych. Ponad wszelką wątpliwość wiadomo jednak, że Lernerów zamordowali Polacy. - Poszli do Siodłowskiego, bo myśleli, że w małej chałupce dobrze się ukryją. I pewnie by tak było, gdyby ich Gruszecki bandytom nie wydał - mówi Posłańczuk. - To on odpowiada za ich śmierć.

Dziki człowiek

Tymczasem 60 lat temu Posłańczuk zeznał UB, że w mord było zamieszanych dziewięć osób. Wymienił ich nazwiska. Dziś zaklina się, że nie wie, kto oprócz Gruszeckiego wykonał wyrok na Żydach. A on sam nic nie wiedział o tej zbrodni. Choć doszły go słuchy, że tamtej nocy miał też z ręki Gruszeckiego zginąć Siodłowski. Nie zginął, bo, jak twierdzi Posłańczuk, to on uchronił go przed śmiercią.

Kim był Gruszecki? To nazwisko często powraca we wspomnieniach Posłańczuka. Bandyta, sadysta, dziki człowiek. - Strzelał, jak mu się coś nie podobało. Po wojnie UB się z nim rozprawiło, skazali go na śmierć - ożywia się pan Józef.

Dostarczał mąkę do naszej piekarni - wspominał Icek Lerner, który Gruszeckiemu poświęca znaczącą część swojej relacji. To właśnie Gruszecki miał zaoferować Lernerom kryjówkę w Przegalinach. I dowodzić całą akcją zabójstwa. Icek Lerner zeznał po wojnie przed Centralną Żydowską Komisją ¦ledczą w Łodzi, że za kryjówkę Lernerowie zapłacili Gruszeckiemu 10 tys. zł plus bieżące utrzymanie. Targu dobili już w czerwcu 1942 roku. Ale tuż po zabiciu Lernerów, to Posłańczuk miał odbierać po różnych domach w Komarówce pozostawione tam przez nich rzeczy. Pokazywał zdjęcie zamordowanej Marii, twierdząc, że przysyła go po nie. Bo są jej potrzebne do życia. "Po zamordowaniu rozdzielili zrabowane rzeczy. Siodłowskiemu dali: 1 nową maszynę Singera, 20 dukatów złotych 5-rublowych, ubrania, bieliznę, pościel itd.".

- To był bandzior. Nawet na mnie się przymierzał do zabicia. Ale ja byłem w Batalionach Chłopskich. Dowódcą karabinu maszynowego tu byłem. Nikt tu nikogo nie zabił bez mojej wiedzy - podkreśla z dumą Posłańczuk.

- A Lernerów zabili bez pana wiedzy?

- No zabili... Ten bandyta Gruszecki zabił. Tylko on. Dla rabunku. I już za to odpowiedział.

Pięć czaszek

Nie ma pewności, czy Gruszeckiego rzeczywiście skazano na śmierć za mord na Lernerach. W archiwum IPN trwają poszukiwania dokumentów, które mogą to potwierdzić. Wiadomo jedynie, że w Przegalinach i pobliskich Brzezinach mieszkało dwóch Janów Gruszeckich. Jeden z nich zginął po wojnie, los drugiego jest nieznany. Żaden z nich nie został skazany na śmierć lub zginęły dokumenty, które mogłyby tego dowodzić.

Zdaniem Ronny'ego Lernera, wnuka Gitel, to nie koniec sprawy. Ronny przyjechał z Izraela i zaczął prowadzić swoje prywatne śledztwo. To, które w 1944 roku rozpoczął jego ojciec, Icek. Uważa, że oprawców było więcej. Wskazuje ich nazwiska. Powołuje się na zeznania świadków, z którymi po wojnie rozmawiał jego ojciec. Chce odnaleźć zabójców i postawić przed sądem.

Ronny zaczął od poszukiwania szczątków swojej rodziny. Po rozmowie z Posłańczukiem wskazał róg cmentarza, gdzie miały być zakopane ciała Lernerów. Jednak prace ekshumacyjne na cmentarzu w Przegalinach prowadzone w kwietniu tego roku nie przyniosły efektu. Sam Posłańczuk wypiera się, że wskazywał to miejsce. - Mnie przy tym nie było, nie wiem, gdzie ich zakopano - zastrzega szybko.

- Tamci źle szukali - twierdzi Eugeniusz Zienkiewicz z Przegalin. Do wsi przyjechał po wojnie. Tutaj chodził do szkoły, założył rodzinę. Zna w Przegalinach każdy kamień.

Zienkiewicz prowadzi nas na środek cmentarza, tuż przy kapliczce. - Tu leżą - mówi.

36 lat temu kościelny i zarazem grabarz poprosił chłopców ze szkoły, by wykopali dół pod grób kierownika ich szkoły. Dzieci dokopały się wtedy do wielkiej sterty kości i pięciu czaszek. - Kościelny kazał nam je szybko wrzucić z powrotem do dołu. Pytaliśmy, skąd tu takie czaszki i kości w jednym miejscu, a on tłumaczył, ze kiedyś był tu cmentarz. Choć nigdy wcześniej nic się o tym nie mówiło. Nigdy też nikt nie odkopał tu żadnych kości, a na cmentarzu wciąż są chowani ludzie - twierdzi Zienkiewicz.

Szepty

Szczątków Lernerów trzeba szukać właśnie w tym miejscu, twierdzi Zienkiewicz. Jest też przekonany, że taka ilość kości w jednym dołku nie mogła być przypadkiem. - Pierwszy raz coś takiego widziałem... Nigdy nie zapomnę tego widoku i tego, że żaden dorosły nie chciał o tym mówić. Jedno milczenie.

O zbrodni dokonanej na Lernerach ludzie nawet teraz opowiadają niechętnie. - Szeptem się zawsze o tym mówiło, jeden do drugiego... Rodziny tych, co byli w to zamieszani, jeszcze żyją. I każdy się boi zemsty - tłumaczy Henryk Wąsowicz z Przegalin. Podobnie jak Zienkiewicz, uczył się w tutejszej szkole. Był też na pogrzebie jej kierownika. Ale o odkopanych kościach, na których miała podobno spocząć jego trumna, nie chce opowiadać. - Pamięć ludzka jest zawodna. Nie ma co do tego wracać.

Czy były inne rodziny, które podzieliły los Lernerów? Nikt nie chce rozmawiać na ten temat. Choć wszyscy wiedzą, że w Komarówce i w Przegalinach mieszkało bardzo wielu Żydów, po których słuch zaginął. Nikogo nie dziwi, że żadna z majętnych żydowskich rodzin nie wróciła w te strony.

- Może zginęli? Może uciekli? - zastanawia się Bogumiła Posłańczuk, żona Józefa. - Albo gdzieś tam się pożenili i dobrze sobie żyją - wtrąca Józef.

Z żądzy zysku

Mogło też być całkiem inaczej. Tak jak w Rechcie, między Lublinem aKraśnikiem, gdzie 13-osobową rodzinę Żydów zamordowali mieszkańcy wsi. Dokładnie dzień po zbrodni na Lernerach. Albo w Kopytnikach, gdzie gospodarz wydał ukrywaną w swoim domu siedmioosobową żydowską rodzinę. Albo w Hucie Krzeszowskiej, Wiszniowie, Chmielniku...

- Oprócz wspaniałych ludzi, którzy narażając swoje życie nieśli pomoc Żydom, byli też i tacy, którzy ich zwyczajnie sprzedawali. Żydów mordowały całe polskie bandy grasujące po wsiach, ale też gospodarze, którzy ich za pieniądze ukrywali - mówi Dariusz Libionka. - Powody były prozaiczne: żądza zysku.

Zbrodnia na Żydach w Rechcie została osądzona przez powojenny sąd. Dwóch Polaków skazano na karę śmierci. - Szczególnie dużo takich przypadków sądził Sąd Apelacyjny w Lublinie, ale dokumentacja jest rozproszona, brakuje wystarczających opracowań historycznych, by ocenić faktyczny rozmiar zjawiska - dodaje Libionka.

Zatarte ślady

Oddziałowa Komisja ¦cigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu działająca w Lublinie przy IPN przeprowadziła 50 śledztw w sprawie wymordowania osób narodowości żydowskiej w czasie II wojny. Żadna z tych spraw nie zakończyła się postawieniem zarzutów. Nikt nie stanął przed sądem.

- Dla nas nie jest ważne, kto zabił: Polak, Ukrainiec czy Niemiec, ale sam fakt takiego czynu - mówi Jacek Nowakowski, naczelnik Oddziałowej Komisji ¦cigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu w Lublinie. - W sprawach, które wydarzyły się tyle lat temu, trudno zresztą ustalić sprawców. Minęło ponad pół wieku, zmarli świadkowie tamtych wydarzeń. Bardzo trudno zgromadzić materiał dowodowy, wystarczający do postawienia zarzutów. Nawet jeśli zabójcy wciąż żyją.

W tej chwili komisja prowadzi 60 kolejnych śledztw w sprawie zabójstw Żydów na Lubelszczyźnie. Jednym z nich jest to dotyczące Lernerów. Prokurator Nowakowski przyznaje, że jest ono wyjątkowe, bo nie zdarzyło się jeszcze, aby potomek zamordowanych z taką determinacją dążył do wyjaśnienia sprawy. Wskazywał świadków, dowody. Stawiał zarzuty konkretnym osobom.

Czy wobec tego ta sprawa będzie miała inny finał niż poprzednie? - Ronny Lerner już zeznawał przed komisją, ale na podstawie jednej relacji, w dodatku z drugiej ręki, nie można formułować żadnych wniosków, a tym bardziej oskarżeń. Będziemy przesłuchiwać wszystkich żyjących świadków tamtych zdarzeń - podkreśla prokurator Nowakowski. I zapowiada, że zeznania będą konfrontowane z archiwalnymi dokumentami, czyli przede wszystkim z tym, co zostawił po sobie Icek Lerner.

Podejrzany

Icek stracił w czasie wojny wszystkich swoich bliskich. Jego narzeczoną Esterkę Rybak i jej trzyletnią córkę także zamordowali Polacy. On przeżył wojnę, ukrywając się w Warszawie pod nazwiskiem Ignacy Pruszkowski. Nie tracił kontaktu ze swoją rodziną aż do zabójstwa. Wysyłał im listy i pieniądze. W 1944 roku wrócił do Komarówki tylko po to, żeby odnaleźć zabójców. Spotkał się z Siodłowskim i z Posłańczukiem, którzy szczegółowo opisali okoliczności mordu. Aresztowano Siodłowskiego i Gruszeckiego. Przyznali się do zabójstwa. "Reszty morderców nie zastaliśmy w domu - wspomina Icek. - Na tym cała sprawa skończyła się wówczas".

W 1946 roku Icek Lerner na zawsze wyjechał do Szwecji. Tam się ożenił, tam urodził się jego syn Ronny, który teraz chce znaleźć i ukarać winnych śmierci swoich przodków. Tak, jak kiedyś jego ojciec, szuka śladów prawdy w Przegalinach.

Tego dnia, w którym byliśmy w Przegalinach, Efraim Zuroff, dyrektor jerozolimskiego biura Centrum Szymona Wiesenthala, zwrócił się do Instytutu Pamięci Narodowej o prowadzenie śledztwa w sprawie mordu na ośmiu Żydach: "Chodzi o Józefa P., mieszkającego obecnie w jednej ze wsi na Lubelszczyźnie, podejrzanego o współudział w mordzie ukrywającej się Gitel Lerner, pięciorga jej dzieci i dwóch [innych] osób narodowości żydowskiej". *Od redakcji: nazwiska wszystkich osób zamieszanych prawdopodobnie, ale bez stuprocentowej pewności, w mord na Lernerach zostały zmienione

MAGDALENA BOŻKO
Współpraca: Dariusz Libionka, IPN Oddział w Lublinie ¬ródła: Relacja Icka Lernera przechowywana w Żydowskim Instytucie Historycznym w Warszawie "Akcja Reinhardt, Zagłada Żydów w Generalnym Gubernatorstwie" pod red. Dariusza Libionki (IPN 2004) "Karta" kwartalnik historyczny (46/2005).
tomaszek
 
Posty: 3
Dołączył(a): N, 21.08.2005 11:08
Lokalizacja: wawa

Postprzez Krystyna Janda Pt, 11.08.2006 18:12

Bardzo dziękuje. No i kto zada jeszcz eraz pytanie " No i gdzie jest ten Weiser Dawid?"
Avatar użytkownika
Krystyna Janda
Właściciel
 
Posty: 18996
Dołączył(a): So, 14.02.2004 11:52
Lokalizacja: Milanówek


Powrót do Korespondencja



cron