sonja napisał(a):Milord napisał(a):W sensie nieszczęśliwej miłości?
w sensie nieszczęścia w ogole.
A to co innego i zależy od "ciężaru gatunkowego" nieszczęścia.
Spalone mieszkanie czy urwana w wypadku noga? Kradzież brylantów wartości miliona dolarów
czy pies, który miał wściekliznę i nas pogryzł? Narodziny dziecka z zespołem Downa czy zaprzepaszczona kariera zawodowa czy... no właśnie wzgardzona miłość? Z tej ostatniej zostają po latach co najwyżej blizny. W skrajnych przypadkach, na szczęście rzadkich, rana nie chce się zagoić i delikwent wpada w obłęd albo odbiera sobie życie. Przeważnie jednak po 10 latach niespełniona miłość już nie boli, choć jej wspomnienie nie jest, oczywiście, niczym przyjemnym.
Jesli mowa o bliznach to juz mniej sie nie zgadzam.
One tez bolą, nie pozwalaja zapomniec.
Czasami. Najczęściej jednak można już normalnie funkcjonować, bez depresji i poczucia beznadziei
czyli tego wszystkiego co zdarza się nim rana zacznie być blizną. Jeśli po 10 latach ktoś nadal nie umie
się jednak podźwignąć z nieodwzajemnionej miłości to znaczy, że ciągle ma rany, a nie blizny.
Jeśli zaś po 10 latach nadal są rany to już naprawdę potrzeba specjalistycznej pomocy i farmakologii...