Pani Krystyno,
Jadę autobusem, zbieg ul. Pięknej i Kruczej w Wwie. Jest wrzesień, niezbyt pięknie, ale mijające lato czuje się jeszcze w dusznym powietrzu. Patrzę przez okno. I widzę: na skrawku chodnika stoi kobieta w beżowym, skórzanym płaszczu, w kozakach na wysokich obcasach, w chustce ciasno zawiązanej na głowie, z dużą torbą na ramieniu. Ma grymas na twarzy i rozgląda się z jakąś niepewnością. Jest pochylona, za rękę trzyma dziewczynkę - małą, pewnie ok. 3 lat - mała jest niezadowolona, ma skrzywioną buzię, coś mówi do kobiety. Mój autobus powoli mija tę scenę, a ja odwracam się i przyglądam z uwagą. Tą kobietą jest Pani, a małą dziewczynką Pani córka.
Ok. 3 lat wcześniej inna scena. Teatr Narodowy, hall przed wejściem do szatni. Kłębi się tłum, ludzie czekają na otwarcie drzwi, ale to się nie dzieje. Ja, razem z kolegami z klasy stoimy w pobliżu miejsca, w którym widzę Panią. Najwyraźniej oczekuje Pani kogoś, rozgląda się Pani... Tak, po chwili pojawia się Pani mąż, widać spieszył się skądś, jest zdyszany. Pomaga mu Pani założyć inne buty. Po dłuższej chwili okazuje się, że spektakl jest odwołany, trzeba odejść z kwitkiem... Ja patrzę, jak Państwo wymieniacie komentarze i też opuszczacie hall. Przyglądam się Pani uważnie, bo jeszcze niedawno byłam na dyplomowym przedstawieniu studentów PWST "Krakowiaków i górali", patrzyłam na Panią, wyróżniałam spośród Pani kolegów z rocznika, z racji roli u Wajdy.
Potem, po latach umieram parokrotnie widząc scenę, gdy przegryza Pani żyły w "Przesłuchaniu", zamiera mi oddech, gdy jest Pani Callas w Powszechnym, łykam łzy goryczy słuchając piosenek "Białej bluzki", odpowiadam półgłosem "każda ma swoją Grecję..." siedząc 2 m od Pani, gdy Shirley opowiada o własnym przełomie, z rozbawieniem wchodzę z Panią w dialog będąc "Wielką Artystką" w "Basenie". I jeszcze wiele innych scen...
Swego czasu nie dostałam się do szkoły teatralnej i nie ponawiałam starań. Mój zawód jest również sytuacją społecznej ekspozycji, ale natury innej niż Pani zawód. Choć świadomości przekazu wymaga, moim zdaniem, podobnej. I całe moje dorosłe życie słyszę, że jestem do Pani podobna. W typie ekspresji, fakt, czuję to. Czasem wręcz, że w rodzaju urody, ale tej opinii nie podzielam. O tym podobieństwie wyrazu mówią mi ludzie najróżniejsi, z różnych stron Polski. Tak często i od tak dawna, że pomyślałam, iż muszę to Pani jednak kiedyś powiedzieć...
Bilansuję swoje życie, niebawem skończę 50 lat. To będzie 07. stycznia i pamiętam, że ta data od ubiegłego roku jest dla Pani bolesna. Ten rodzaj doświadczeń nie jest do czynienia porównań. Jednak pozwolę sobie powiedzieć Pani, że w 2007 zamknęłam blisko 25 lat życia z mężczyzną, który był bardzo długo moją wielką miłością, mężem, ojcem 2 synów, a zarazem człowiekiem, który przez te lata nie ujawniał, co naprawdę czuł i myślał. Żegnanie się z iluzją bardzo boli, ale jest nabywaniem Wolności. Tyle razy i na tyle sposobów wyrażała to Pani...
Nazwa, jakiej użyłam, by zarejestrować się na Pani forum nie jest przejawem infantylizmu. Jest wyrazem świadomości, że pielęgnowanie dziewczynki w sobie samej jest sposobem na ocalenie tej ufności, zachwytu, prawdziwości, które pozwalają żyć dalej, nawet, gdy przychodzi jakis "koniec świata". I można - trzeba, warto - mieć swą dziewczynkę blisko siebie zawsze, gdy tylko bierze się ją za rękę jest lepiej. Tego życzę Pani i sobie na Nowy Rok. Dziekuję za to, kim Pani dla mnie jest od moich licealnych czasów. I kłaniam się nisko z nadzieją na kolejne spotkania