"Szczęśliwe dni" w Łodzi

Tutaj kierujcie pytania do mnie, na które postaram się odpowiedzieć w miarę możliwości.

"Szczęśliwe dni" w Łodzi

Postprzez Carol Cz, 08.03.2007 23:58

Pani Krystyno!

W piątek (02.03) byłam na „Szczęśliwych dniach” w Teatrze Powszechnym w Łodzi. Idąc do teatru trochę obawiałam się tego spektaklu. Uczucia które mi towarzyszyły to takie pomieszanie ciekawości ze strachem. Samuel Beckett nie jest mi obcy, dużo się o nim naczytałam, tematykę sztuki znałam już od dawna i to powodowało, że nachodziły mnie myśli: a jak tematyka wyda mi się zbyt odległa? Jak nie zrozumiem?

W piątek o 19 rozpoczął się spektakl. Już po kilku pierwszych słowach wypowiedzianych przez Panią poczułam To. Poczułam To co zawsze czuję oglądając Panią na scenie. Poczułam, że w przeciągu sekundy, nie będzie wokół mnie nic, tylko scena i ja oglądająca z zapałem losy Winnie i Wilie’go. W mgnieniu oka uleciały wszelkie wątpliwości, które mnie dręczyły, siedziałam pełna zachwytu, z minuty na minutę coraz bardziej wciągałam się w to co działo się na scenie. Sztuka mnie pochłonęła. W pierwszym akcie Pani charyzma, przestawianie, powtarzanie słów sprawiają, że człowiek wierzy w to, że to jest naprawdę kolejny szczęśliwy dzień, a nie sarkazm i ironia, które często są jedynymi przyjaciółmi ludzi starszych. Sposób w jaki Pani woła Williego, opowiada o czynnościach życia codziennego, czesaniu, myciu zębów był bardzo prawdziwy, a zatem i wzruszający. Radość Winnie z takich drobnych rzeczy w połączeniu z wymownym milczeniem Willego zaowocowało ARCYDZIEŁEM. Sztuka ta pokazała jak ważna jest miłość w życiu każdego człowieka, niezależnie od wieku. Nie opowiada o miłości szalonej, lecz o miłości dojrzałej, prawdziwej, wiecznej. Miłość tych dwojga ludzi nie obfituje w czułe słówka, ale jest uczuciem bardzo głębokim, trwałym. „Szczęśliwe dni” pokazują, że przemijanie dotyczy każdego z nas, od tego się nie ucieknie, prędzej czy później nas dopadnie. Takie jest życie, a sztuka ta jest o ludzkim życiu. Ważne jest by w tym przemijaniu znaleźć szczęście, by każdy kolejny dzień był tym szczęśliwym dniem. To wszystko nie jest łatwe, do tego potrzebna jest pomoc. Winnie w drugim akcie rozpaczliwie woła Willie’go, potrzebuje go, błaga by do niej przyszedł. On jest jej opoką, miłością, bez niego… ona nawet nie zna słów „bez niego”, bo on zawsze był i będzie, może milczący i senny, ale będzie! Nieustannie go woła, jest przerażona, jej „zbawcą” jest Willie, nie chce być sama, nie poddaje się woła Williego aż do skutku. Koniec sztuki jest … niesamowity. Ostatnia scena zapiera dech w piersiach, w gardle robi się sucho, do oczu napływają łzy, uszy nie „wyłapują” żadnych dźwięków oprócz bicia własnego serca. Jak Pani siedzi unieruchomiona do szyi, bezbronna i przerażona i woła Pana Trelę, który w końcu wychodzi odświętnie ubrany, jak zwykle milczący, ale jakiś inny, słabszy?, smutniejszy? Chwiejnym krokiem zmierza ku Pani, pada… ale nie poddaje się wije się po ziemi, czołga w stronę Winnie, w stronę miłości. Rośnie napięcie…i kulminacyjny moment podsumowujący całą sztukę tj. pocałunek - zastrzyk miłości, spokoju i radości z obecności drugiej osoby.

Byłam i jestem pod ogromnym wrażeniem „Szczęśliwych dni”. Sztuka wywołała u mnie multum uczuć, od radości po smutek. Podczas spektaklu w jednej chwili się śmiałam, w drugiej zaś miałam „kluchę” w gardle. Sposób w jaki „bawiła” się Pani swoim głosem, modyfikowała go na potrzeby sztuki jest nie do opisania. W Pani głosie w jednej chwili słychać było Małą Steinberg w innej Tonkę Babić. To było genialne. Dzięki Pani ogromnym zdolnościom aktorskim to wszystko było takie prawdziwe, że po spektaklu nie mogłam o niczym innym myśleć jak tylko o sztuce. Ponadto byłam tak zamyślona, można powiedzieć, że przeżywałam to co zobaczyłam jeszcze przez długi czas. Tym razem po powrocie do domu zamiast żywo dyskutować z moim chłopakiem, jak zawsze po obejrzeniu sztuki z Panią, milczeliśmy. Patrzyliśmy na siebie i milczeliśmy. Dopiero rano podjęliśmy rozmowę na temat minionego wieczoru, wymieniliśmy się wrażeniami, zdaliśmy sobie relacje z emocji jakie nam towarzyszyły podczas oglądania spektaklu. Przez kilka dni opowiadałam o „Szczęśliwych dniach” i Pani kolejnej świetnej kreacji aktorskiej znajomym, siostrze, a nawet mojej wiecznie zabieganej mamie. Pani Krystyno była Pani genialna, zresztą pan Trela też Mimo to, że mam dopiero 21 lat i śmierć jest mi odległym tematem, to trafiła Pani do mnie. Mimo to, że problem przemijania jeszcze nie jest mi bliski, tak stał się na ten jeden wieczór. Poczułam tę sztukę i wzruszyłam się.

Po spektaklu było spotkanie z Panią i panem Trelą, byłam na nim, siedziałam w pierwszym rzędzie, ale byłam jeszcze pod wpływem sztuki, nie byłam w stanie zatrzymać tego natłoku myśli, powstrzymać go i racjonalnie zastanowić się nad pytaniem jakie bym chciała zadać. Nie było wtedy miejsca na racjonalne myślenie, byłam omotana i ogarnęła mnie zaduma. Tak jak Pani powiedziała: po „Szczęśliwych dniach” pierwszą reakcją widza jest wzdychanie. To spotkanie powinno odbyć się następnego dnia wtedy na pewno wiele pytań padło by ze strony widowni, ale z przyczyn organizacyjnych było to niemożliwe . Tak jak napisałam dopiero rano „otrzeźwiałam” i byłam zdolna do rozmowy, do podzielenia się tym, co przeżyłam/przeżywałam wieczorem, do otworzenia się i uwolnienia emocji, które kłębiły się we mnie.

Pani Krystyno, po raz kolejny dokonała Pani niemożliwego. Gratuluję Pani! Po raz kolejny dała Pani dowód swojej Wielkości, swoich Umiejętności. Brak mi słów by przekazać Pani jaka jest Pani WIELKA, NAJLEPSZA. Jeszcze raz gratuluję Pani, panu Treli i panu Cieplakowi. Wspólna praca dokonali Państwo czegoś niezwykłego, pięknego i niepowtarzalnego(w pewnym sensie). Mam na myśli niepowtarzalnego dla innych, gdyż państwo mam nadzieje, że będą to powtarzać przez długi, długi czas. Mam zamiar jeszcze raz się wybrać na „Szczęśliwe dni”… i polecam wszystkim by udali się do teatru na tę sztukę - WARTO!!!

Po raz kolejny Pani Krystyno dziękuję Pani, że Pani Jest, dziękuję Pani za to co Pani Robi.

Przesyłam Pani dużo energii i ciepła ze słonecznej Łodzi.

Karolina Tadeusiak
Avatar użytkownika
Carol
 
Posty: 45
Dołączył(a): Śr, 23.08.2006 23:58

Postprzez Krystyna Janda So, 10.03.2007 15:15

A ja sobei ten list przeczytałam dwa razy pod rząd, tearz go sobie skopijuje i wkleję na pulpit. I jak będzie źle to sobie poczytam. Dziękuję.
Avatar użytkownika
Krystyna Janda
Właściciel
 
Posty: 18996
Dołączył(a): So, 14.02.2004 11:52
Lokalizacja: Milanówek


Powrót do Korespondencja