press

Tutaj kierujcie pytania do mnie, na które postaram się odpowiedzieć w miarę możliwości.

press

Postprzez nat Śr, 23.06.2010 21:52

"Przygoda" Krystyny Jandy
Rozmawiała Dorota Wyżyńska
2010-06-23

- W lipcu i sierpniu repertuar powinien być lżejszy, my proponujemy widzom przegląd naszych spektakli i jak co roku planujemy premiery. Niekoniecznie są to tytuły "wakacyjne" - mówi Krystyna Janda.

Rozmowa z Krystyną Jandą

Dorota Wyżyńska: Po raz kolejny przekonuje nas pani, że teatry nie muszą robić sobie długich wakacji, a do widzów można dotrzeć też i w lipcu, i sierpniu. Czy bilety na letnie spektakle dobrze się sprzedają?

Krystyna Janda: Tak, wakacje okazały się świetną porą dla teatru. W Warszawie jest wielu turystów, Polaków mieszkających za granicą, gości. No i oferta teatralna nie jest duża. Wiele teatrów - i te miejskie, i inne także - zamyka się na miesiące letnie.

Jest taka obiegowa opinia, że repertuar wakacyjny musi być wyłącznie komediowy. Że widz nie jest w stanie podczas upałów wybrać się na coś, co wymaga skupienia i myślenia. Co pani na to?

- Tak, wydaje się, że repertuar powinien być generalnie lżejszy, my proponujemy widzom przegląd naszych spektakli i jak co roku planujemy premiery, nowe rzeczy specjalnie na wakacje. Choć niekoniecznie są to tytuły "wakacyjne". "Przygoda" Marai'ego nie należy do takich "bezproblemowych" i "rozrywkowych" propozycji, a właśnie na początek lipca planujemy premierę w Teatrze Polonia i będziemy to grać prawie cały lipiec.

Fragmenty z "Przygody" Marai'ego znalazły się w scenariuszu filmu "Tatarak". Doktora-męża zagrał u Andrzeja Wajdy Jan Englert. Tę samą scenę - podczas której bada swoją żonę - Jan Englert zagra teraz w teatrze. Czy już na planie filmu "Tatarak" myślała pani o tym, żeby przenieść "Przygodę" do Polonii?

- Miałam to w planach, zanim zaczęliśmy zdjęcia do "Tataraku". Mniej więcej w tym samym czasie co "Dowód". Realizacja "Dowodu" okazała się łatwiejsza, a w związku z tym "Przygoda" musiała poczekać na swoją kolej. Jest to podobny gatunek teatralny. To tekst, który leżał sobie u mnie w szufladzie, czyli pod sercem, od dawna. To piękny tekst. Jeden z najpiękniejszych teatralnych, jakie czytałam. To opowieść o miłości i odpowiedzialności za miłość.

W czym pani zdaniem tkwi siła twórczości Marai'ego? Co dla pani jest tu szczególnie ważne?

- W harmonii, inteligenckości, jeżeli to można tak nazwać. W "Przygodzie" tak samo ważny jest temat, jak i intryga; charaktery postaci, jak i nastrój, klimat. Język i komplikacje całej opowieści. Dla mnie ważne jest także to, że bohaterowie tej opowieści to krąg ludzi w jakiś sposób mi bliskich. Wielką siłę ma sama historia. Uwielbiam to w teatrze: sprawę i historię, a tu Marai nie ma równych.

"Przygoda" nie jest sztuką "modną", "nowoczesną".

- Nowoczesną? Tak "z ucha" jest chyba sztuką XIX-wieczną. Ale ten typ narracji, komplikacji psychologicznych, wyborów moralnych i zachowań porządkuje na przykład moją wyobraźnię. Myślę, że tak jest w wieloma widzami. Ja jestem zmęczona nowoczesnością i awangardą na siłę, bez kompromisów. Jestem zmęczona nowoczesnym teatrem. Nudzi mnie i nie jest dla mnie, wiem to na pewno. Nowocześnie może być coś grane, współcześnie pomyślane, zainscenizowane, ale ja lubię, jeśli jest ważne, dobre, mądre i nie na siłę a mam wrażenie, że generalnie polski młody, nowoczesny, modny teatr jest robiony na siłę, bez serca, do ostatniej kropli krwi i wykręcenia ścięgien, no i nieprawdziwy.

Bohatera "Przygody" - profesora Kadara - poznajemy w szczytowym momencie jego kariery, na wydawałoby się najlepszym etapie życia. "Na szczytach panuje cisza" - taki przewrotny tytuł dał swojej sztuce wybitny dramatopisarz Thomas Bernhard. Pani Krystyno: jak jest z tą ciszą na szczytach? Czy ona jest w ogóle możliwa do osiągnięcia? Co o tym myśli profesor Kadar?

- Osiągnięcie szczytu zawsze okupione jest ofiarami. Tu - najboleśniejszymi. To ponowne przypomnienie, zastanowienie, co ma sens i jaki jest cel? Przypomnienie, że każdy sukces ma swoje koszty, często przerastające go wielokrotnie. Profesor Kadar jest wspaniałą postacią, świetną rolą do zagrania.

Choć trzeba dodać, co podkreślał też w rozmowie ze mną Jan Enlgert, to nie jest łatwy tekst dla aktorów.

- O tak. Tu trzeba talentu, wrażliwości, człowieczeństwa i fachowców.

"Przygoda" to nie jest jedyna wasza wakacyjna premiera. W Och-teatrze już 28 czerwca "Zaświaty...", a potem czeka nas jeszcze flamenco. Czy może pani przedstawić nam jeszcze te dwie propozycje?

- "Zaświaty, czyli czy pies ma duszę" to propozycja bardziej wakacyjna, mam wrażenie - zabawny tekst, bawiący się znów stereotypami i kpiący z naszych przyzwyczajeń. To czarna komedia. Trzy striptizerki jadą do pracy. Nie chcąc zabić psa, uderzają samochodem w latarnię i trafiają do poczekalni przed Sądem Ostatecznym, a tam spotykają pewnego anioła selekcjonera tyle tylko, że trafia tam z paniami także pies Tekst Jerzego Masłowskiego zajął mnie bardzo i rozbawił. Zobaczymy. Z kolei "Flamenco namiętnie" to spektakl tańczony. Dołącza do repertuaru naszej Sceny na Placu Konstytucji. Mam nadzieję, że będzie wielką przyjemnością dla widzów. Tragiczna miłość, muzyka, śpiew, taniec - namiętnie. Premiera 12 lipca.

Scena na Placu Konstytucji to osobne zjawisko socjologiczne. Ma pani na pewno na ten temat mnóstwo anegdot?

- Przede wszystkim trzeba powiedzieć, że jest to nadspodziewany sukces. Nasz teatr letni na placu cieszy się niebywałą frekwencją, pewnie także dlatego, że jest za darmo, a - jak czytamy - co piątemu Polakowi grozi ubóstwo, ale także dlatego, że te pięć tytułów granych co roku to tak różne, atrakcyjne spektakle, różne stylistyki, naprawdę dobre aktorstwo, inscenizacyjnie Są widzowie, którzy nie opuszczają ani jednego spektaklu. Są zawsze o 17 na placu, przyjaźnią się z aktorami, czekają na nich, wzruszają się i śmieją, kupują dla nich kwiatki, pieką ciasta. Są też amatorzy alkoholu, którzy uznali spektakle na placu jako stały swój termin w ciągu dnia, ci przeżywają najgoręcej, dzieląc się wrażeniami spontanicznie z innymi widzami i przed spektaklami, i po nich. Przyjeżdżają ludzie z całej Polski, wycieczki włączające nasze spektakle w cykl zwiedzania Warszawy. Są i tacy, którzy raz się zatrzymali, przechodząc, albo wysiedli z autobusu na chwilę, żeby zobaczyć, co się dzieje. Nigdy wcześniej nie widzieli teatru, nie byli w teatrze, a teraz są naszymi stałymi widzami i w Polonii, i w Och-teatrze. Długo by opowiadać. To niezwykła przygoda - ten plac i na nim teatr. Na szczęście i w tym roku Biuro Teatrów i miasto Warszawa zdecydowały się finansować tę przygodę. Zagramy w te wakacje prawie 80 razy, pięć tytułów.

A jakie plany ma Teatr Polonia na następny sezon?

- Tuż po wakacjach ruszają próby do nowego spektaklu Przemysława Wojcieszka. To nowy, współczesny komediodramat o rodzinie zadłużonych, jak to nazywam żartobliwie. Premiera planowana jest na koniec października. Wcześniej na afiszu małej sceny "Fioletowe pończochy", polski tekst, z Agnieszką Krukówną, w reżyserii Grzegorza Warchoła. Próby rozpoczną się jeszcze w sierpniu. A jesienią i zimą Borys Lankosz, reżyser filmu "Rewers", wystąpi u nas jako reżyser teatralny. Co do tekstu - ustalenia trwają. Myślimy o dwóch tytułach, oba są interesujące. Zobaczymy. Czekają nas pracowite miesiące.

A to dla Teatru Polonia wcale nie jest nowością.

Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna
__________________________________________________________________________________________

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
__________________________________________________________________________________________

Maria Seweryn reżyseruje
Rozmawiała Dorota Wyżyńska
2010-06-23

Po pierwszych kilku miesiącach, które spędziła w Och-teatrze, nie ma już wątpliwości: to miejsce stało się dla niej sensem życia. Maria Seweryn debiutuje właśnie jako reżyser spektaklu "Zaświaty, czyli czy pies ma duszę?"

Rozmowa z Marią Seweryn

Dorota Wyżyńska: "Zaświaty" to jak - zapowiadacie - komedia filozoficzna...

Maria Seweryn: To przede wszystkim komedia, czarna komedia, ale nie pozbawiona elementów filozoficznych. Już sama historia jest zabawna. Punkt wyjścia, kontekst powodują, że mam nadzieję, będziemy się dobrze bawić. Są też mocne, wyraziste charaktery. I to ogromna zaleta sztuki. Trzy striptizerki, jeżdżą całą noc od klubu do klubu, z występu na występ, chcąc zarobić jak najwięcej pieniędzy. Giną w wypadku samochodowym. Na drogę wbiegł im pies, a one chciały go ocalić. Samochód uderza w latarnię. Bohaterki trafiają do poczekalni przed Sądem Ostatecznym, do "sektora 22" dla osób zamieszkałych między Bugiem a Odrą Są tam drzwi np. dla rowerzystów, artystów, gejów...

Jedna z bohaterek ma problem, ponieważ jest ateistką. Okazuje się, że ateiści też trafiają do poczekalni przed Sądem Ostatecznym. Między śmiechem pojawiają się pytania poważne, filozoficzne. Jest też cała masa humoru w warstwie literackiej tekstu. Nagle wszystkie popularne formułki typu: "Ja się zabiję!" albo "Będziemy tu siedzieć do końca życia", nabierają innego wymiaru.

Debiutujesz jako reżyser! Już od jakiegoś czasu miałaś na to ochotę, prawda?

- Tak, ale tu sytuacja była wyjątkowa. Po dużej inwestycji, jaką był Och-teatr, po kilku zdarzeniach losowych, kiedy z powodu żałoby narodowej, choroby aktorów musieliśmy odwoływać nasze spektakle, nasza sytuacja finansowa nie była najlepsza. Na dodatek na kilka dni przed rozpoczęciem prób do spektaklu "Trzy razy Kalina" okazało się, że nie możemy tego wystawić, bo wycofał się jeden z aktorów. Zostały nam za to trzy wspaniałe aktorki, które już zarezerwowały sobie czas na próby.

U mojej mamy w gabinecie w Teatrze Polonia jest stos tekstów teatralnych przeróżnych autorów. Czytamy je powoli, po kolei. Ale tu sytuacja była nagła. Wtedy mama znalazła sztukę Jerzego Andrzeja Masłowskiego. Natychmiast do mnie zadzwoniła, żebym ją przeczytała. Nie zdążyłam jej jeszcze skończyć, kiedy usłyszałam ze słuchawki: "Wyreżyserujesz ją?".

Sama widzisz, że moje reżyserowanie jest tu małym szaleństwem. Ale dla mnie cennym doświadczeniem. Wierzę w takie przypadki. Na szczęście cały czas mam przy sobie mamę.

A jak "Zaświaty..." wpisują się w wasz program Och-teatru?

- Zdradziłam ci tę historię przypadku, więc teraz trudno dorobić do tego ideologię (śmiech). Ten spektakl jest bardzo aktorski. Sama inscenizacja jest skromna. To, co najważniejsze, jest w rolach, w spotkaniu na scenie czterech osobowości aktorskich. A właśnie surowość tego przedstawienia wpisuje się w program Och-teatru.

Mamy tu trzy wyraziste typy kobiet.

- To są striptizerki, więc w pewnym sensie są to osoby niejednoznaczne, kontrowersyjne. A poza tym... każda z nich dostała od życia w kość, a pod wyzywającym kostiumem i makijażem ukrywa ogromną wrażliwość. Wszystkie trzy wchodzą na scenę "zrobione" - przecież jechały na występ. A potem się "rozpadają".

Ale są bardzo różne. Paulina Holtz gra typ kobiety, który lubię. Pomimo wielu przejść jest wciąż pozytywnie nastawiona do świata. Bezkompromisowa, bezwstydna, silna i z ogromnym poczuciem humoru.

Małgosia Bogdańska gra striptizerkę neurotyczną, znerwicowaną, starszą od dwóch pozostałych, która w trudnych momentach łyka "luzaczki" na uspokojenie.

Bohaterka Violi Arlak to typ Baby Doll. Ubarwia swoje wypowiedzi włoskimi słowami, jest katoliczką i ma wielkie gorące serce. Jest aktorką, którą wyrzucono z teatru, bo nie pasowała do polskiego współczesnego repertuaru (śmiech).

To sztuka o kobietach, o miłości i o mężczyznach. Co chwilę zastanawiają się, czy tam w zaświatach są jacyś normalni mężczyźni. Martwią się, bo " przecież w ogóle nie ma normalnych mężczyzn!". Spotykają tam Anioła - Selekcjonera granego przez Krzysztofa Pluskotę.

I jest jeszcze Lulu...

- Pies, suczka, sprawca wypadku. Bo gdyby Lulu nie pojawiała się na ich drodze, nasze bohaterki nadal cieszyłyby się wzięciem w swoich klubach nocnych.

Lulu prywatnie też wabi się Lulu i dostała tę rolę po znajomości.

- Tak, Lulu jest moim psem. Psem niezwykłym. Mieszka z nami od dziesięciu lat. Jest psem ze schroniska wybranym przez moją córkę. Mieliśmy z nią wiele przygód. Wiele razy nam znikała, wsiadała do tramwaju i odjeżdżała, ale potem wracała.

Zabieram ją do teatru od dawna, ale dopiero teraz na próbach okazała się rzecz zabawna, która nigdy wcześniej nie przyszła mi do głowy - że pies przecież nie rozróżnia sceny od widowni. To rodzi wiele niespodziewanych i zaskakujących sytuacji.

Musisz jej wybaczyć. W Och-teatrze to nie jest takie oczywiste...

- Tak, widownia po dwóch stronach. Takie stworzenie na scenie, które jest w naturalny sposób prawdziwe, obnaża w pewnym sensie "fałsz" i sztuczność teatralnej sytuacji.

Rozmawiałyśmy o Och-teatrze pół roku temu, jak zaczynałaś tu swoją pracę. Jak rzeczywistość zweryfikowała marzenia i plany?

Był taki moment, ten najtrudniejszy tydzień, kiedy z repertuaru spadła "Kalina", kiedy nie wiedzieliśmy co dalej. Usiadłam wtedy z mamą i dyrektorem Romanem Osadnikiem i dowiedziałam się, że Och-teatr może nie przetrwać lata. Trudno mi opisać, co wtedy poczułam. Ten teatr stał się sensem mojego życia. A dodatkowo musiałam tę informację przekazać wszystkim osobom, które tu pracują. I wtedy usłyszałam zdanie, które dodało mi sił: "Zamknąć to my się możemy w teatrze, ale nikt nie będzie zamykał tego teatru".

Wiem, że to miejsce wciąż się tworzy. Że trzeba o nim przypominać. Przed nami jeszcze remont. Musimy wymienić kaloryfery, bo nie przetrwamy zimy. Zrobimy to w sierpniu. Mam nadzieję, że przez 20 dni, kiedy nie gramy, to się uda. A potem bierzemy się do pracy.

Och-teatr potrzebuje jeszcze mocnych pozycji w repertuarze. Takim jest wspaniała "Biała bluzka". Mamy w planach premierę francuskiej farsy "Weekend na wsi", w której wystąpią m.in.: Krystyna Janda, Piotr Machalica, Sonia Bohosiewicz. W sierpniu próby "Kozy, czyli kim jest Sylwia" Albee'ego rozpoczną Kasia Adamik i Olga Chajdas. Szkoła Andrzeja Wajdy ma przygotować u nas premierę bergmanowskich "Scen z życia małżeńskiego".

Jest tu też kawiarnia czynna przez cały dzień...

- ...a latem kawiarniany ogródek, który powoli, nieśmiało zapełnia się gośćmi. To nasze miejsce pod mirabelką. Czasem wychodzimy z prób w szale twórczym, w amoku totalnym zaaferowani coś opowiadamy, dyskutujemy i orientujemy się nagle, że siedzą sobie tu nasi widzowie. To taka cecha tej kawiarni. Ma swój urok

Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna
__________________________________________________________________________________________

Obrazek

Obrazek
__________________________________________________________________________________________

Striptizerki u nieba bram
Julia Rzemek 24-06-2010

W Och-Teatrze premiera nowej współczesnej polskiej sztuki „Zaświaty, czyli czy pies ma duszę?”. Debiutująca w roli reżyserki Maria Seweryn zapowiada, że zobaczymy zabawną, ale również dającą do myślenia opowieść.

Obrazek
Gizela, Langusta i Serenada giną w wypadku samochodowym. Dokąd trafią z poczekalni przed Sądem Ostatecznym?
autor: Jakub Ostałowski
źródło: Fotorzepa

Będzie okazja poszukać odpowiedzi na pytania: co to znaczy być dobrym człowiekiem? I co może się wydarzyć, gdy w zaświaty trafia osoba niewierząca?

Maria Seweryn zaznacza, że do reżyserii namówiła ją mama Krystyna Janda.

– To będzie debiut z przypadku – mówi. – Och-Teatr przeżywał ciężkie chwile, musieliśmy zrezygnować z wcześniejszych planów repertuarowych, ale aktorki były gotowe do grania. Mama trafiła na tekst Jerzego Masłowskiego. Dała mi go do przeczytania i szybko podjęłyśmy decyzję, że spróbuję go wystawić.

Maria Seweryn dodaje, że praca nad tekstem poety, prozaika i dziennikarza, była fascynująca. Jerzy Masłowski uczestniczył w próbach, starając się wprowadzić do sztuki zmiany uwzględniające temperament odtwórczyń głównych ról.

Co z tego wynikło, przekonamy się podczas poniedziałkowej premiery.

Bohaterkami czarnej komedii są trzy pełne temperamentu striptizerki: Gizela, Langusta i Serenada. Pewnej soboty mają bardzo napięty grafik – chcą wystąpić w kilku klubach, by zarobić jak najwięcej pieniędzy. W szalonym tempie pędzą samochodem z jednego lokalu do drugiego. I wtedy niespodziewanie pod koła ich auta wpada pies, powodując tragiczny w skutkach wypadek. Striptizerki giną na miejscu i trafiają do poczekalni przed Sądem Ostatecznym. Tam rolę selekcjonera pełni poważny i zasadniczy Anioł. Oświadcza striptizerkom, że pies, który także zginął w wypadku, nie ma prawa się wałęsać po świętym miejscu, ponieważ nie ma duszy...

„Zaświaty, czyli czy pies ma duszę?”, komedia Jerzego A. Masłowskiego, reż. Maria Seweryn, wyk. Viola Arlak, Małgorzata Bogdańska, Paulina Holtz, Krzysztof Pluskota, Och-Teatr, Warszawa, ul. Grójecka 65, bilety: 50 – 20 zł, rezerwacje: tel. 22 822 24 73, poniedziałek (28.06), godz. 20

Rzeczpospolita
w szeregu biegniesz kilka lat,
a potem - jazda w boski sad!
Avatar użytkownika
nat
 
Posty: 3038
Dołączył(a): Cz, 22.01.2009 14:19
Lokalizacja: W-wa/Poznań

Re: press

Postprzez Krystyna Janda Pt, 25.06.2010 06:08

bardzo dziękuję. A to sobie pooglądałam i poczytałam! Ukłony.
Avatar użytkownika
Krystyna Janda
Właściciel
 
Posty: 18996
Dołączył(a): So, 14.02.2004 11:52
Lokalizacja: Milanówek


Powrót do Korespondencja