Droga Pani Krystyno,
ze zdziwieniem i zaskoczeniem odkrywam już po raz kolejny, że czas jest pojęciem zupełnie nieodgadnionym, chwilami wręcz abstrakcyjnym w zwykłym rozumieniu!
Mam wrażenie, że pisałam swój ostatni list do Pani wieki temu, a tymczasem minęło zaledwie parę tygodni, podczas których szalenie dużo wydarzyło się w moim życiu, a "zdarzenia" teatralne w dużym stopniu je wypełniły.
Nie mogę więc nie podzielić się z Panią - moją pierwszą i największą Mentorką Teatralną - choćby odrobiną wrażeń i przeżyć.
Pani Krystyno, przede wszystkim bardzo dziękuję za „Weekend z R.”, który w końcu udało mi się zobaczyć na deskach Och-Teatru jeszcze pod koniec ubiegłego roku.
Niezaprzeczalnie znakomity spektakl! Nie pamiętam, kiedy tak fantastycznie się bawiłam na sztuce teatralnej! Wspaniałe kreacje aktorskie, cudowna scenografia, przezabawna fabuła i akcja trzymająca w napięciu od początku do końca. Ach, było naprawdę świetnie!
Dziękuję i duże gratulacje za bardzo dobry spektakl!
fot. Anna Mrożek, "Weekend z R.", Och-Teatr, Warszawa 2010.
Naturalnie, połykając teatralnego bakcyla niespełna 2 lata temu dzięki Pani, zatrzymać się już nie sposób!!
Oprócz krajowych podróży teatralnych, po raz kolejny odwiedziłam niemiecki region Nadrenii Północnej-Westfalii. Oczywiście głównym celem był fenomenalny Teatr Tańca Piny Bausch, ale spotkała mnie też ogromna niespodzianka, o której więcej napiszę w drugim liście.
Tym razem „umierałam z zachwytu” podczas dwóch spektakli: „Palermo, Palermo” i zjawiskowego „Nefes”.
fot. Anna Mrożek, "Palermo Palermo" Pina Bausch, Tantztheater Wuppertal, styczeń 2011.
fot. Anna Mrożek, "Palermo Palermo" Pina Bausch, Tantztheater Wuppertal, styczeń 2011.
fot. Anna Mrożek, "Palermo Palermo" Pina Bausch, Tantztheater Wuppertal, styczeń 2011.
fot. Anna Mrożek, "Palermo Palermo" Pina Bausch, Tantztheater Wuppertal, styczeń 2011.
Moje zauroczenie i miłość do sztuki Piny przekracza kolejne, coraz szersze granice.
Ta wielka artystka była po prostu niedościgniona i nie dająca się ogarnąć zmysłami! Zresztą nadal jest, bo Jej duch krąży po wnętrzach Teatru w sposób wręcz namacalny!
Jestem tego naocznym świadkiem.
Jej spektakle to najwyższy poziom sztuki, umiłowania i znajomości natury człowieka.
To piękna baśń, w której najprostsze gesty, pozornie zwykłe i codzienne czynności, odkrywają czystą prawdę o życiu, o pragnieniach, namiętnościach i miłości do wszechświata, do przejawów piękna życia w każdej postaci.
Przeżyć podczas spektakli Piny Bausch nie da się zamknąć w jednej konwencji, czy otoczyć barierami wąskotorowego myślenia. To jak nieogarnięte morze możliwości, marzeń i miliona interpretacji, tak wielu, jak wiele serc i dusz tego doświadcza.
fot. Anna Mrożek, "Néfés" Pina Bausch, Tantztheater Wuppertal, styczeń 2011.
fot. Anna Mrożek, "Néfés" Pina Bausch, Tantztheater Wuppertal, styczeń 2011.
fot. Anna Mrożek, "Néfés" Pina Bausch, Tantztheater Wuppertal, styczeń 2011.
Jedna ze scen utkwi mi na pewno w pamięci już na całe dalsze życie...
To ogromny wodospad, w spektaklu "Nefes" (Oddech duszy) dosłownie spadający z sufitu sceny, jak ze skalnego uskoku.
Nie pojawia się on od początku spektaklu, przez pierwsze akty z sufitu spadają leniwie i powoli duże krople wody... To zainscenizowana turecka łaźnia, w scenerii której odbywa się cały spektakl.
Kolejno pojawiają się na scenie tancerze, w niezwykłych układach choreograficznych, bądź wykonując samotny taniec „duszy”. Na scenie tworzy się cudowna opowieść o miłości, odnajdywana w najdrobniejszych przejawach życia codziennego, chwilami wynoszona do wartości najwyższej.
Cytując Aleksandrę Rembowską („Teatr tańca Piny Bausch”): „każdy ruch jest jak oddech duszy (nefes) – ma zaprowadzić głębiej, wyżej, wyrazić związek człowieka z tym, co ponad”.
„Kapiący prysznic” w pewnej chwili uwalnia ogromnej wielkości wodospad.. W strugach podświetlonej wody, przynoszącej ożywczy powiew wilgoci na twarzach widzów, jeden z tancerzy zatraca się w niemal transcendentalnym tańcu własnej duszy. To było tak zaskakujące, piękne wrażenie, że.., nie waham się użyć tych słów, było jak dotyk boskości, jak najczystszy przejaw cudu życia.
Zdjęcie poniżej ilustruje tę scenę, ale jedynie w niewielkim stopniu oddaje emocje i przeżycia towarzyszące tym fascynującym chwilom, gdzie doznania zmysłowe i duchowe sięgają granic poznania..
fot. Marta Ankiersztejn "Teatralia", 14 lipca 2009, "Néfés" Pina Bausch
Dziś już wiem, że dla Piny Bausch naprawdę nie było rzeczy niemożliwych!
Potrafiła i nadal potrafi przenosić człowieka w zupełnie odmienne stany świadomości. A ja czułam się w nich, jak w najpiękniejszym marzeniu. Żadna wymyślna dekoracja, czy „przeniesienie” na scenę fragmentów rzeczywistości, nie było dla Niej żadną przeszkodą!
Zdumiewające jest też, że w Jej spektaklach, które grane są już tyle lat, nadal tańczą Jej "wiecznie młodzi" tancerze… Dominique Mercy zachwyca nieprzerwanie! Parę dni temu oglądałam z moją córką DVD ze spektaklu „Cafe Muller” z 1978 roku - jeden z nielicznych zapisów spektakli, w których tańczyła sama Pina, kilka dni wcześniej widziałam Go na żywo na scenie…
Minęło tyle czasu, a Domique Mercy jest chyba jeszcze bardziej porywający niż kiedyś!
Pina Bausch zdeterminowała moje postrzeganie teatru tańca i teatru jako całości. Podczas Jej spektakli kompletnie zaciera się dla mnie granica między dwoma stwierdzeniami: „życie jest teatrem” i „teatr jest życiem”. Tam płynie całość, tam płynie żywe życie…
Ania Mrożek