Pani Krysiu, byłam wczoraj na „Tataraku” i od wyjścia z kina ciągle analizuję w głowie film. W ciągu dnia co chwila wracają sceny z filmu, urywki dialogów... zastanawiam się, co dalej czuła, myślała Marta, jak wyglądało to jej ostatnie lato... Nie czytałam jeszcze opowiadań, recenzji, nie oglądałam wywiadów, nie chciałam się niczym sugerować oglądając film, zawsze tak robię.
Podziwiam Panią za odwagę, potrzebną, żeby zagrać tę rolę, stanąć przed kamerami!! A właściwie dwie role, równorzędne, pierwszoplanowe, jak ja to odbieram, choć może się mylę. To wymagało ogromnej siły! Ale może ktoś obejrzawszy ten film zrozumie, co to miłość i bycie ze sobą na dobre i na złe, na zawsze... Tak zwana "młodość" czy "starość", czy są to w ogóle pojęcia właściwe i jak definiować?
Tak, jest to film, zdumiewający, bo wielowarstwowy, bo taką prawdziwą i trudną, „niemodną” tematykę poruszający, zadziwiający, bo i konwencja i pomysł nietypowe. A przede wszystkim jest bardzo, bardzo wiarygodny. Takie mam wrażenie, że dzięki Pani podwójnej roli film „wychodzi z ekranu”, bo do widza dociera, że to co ogląda (a czasem czyta w powieściach, romansidłach, opowiadaniach, itp.), różne historie widziane w wygodnym fotelu klimatyzowanej sali kinowej, zagryzane popcornem, to nie odległa bajka (straszna/zabawna/dobra/zła/nawet poruszająca – ale story), tylko życie, które dzieje się tu i teraz. Dwie rzeczywistości równoległe, a może jedna?
Wczoraj, kiedy nagle poleciały napisy końcowe i zapaliły się światła, cała widownia siedziała nadal, zastygła w martwej ciszy, sparaliżowana.... Dobra chwila minęła zanim pierwsze osoby zaczęły wychodzić... Pierwszy raz zdarzyło mi się doświadczyć czegoś takiego.
Dziękuję za ten film, za te przeżycia.
Ciepłego maja życzę i spokojnej przystani z rodziną w Milanówku.
Pozdrawiam serdecznie,
Marta
PS I dzięki za zaśpiewane „Jesienne liście” w marcu, we Wrocławiu!!