Pani Krystyno Droga! W ostatnią niedzielę byłam w Pani Teatrze na Trzech Siostrach po raz pierwszy na dużej scenie. Przedstawienie obudziło we mnie te uczucia, jakie towarzyszyły przedstawieniom oglądanym w okresie szkolnym – ciepło w okolicy serca i odpowiedź na pytanie, po co żyjemy? Po to żeby: czytać, przeżywać, doświadczać i oglądać sztukę…Ale ja nie o tym chciałam dziś pisać…
Chciałam o czymś prozaicznym, przyziemnym, ale z drugiej strony, czymś, co trochę mi przysłoniło ten wieczór – fotele w teatrze. Ja może nie należę do najmniejszych i najbardziej foremnych osobników rodzaju ludzkiego, choć nie jestem też z tych najwyższych, ale z przykrością muszę powiedzieć, że na fotelach nie dało się usiedzieć. W pierwszej chwili są wygodne i wyglądają bardo ładnie, ale wymiar, jaki przysługuje każdemu po tym jak przed nim ktoś zasiądzie jest mocno ograniczony. Mówiąc wprost ja przez większość przedstawienie musiałam się gimnastykować, co zrobić z nogami – jedyne rozwiązanie, jakie z czasem wypracowałam to usiąść (przepraszam za dosłowność w nadnaturalnym "rozkroku") co pozwalało mi przestać o tym myśleć i skoncentrować się na sztuce, ale co wprawiało mnie w zakłopotanie. Proszę mi wybaczyć, że o tym piszę, bo to takie zwykłe przyziemne głupstwo ale przeszkadza, przeszkadza w tym żeby przyjść usiąść i zapomnieć o kolanie, krześle zapomnieć gdzie się jest i kim się jest, po to, aby całym sobą odczuwać uczucia, myśli i obrazy płynące ze sceny.