Droga Pani Krystyno,
Śledzę w miarę rzetelnie i pilnie, co dzieje się w Pani "Dzienniku", kolejne wydarzenia, jubileusze, dyskusje, ale niestety w natłoku nauczycielskich i "kursanckich" obowiązków, wszystko odbywa się z opóźnieniem. A jeszcze tyle lektur nadobowiązkowych do przeczytania, że czasem Pani zazdroszczę - jak udaje się Pani połączyć tyle obowiązków i jeszcze odpisywać swoim wiernym - i tym nieco malkontenckim - czytelnikom...?
Minęło już kilka dni od Pani informacji o jubileuszu pana Janusza Gajosa i nawet chciałem coś wtedy napisać a`propos, ale znowu coś... Niemniej dzisiaj złapałem chwilę, więc piszę. Pani Krystyno, dołączam się do całej rzeszy osób, które życzą panu Januszowi jeszcze wielu sukcesów zawodowych, dużo zdrowia i cierpliwości do wszystkiego, co się dzieje wokół oraz kolejnych genialnych ról. Proszę, jeśli by Pani miała możliwość i okazję przekazać panu Januszowi, że nie wszyscy kojarzą go tylko jako Janka Kosa. Dla mnie to jedna z mniej lubianych jego ról, dlatego pewnie, że samego serialu nie lubię. Z żadnych względów polityczno-historycznych, dla mnie to zwyczajnie nudny serial o tematyce bardzo mi dalekiej. A pan Janusz Gajos, choć bardzo go cenię w ""Żółtym szaliku", "Zapomnianym diable" Drdy, w Kabarecie Olgi Lipińskiej, w Dudku, był świetny w "Układzie zamkniętym", tak jak oczywiście w "Przesłuchaniu" - zawsze jest tak wiarygodny, gdy gra łobuzów i bandytów, do tego stopnia, że mimo sympatii dla niego, nie znoszę drani, których gra. Zdarza się czasem tak, że bardzo ceniąc jakiegoś artystę, jesteśmy w stanie nawet polubić ciemny charakter, który gra w filmie czy teatrze. Mnie jednak, gdy myślę o panu Januszu, pierwsze skojarzenie przynosi na myśl genialne wykonanie piosenki "Epitafium dla frajera" Jonasza Kofty. Potrafił wydobyć z tego tekstu wszystko, co Kofta chciał powiedzieć - dlatego może ten utwór "wpisał się" we mnie na stałe - a gdy mam jakieś wątpliwości przypominam sobie: "że ci się chciało widzieć całość, gdy wystarczała biała laska, że ci godności wystarczało, by nie dorzucać drewna do stosów, [...], że ci się chciało po ludzku przeżyć swe ludzkie życie"... Genialne!
Pani Krystyno,
Chciałbym jednak dzisiaj zapytać Panią o wspomnienie jednej roli - Julii w "Stanie posiadania". Pytam o to ponieważ w tym filmie zagrały dwie moje ukochane polskie aktorki - Pani i pani Maja Komorowska. Zestawiłyście ze sobą dwa światy, dwie postawy i dwa uczucia do jednego mężczyzny. Pokazałyście ten jakże częsty konflikt między matką a przyszłą, potencjalną synową, konflikt między dwiema postawami wobec systemu, wobec praw moralnych, wyznawanych zasad, a jednocześnie każda z nich - Julia i Zofia potrafi świetnie się obronić... Chciałem zapytać o współpracę Pań - jakim jest doświadczeniem grać razem z panią Mają, jak się gra jeśli przed kamerą improwizuje się kwestie? Pytam o to wszystko, jako że niedawno obejrzałem "Stan posiadania". Staram się też poznawać role, w jakich grały Panie, a zarazem dzisiaj wybieram się na spotkanie z panią Mają w związku z wydaniem książki rozmów z nią - "Pytania, które się nie kończą" i chciałem dowiedzieć się o Pani spojrzenie na tamten film. Wiem, że z uwagi na nagromadzenie obowiązków może odpowie Pani za jakiś czas, co zrozumiałe, ale już dzisiaj chciałem o tym napisać.
Aaa... Byłbym zapomniał - już, dopiero po raz trzeci wybieramy się na kolejne spotkanie z "Shirley" - tym razem aż cztery osoby udało nam się nakłonić na spotkanie z naszą ukochaną panią Valentine i z Panią.
Kłaniam się nisko i życzę powodzenia oraz samy7ch dobrych recenzji nadchodzących premier.