"Najbardziej bała się szaleństwa. Tego że kogoś zabije. Zabije i nie będzie o tym wiedzieć. A oni przyjdą o świcie, wywalą granatem drzwi i zaaresztują ją. I nie będzie wiedzieć za co. Nie pozna sensu swojego czynu. Bała się więc braku sensu. Zazdrościła tym, którzy od tak, od niechcenia mówili: "to jest bez sensu" i zaczynali robić coś innego, ale tak samo bez sensu.
Bała się więc szaleństwa i bezsensu.
A jeszcze w dzieciństwie bała się być niegrzeczna. Rodzice stale ją upominali i upominała ją babcia.
Masz być grzeczna – mówili.
Starała się więc, żeby nie było uwag w dzienniczku. Taka uwaga była przecież dowodem na to, że jest niegrzeczna. Nie jednorazowo, ale tak w głębi dogłębnie, tak cała jest niegrzeczna. Była więc dobrą uczennicą i w ogóle dobrze się zapowiadała. Jednak i tak w dzienniczku pojawiał się czasem wpis: “wbiła koledze cyrkiel w oko” albo “brzydko mówiła na boisku szkolnym”, albo “tłukła książką po głowie kolegę w twardej okładce.” - Ha, ha! Kolega w twardej okładce... - śmiała się do siebie.
Pół swojego życia starała się być normalna, żyć normalnie. Skończyła AWF, wyszła za mąż, urodziła syna. Wytrenowała syna na mistrza Europy, rozwiodła się, syn zginął w wypadku samochodowym...
Koniec.
Nie, bo właśnie początek."
tak zaczyna się moje nowe opowiadanie