W Sercu Świata...

Tutaj kierujcie pytania do mnie, na które postaram się odpowiedzieć w miarę możliwości.

W Sercu Świata...

Postprzez Carol So, 01.09.2007 22:27

Pani Krystyno!

Wczoraj w nocy powróciłam do rzeczywistości, powróciłam z wyprawy z „Serca Świata” do Łodzi. Mówi się, że lasy Amazonii są „płucami świata”, Pani teatr jest zaś jego Sercem, miejscem pełnym ciepła, pozytywnej energii. Wszyscy tam obecni, nie tylko pracownicy, aktorzy, ale także widzowie są pełni życia, szczęśliwi, że w danym momencie znajdują się właśnie w Polonii, która jest pełna uroku i przyciąga jak magnes. Każda moja wyprawa do stolicy, to wyprawa na kolejne „spotkanie” z Panią, ze sztuką. To czas wyjątkowy, czas, który z moim chłopakiem wspominam aż do kolejnego wyjazdu, czas pełen śmiechu i łez, łez szczęścia i smutku, czas pełen emocji, tak różnych i czasami tak sprzecznych, ale zawsze pięknych i niezapomnianych. Z czystą premedytacją wybrałam taki termin przyjazdu do Polonii, by oprócz zobaczenia „Boskiej”, na którą czekałam od maja ,po 7-8 latach powrócić do Shirley, już trochę starsza, dojrzalsza i udało się, byłam! Wróciłam zachwycona.

Już we wtorek ( 28.08 ), w dniu przyjazdu oczarowała mnie „Boska”. Jej wdzięk wywołał uśmiech na mojej twarzy. Spektakl ten jest zabawny i utwierdził mnie w przekonaniu, że Warto!, że Trzeba próbować, dążyć do celu, realizować swoje marzenia, nawet wbrew wszystkim, bo jak nie teraz, to kiedy? Powinniśmy się cieszyć życiem i jeśli tylko możemy to spełniać nasze pragnienia, nie rezygnować z nich pochopnie, tylko biec do przodu, ku światełku, które rozświetla tę szarą, codzienną rzeczywistość. Florence Foster Jenkins to kolejna Pani znakomita rola. Podziwiam ją za odwagę i wewnętrzną siłę by się spełniać i być szczęśliwą. Jak powiedział świetny w roli St. Claira Wiktor Zborowski: „Florence jest wzorem dla wszystkich, którzy marzą, ale nie mają odwagi”. Pani zaś gratuluję odwagi podjęcia się tak trudnego zadania, gdyż nie jest łatwym nauczyć się tak fałszować by oddać widzom sens sztuki. Udało się to Pani znakomicie, wyszłam z teatru zachwycona, bo zagrała Pani F E N O M E N A L N I E. Sposób w jaki przedstawiła Pani naiwność Florence i rozkosznie ją sparodiowała, chociażby kiedy próbowała dogadać się z Maria ( ukłony dla pani Anny Iberszer) wywołał gromki śmiech na sali i rozbawił widzów do łez. Na samą myśl o scenie, gdy wykonuje Pani Clavelitos ubrana w hiszpańską suknię, tańcząca, wygłupiająca się, rzucająca kwiaty widzom i krzycząca: „Ole” uśmiecham się do siebie. Ukłony również dla uroczej w roli Dorothy pani Krystyny Tkacz, która bawiła publiczność za każdym razem jak tylko pojawiła się na scenie. Drugi akt, który kończy monolog, genialnego w roli Cosme, Macieja Stuhra wywołuje prawdziwe wzruszenie. Następuje swego rodzaju Katharsis dzięki zachowaniu idealnych proporcji. Chcę wierzyć, że Florence umarła spełniona, a jej serce nie wytrzymało napływu szczęścia jakie ją ogarnęło po występie w Carnegie Hall. Dziękuję za takie zakończenie … za obronę tezy, że żeby przeżyć swoje życie szczęśliwie, trzeba dążyć do niemożliwego, trzeba ryzykować, marzyć i oglądać świat przez pryzmat swoich szalonych pragnień. Jeśli nie będziemy sięgać po niemożliwe – nieosiągalne pozostanie niepojętym…

Po „Boskiej” już nie mogłam doczekać się czwartkowej Shirley. Minęło 7-8 lat od naszego pierwszego spotkania, byłam ciekawa jaka jest teraz, jak się zmieniła, jak ja ją odbiorę jako 21-latka? Shirley przybyło trochę lat, jest dojrzalsza, troszkę łagodniejsza, bardziej stonowana niż 7-8 lat temu, ale równie zabawna i urocza, chwilami zagubiona ale twardo stąpająca po ziemi. Jest to sztuka, na którą można chodzić wielokrotnie i za każdym razem śmieszy i wzrusza tak samo, a nawet bardziej. Mój chłopak, który po raz pierwszy widział Shirley przez cały pierwszy akt dosłownie płakał ze śmiechu .Ja też momentami nie mogłam powstrzymać łez, mimo, że niektóre historie pamiętałam to i tak wybuchałam śmiechem jakbym je słyszała po raz pierwszy. To właśnie jest urok Shirley, ona nie może się znudzić, zawsze zaskakuje, śmieszy i wzrusza. Taka jej uroda. Jest wręcz nieśmiertelna, grana przez Panią już 17 lat zmienia się, tak jak my wszyscy ale pozostaje sobą i nie zatraca własnej tożsamości. Czwartkowa Shirley bardzo mnie wzruszyła, pod koniec spektaklu z trudem pohamowałam łzy, widziałam, że i Pani się świeciły oczy. Po raz kolejny poczułam TO co zawsze czuję jak widzę Panią na scenie, porywa mnie Pani i wciąga w sztukę do końca. Ach! Shirley stęskniłam się za Tobą, wrócę na pewno, nie wiem kiedy, ale wrócę bo od 14 roku życia towarzyszysz mi i będziesz towarzyszyła już zawsze. Dziś mam 21 lat i „ja nie bać się żyć”, idę zrobić mojemu chłopakowi jajka sadzone i cieszę się z tego, bo chcę, bo mam na to ochotę…

Jeszcze raz dziękuję Pani za te kilka dni, za cudowną Florence i uroczą Shirley, za kobiety nietuzinkowe, barwne, pełne energii, wiary i nadziei, którą zarażają innych.
Dziękuję, że dała mi Pani możliwość poznania ich, przeżywania i dzielenia się z nimi smutkami i radościami.

Dziękuję Pani, że Pani Jest, dziękuję Pani za to co Pani Robi.

Pozdrawiam i przesyłam dużo ciepła i pozytywnej energii z Łodzi oraz załączam kilka zdjęć z wyjazdu.

Karolina Tadeusiak


Obrazek

To ja szczęśliwa po "Boskiej"

Obrazek

A to ja z moim chłopakiem po "Shirley" - zachwyceni...

Obrazek

i rozbawieni...
Avatar użytkownika
Carol
 
Posty: 45
Dołączył(a): Śr, 23.08.2006 23:58

Postprzez Krystyna Janda Pn, 03.09.2007 08:05

Och jak miło! Te zdjęcia przypominają mi zdjęcia z podroży poślubnej mojej młodej przyjaciółki, sto zdjęć z La Scali, i ani jednego z innych miejsc. bardzo to miłe. Serdeczności.
Avatar użytkownika
Krystyna Janda
Właściciel
 
Posty: 18996
Dołączył(a): So, 14.02.2004 11:52
Lokalizacja: Milanówek


Powrót do Korespondencja