Maszmun, no wiadomo, ze mna na czele.
Witajcie. Ledwo zipie. Taka kilkugodzinna plaza moze wyciagnac z czlowieka wszystkie soki. Pojechalismy do Rye, nadmorskiej popularnej miescinki, jakies 60 km od naszej chaty. I chyba z pol Melbourne wpadlo na ten sam pomysl. Tloczno jak w Miedzyzdrojach w sezonie, czego nie lubimy ze Starym. Jeszcze mocniej zatesknilismy do dziury za Adelajda, gdzie Dolphin Beach nalezala glownie do nas (nie liczac mieszkancow spartanskich domkow na skarpie, no ale jak pisalam rok temu, oni sa na wyposazeniu tej plazy, taki element dekoracyjny. Jak pojedziemy tam jeszcze ze trzy razy, to jest szansa, ze do nich doszlusujemy, zreszta juz sie troche zakumplowalismy.) Z drugiej strony, jak przygrzeje 40+, to nawet w przeludnionym Rye milo postac w wodzie do pasa, saczac kawke. A teraz kilka wakacyjnych widokowek z opisami.
Dziura za Adelajda, czyli Dolphin Beach. Te tysiac km z hakiem do niej przemierzylismy w 46-stopniowym upale (tak jak obiecalam, glownie drzemikowalam). Stary troche sie bal i kreowal rozne czarne scenariusze. No bo na ten przyklad, jakby sie nam samochod rozkraczyl, to co zrobilibysmy w szczerym polu bez aircon? Ciagle nie wiem, bo nic takiego nas nie spotkalo. Przejezdzalismy za to przez tereny, gdzie palilo sie z tydzien wczesniej – czarne kikuty drzew i krzakow wzdluz drogi, kompletnie wypalona trawa, smetnie i nieswojo. Na miejscu dowiedzielismy sie z tv, ze pali sie miedzy Melbourne a Adelajda, tak ze jak wracalismy po dwoch tygodniach do chaty (44 st. C), to znowu mijalismy swiezo wypalony busz.
To samo miejsce tylko z wysluzonym niebieskim namiocikiem, gdzie chwilami przysypiam, duzo czytam, jestem ze Starym i dziecmi i mam czas na wszystko. W tym roku przeczytalam w dziurze piec auto/biografii, jeden zbior opowiadan („Opowiesci wigilijne” kilkunastu „najbardziej lubianych i najchetniej czytanych polskich autorow” – nagroda „za caloksztalt”, sama raczej bym nie kupila, a po lekturze – nie polecam. Jak powstaja takie skladanki? Na zamowienie? Szybko, na kolanie? Ludzie i tak to lykna „pod choinke”...? Po czterostronnicowym opowiadaniu Manueli /na okladce: Manula/ Kalickiej (?) pt. „Miotla, scierka i Boze Narodzenie” zaden inny scenariusz nie przychodzi mi do glowy.) i dwie ksiazki z tzw. ‘literatury kobiecej’ (w domysle: nizszych lotow, oczywiscie), lzejsze, wakacyjne, w kazdym razie tak myslalam (ok, pograze sie – nad „Dziewietnascie minut” Jodi Picoult plakalam jak glupia kilka razy, moim zdaniem lektura obowiazkowa dla rodzicow).
Jeden ptak.
Dwa ptaki.
Duzo ptakow.
Strusiowa uczy dzieci zasad ruchu drogowego.
I pamietaj - glowa do gory, powoli, nie ogladaj sie za siebie, dumnie i z godnoscia...
Pamietacie kormorana Malcolma? Od mieszkancow domkow na skarpie dowiedzielismy sie, ze dorosl i odlecial. I ze spotkali go kilka razy, kiedy wybrali sie lodka na polowy. Tak mysla, ze to byl on...
Ja zobaczylam Malcolma na skalkach na dwa dni przed koncem urlopu. Jestem pewna, ze to byl on. Tak samo suszyl skrzydla.