przez Beth So, 11.07.2009 22:53
Każdy z nas ma coś takiego w sobie, co pozwala mu na stwierdzenie, że ten czy ów lub ta czy owa mu się podoba. Rozmawiam od roku z Agą, koleżanką z pracy, o tym samym. Tłumaczę, mówię, znów tlumaczę jak żyd krowie na miedzy za przeproszeniem, mówię, rozmawiam, chciałam byc miła. Chłopak, który jej się podoba to taki typowy "banan", co go w końcu ojciec z domu wygonił, żeby sobie zaczął sam w zyciu radzić a nie tylko pasożytuje. pracowali razem i co z tego było? Balety, ćpanie, chlanie, typowy haj lajf w prostym wydaniu. Oj jakze on jej sie spodobał, hmmm z wyglądu... co już określam mianem pierwszej porażki. Dziewczyna jest naprawdę ładna, malutka, chudziutka i ma ładne rysy twarzy. Facetom dech zapiera jej uroda. Lecz jak zdążyłam się zorientować w obu tych przypadkach uroda nie idzie w parze z mądrością, gdyż jemu chodzi tylko o jedną rzecz (bo czego może chcieć facet mający pstro w głowie?) a ona za chiny nie może tego pojąć. Przeszła już rozmowy na ten temat ze wszystkimi w pracy. Fajnie, choć to też głupota. Tak doszłam po krótkim okresie czasu do wniosku, że najlepsza koleżanka i mi nie wierzy? Dobrze więc, skoro ona nie ma zaufania do mnie i wywleka to na forum to niech se radzi sama. Dziś znów zaczęła, więc stwierdziłam żeby się pracą zajęła a nie o głupotach myślała, bo ja już tym tematem wymiotuje, jak ona kiedyś moim, z tym tylko, że tylko ona o tym wiedziała (co jak się później okazało, nie tylko ona...). Jaki wyciągnęłam wniosek? Zapytałam tylko siebie: Dlaczego zawsze musi się sprawdzać powiedzenie, że uroda nie idzie w parze z mądrością?
"Co jest Twoją pestką?
Miłość
A moją?"