Panta rhei.Nie ma bytu, jest tylko stawanie się.
Tak już, że gdy mając świadomość, że kiedyś byliśmy inni, że było na lepiej rozmyślamy, jak to właściwie było i dlaczego. W końcu zaczynamy szukać śladów przeszłości w rzeczach, miejscach, gdzie zatrzymało się to nasze szczęście. Po omacku, ślepo chcemy zrobić coś jeszcze raz, może po to, by cofnąć się do tych lepszych chwil, albo stwierdzić jak teraz jest dziwnie. Albo szukając w naszej podświadomości rodzi się złudzenie, że czyniąc to wszystko wróci ten stan, byt. Chcemy by było jak dawniej, wiemy, że tak nie będzie. Może za parę lat wrócimy do tego co jest dziś.
A jakiś Heraklit chce nam zburzyć tą naszą podróż w czasie swoim stwierdzeniem, że wszystko płynie. Czy oznacza to, że to co teraz robimy jest beznadziejną próbą płynięcia pod prąd? A może wrócimy w to samo miejsce na rzece, tylko woda nie będzie już tam taka sama. Nie wiem. Też szukam tego co minione w rzeczach i miejscach. Machinalnie, uparcie, jak jakiś zaklinacz czasu próbuję powtórzyć, być, mieć to samo. I zaczynam czuć, że nic mi to nie daje, że nic się nie zmienia. Cały czas jest inaczej niż kiedyś. Wracając, szukając czujemy stratę, upływ czasu, minione szczęście, teraźniejszą beznadziejność i może boli nas, ale jest to ból przyjemny. Zastanawiam się, czy już zawsze będę wracać do przeszłości, żyć nią. Wtedy właśnie okazuje się, że muszę się z kimś pośmiać, wpaść w stan nagłej egzaltacji, pożyć przez chwilę tym co teraz. I co z tego? To tylko chwilowe, ulotne, mimowolne, płytkie.
Nieustannie czujemy w sobie jakiś brak, pustkę, którą powierzchownie przykrywa teraźniejszość.
Dziwne to wszystko. Przecież kiedyś tak nie było, nie trzeba było nigdzie wracać, niczego powtarzać. Zastanawiam czy w życiu takie "momenty" przychodzą co jakiś czas, czy są ludzie, których nie dotykają. I nie wiem, nic wiem.
A Panią pozdrawiam tak samo serdecznie jak rok temu. Widać coś pozostało z tego czasu, mojego czasu.