Dzien dobry. Grejsiu, to taka sugestia byla, zebys sie sprezala. A poza tym, jesli chodzi o mnie, to bede chodzila na AO, dopoki sil starczy. (Ile to juz lat stuknelo? 10. A kilka dni temu mowilam, ze koooniec z tenisem. Przyjezdza po mnie Stary w nocy pod Melbourne Park, a ja chmura gradowa. “Wiesz co? Mam dosyc, zarzucam tenis, szkoda moich nerwow na to wszystko…”, “Ale co sie stalo?”. “No kurcze, brak slow, Venus wykosila Radwanska, nikt jej tak nie kibicuje jak ja, nikt, zarzucam, naprawde zarzucam…” A Stary dusi sie ze smiechu: “A ja myslalem, ze cos ci sie stalo, ze moze ktos ci cos zrobil…”, “A nie??? A daj mi spokoj!”). Na AO przychodza cale tabuny leciwych ludzi, starszych nawet ode mnie, zawsze mnie to jakos milo zaskakuje i podbudowuje. W tym roku wychodze na przerwe z jakiegos meczu, a tam pod sciana, zaraz przy drzwiach siedzi na podlodze piec druhen, a kazda w wieku 75+. Nogi na boki, miedzy nimi kawa i przekaski, daszki na glowach, smichy-chichy, odpoczynek i lecimy na Federera. Tez tak bede za xx lat, znaczy takie mam plany. Chcialam im nawet pstryknac fotke, ale zabraklo mi odwagi, zeby zapytac, czy moge. A, i widzialam na widowni starszego pana z balkonikiem. Tak ze, Grejsiu, jak przylecisz w 2040 r., to oczywizda, ze pojdziemy na AO, pod raczke.
Przeczytalam gdzies, ze Wawrinka po meczu z Djokovicem wyjawil, ze przegral go juz w szatni. Mogl to obwiescic przed wyjsciem na kort, albo lepiej – w ogole nie wychodzic. Ale moze liczyl, ze Djokovic tez przegral w szatni? I po co bawic sie w jakies obstawianie? Mecz sredni, na pewno slabszy niz te z odslon 1 i 2. Obaj mieli wzloty i upadki, ale Wawrinka wyraznie walczyl ze swoim serwem. Byly takie gemy, ze ani razu nie zaserwowal dobrze za pierwszym razem (komentator: “O, szosty raz pod rzad”, a na mojej kanapce: “Wawrinka, ty sie moze naucz serwowac, co?!”, “Mama, a ty umiesz?”, Nie, i dlatego nie biore sie za tenis”), a wiadomo, ze drugi serw przewaznie nie ma juz takiej mocy razenia. Do tego gral tak jakos bez serca i adrenaliny. No szkoda, szkoda, na pewno dzisiaj byloby ciekawiej. No dobra, jest jak jest, przed nami final Djokovic vs. Murray. No nie wiem, nie wiem, wszyscy znowu obstawiaja Djokovica i juz chociazby z tego powodu jakas przekora we mnie wstepuje. Zeby nie bylo nudno do kwadratu. Moje obserwacje w tym roku sa takie: Djokovic gra jak gral, natomiast Murray gra lepiej i jest w dobrej formie, do tego odpoczywal po polfinale jeden dzien dluzej, a to tez sie liczy. Murray gra do konca i nie traci ducha, na pewno bedzie gryzl trawe. Czwarta runda, mecz z G. Dimitrowem, czwarty set, Dimitrow prowadzi 5:2, jesli go wygra, bedzie piaty set i szansa na wykoszenie Murraya. Wszyscy, lacznie z Najglowniejszym Sedzia na kanapce sa przekonani, ze tak wlasnie sie stanie (komentator: “Poszedlem juz po nastepna kawe…”). I co? Murray wygrywa set, 3:1 i po balu. Podczas tego meczu uslyszalam najlepsza definicje tenisa: w tenisie musisz wygrac ostatnia pilke. I to jest na pewno to, co mnie w nim pociaga. Ok, ide robic kawe i spadam na kanapke, bo juz tam bija w bebny.
---------------------------------------------------
No i jednak nudno do kwadratu, ale dzisiaj jakos nie zal mi pokonanego. Ale tez nie skacze z radosci. Dziwny mecz. Murray gryzl trawe przez dwa pierwsze sety, moze dwa i pol, a potem betka i masakra. Djokovic w trzecim secie wygladal na wykonczonego, a w ostatnim jakby nowy duch i sily w niego wstapily. Poza tym Murray potrzebuje psychologa, a jesli ma, to zdecydowanie lepszego.